- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Owoce dobrego ziarna
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Sekty realne zagrożenie
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. „Religijne” manipulacje
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Nie wiedziałam czy moje dziecko żyje
- GDZIEŚ BLISKO. Oszołomem w sektę
- ROZMOWA Z ... Byłam w sekcie
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Batalia o wiarę
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- POKÓJ PEDAGOGA. Za krótka spódniczka
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- POD ROZWAGĘ. Miękki New Age
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Quiz o poznańskiej piątce
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Śluby na froncie
- Z ŻYCIA BŁOGOSŁAWIONYCH ORATORIANÓW
- MISJE. Przetrwać w Namibii
- MISJE. Afrykamerowy dialog kulturowy
- ZDROWA MEDYCYNA. In vitro
- DUCHOWOŚĆ. Do nieprzekonanych
- DUCHOWOŚĆ. Odmowa chrztu
- PRAWYM OKIEM. Ośla grypa
ZDROWA MEDYCYNA. In vitro
Andrzej i Henryk Siniawscy
strona: 20
Ewangelia miłości Boga do człowieka, Ewangelia Godności osoby i Ewangelia życia stanowią jedną i niepodzielną Ewangelię. (Jan Paweł II – Evangelium Vitae).
Fizjologicznie akt zapłodnienia dokonuje się w jajowodzie (twór łączący macicę z jajnikami) powyżej macicy. Tam powstaje pierwsza wspólna komórka zawierająca materiał genetyczny od matki i od ojca, którą nazywa się zygotą. Spośród milionów komórek męskich (plemników) szansę zapłodnienia komórki jajowej ma zasadniczo tylko jeden, a długa droga (około 25 cm) do jajowodu ma tu zasadnicze znaczenie w eliminacji chorych plemników. Od momentu zapłodnienia zygota wędruje przez pięć dni do macicy (wcześniej zwycięski plemnik musi pokonać tę drogę w kilka minut!), dzieląc się i żyjąc, zdawałoby się, życiem autonomicznym. Jest w niej pełen obraz potomka, zawarty w jakby matematycznym opisie, opisie genetycznym dokonanym nie ręką ludzką, ale przez samego Stwórcę.
Po pięciu dniach „nowy człowiek” zatraca swoją częściową samodzielność – musi mieć już prałożysko, które kieruje jego rozwojem. Dziecko jest posłuszne tym dyrektywom w procesie wzrostu, ale i wczesnego wychowania wewnątrzmacicznego. To wychowanie w sanktuarium życia u mamy jest bardzo ważne, jest wychowaniem na obraz i podobieństwo Boże. Wiedziały o tym już nasze mamy, gdy radziły młodym matkom, aby unikać nieprzyjaznych sytuacji w ciąży. Trzeba powiedzieć, że brak świadomości u dziecka nie ma tu znaczenia, bo świadomość i podświadomość matki jest „wlewana” do dziecięcego umysłu. Matka w jakiś tajemniczy sposób dzieli „duchowe komórki” swojej świadomości, by przekazać je swemu dziecku. Dlatego Jan Paweł II uświadomił nam, że nie „Cogito, ergo sum” (myślę, więc jestem) Kartezjusza, ale „Esse” (być) św. Tomasza jest wyrazem istnienia dziecka Bożego. Człowiek nie musi „być myślącym”, aby „być” człowiekiem i dzieckiem Bożym. Jaka będzie ta świadomość dziecka, gdy matka, decydując się na zapłodnienie in vitro, decyduje się jednocześnie i na zabicie?
Właśnie ta pierwsza faza (faza do czasu powstania prałożyska) jest manipulowana przez lekarzy, co określa się zapłodnieniem in vitro (łac. w szkle, czyli w probówce). Manipulacja połączenia plemnika i komórki jajowej w probówce jest jednak niebezpieczna dla dziecka. Nie można opanować w pełni skutecznie tego procesu. W tych jak najbardziej sztucznych warunkach, poza ciałem matki, połączyć się z komórką jajową może plemnik nie w pełni rozwinięty albo rozwinięty niedostatecznie, lub chory. Plemnik z probówki nie przeszedł biologicznego testu, nie wykazał swojego zdrowia, bo to lekarz pęsetą i bez wiedzy, co do jego potencji życiowej wcisnął go do komórki jajowej. Plemniki są często przechowywane i już samo to może być przyczyną braku ich „świeżości”, przyczyną, jak to się mówi, zestarzenia się materiału genetycznego, który jest wrażliwy nawet na światło. Ale nawet tzw. świeże nasienie oznacza tylko to, że wciska się materiał genetyczny, którego nie umiemy sprawdzić w żadnym teście do czasu... aż zacznie się rozwijać. Dlatego lekarze pobierają kilka komórek i starają się mikrometodą sprawdzić ich zdolność do rozwoju, ale i ten sposób nie daje pewnego wyniku. Badania te, częściej niż zwykle są fałszywie dodatnie, ukazując obecność choroby, której nie ma. Wówczas lekarze decydują się na zabicie człowieka, określając ten czyn „usunięciem zarodka”. Dopiero badania nad całym, większym „usuniętym materiałem zarodka” wykazują, że wcale nie było żadnych defektów, ale wtedy już jest za późno...
Małe dziecko, które otrzyma „dobry atest medyczny” (co wcale nie oznacza, że jest stuprocentowo zdrowe) zostanie sztucznie wprowadzone do macicy matki wcześniej leczonej środkami hormonalnymi. Bo ten mały człowiek potrzebuje matki, co lapidarnie określa się „zagnieżdżeniem zarodka w macicy”. Niestety, raz wykonany krok w sztucznym środowisku rodzi podejrzenie, że może coś jeszcze dziać się niedobrego. Może jednak rozwija się „chory zarodek”. Matka nie jest więc już traktowana jako święte miejsce rozwoju człowieka, jej macica, w rozumowaniu lekarzy, jest w dalszym ciągu jakby macicą in vitro, szklaną macicą, do której to trzeba się dostać znowu przez manipulacje, aby kontrolować niepewną sytuację człowieka. Matka musi być przygotowana na dalsze badania i na zabicie dziecka (aborcję), bo tak każe prawo nauki. Mały człowiek nie znajduje się już w sanktuarium życia, tylko podlega kontroli lekarzy, którzy decydują o jego życiu i śmierci.
Tak więc zapłodnienie in vitro powoduje otwarcie drogi do aborcji i może dalej do eutanazji. Czy po urodzeniu matka będzie miała spokojne sumienie? Do dziś trwają też badania, których wyniki nie są jednoznaczne, co do tego, czy człowiek poczęty in vitro w późniejszym okresie może być bardziej narażony na choroby, czy nie? Pamiętajmy też, że godność człowieka, w tym procesie jest również zmanipulowana. Człowiek bowiem staje się nie podmiotem, ale przedmiotem pracy.