- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Owoce dobrego ziarna
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Sekty realne zagrożenie
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. „Religijne” manipulacje
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Nie wiedziałam czy moje dziecko żyje
- GDZIEŚ BLISKO. Oszołomem w sektę
- ROZMOWA Z ... Byłam w sekcie
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Batalia o wiarę
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- POKÓJ PEDAGOGA. Za krótka spódniczka
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- POD ROZWAGĘ. Miękki New Age
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Quiz o poznańskiej piątce
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Śluby na froncie
- Z ŻYCIA BŁOGOSŁAWIONYCH ORATORIANÓW
- MISJE. Przetrwać w Namibii
- MISJE. Afrykamerowy dialog kulturowy
- ZDROWA MEDYCYNA. In vitro
- DUCHOWOŚĆ. Do nieprzekonanych
- DUCHOWOŚĆ. Odmowa chrztu
- PRAWYM OKIEM. Ośla grypa
WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Nie wiedziałam czy moje dziecko żyje
Mama
strona: 7
Do szkoły mojego syna przyszedł kiedyś „duchowy mistrz” (nauczyciel) jednej z lubelskich sekt, by spotkać się z młodzieżą. Mówił o duchowości, reinkarnacji, szczęściu i miłości. Ludzi, którzy troszczyli się o zapewnienie doczesnego bytu, wykształcenie, przyszłość traktował z pogardliwą wyższością osoby stworzonej do wyższych celów.
Młodzieży, która chciała coś zmienić, czegoś dokonać, życie uczynić lepszym, przebudować świat i która poszukiwała odpowiedzi na pytania dotyczące ludzkiej egzystencji – dał proste odpowiedzi na każde pytanie. On sam miał być przewodnikiem do duchowej rzeczywistości i samorealizacji. Rozdawał adresy, telefony, zachęcał do kontaktu, zapraszał na spotkania…
Mój syn skorzystał z zaproszenia. Wydawało mu się, że nauczy się jogi, medytacji, pozna nowych ludzi odrzucających świat kłamstwa, nieuczciwości i pazerności.
„Duchowy mistrz” wiedział, że zaczyna się dobry czas dla jego działalności i może wykorzystać niewiedzę społeczeństwa na temat nowych, alternatywnych form duchowości. Liberalna ustawa o wolności myśli, sumienia i wyznania stworzyła doskonałe warunki dla wszelkiego rodzaju mistrzów, nauczycieli, proroków, którzy rejestrując grupę o religijnym podłożu lub jej nie rejestrując, budowali swoją władzę, gdzie na boski wzór stanowili prawa i normy oparte na kłamstwie, zysku i amoralności wobec ludzi, których najpierw uzależniali, manipulowali, a później deprawowali.
Mój syn zaczął szybko spełniać wymagania sekty: wegetariańska dieta (niskobiałkowa, niskotłuszczowa, z małą ilością węglowodanów), mało snu, mantrowanie. W jego słownictwie pojawiły się nowe terminy: karma, samorealizacja, oświecenie. Zaczął twierdzić, że nauka jest niepotrzebna człowiekowi do szczęścia. Zastanawiał się czy zdawać maturę, czy też nie. Mówił o nowym bogu, wszechogarniającym i wszechwiedzącym K… i nowym nauczycielu (guru). Chudł w oczach, znikał na całe noce i dnie. Wracał rozgorączkowany, nie rozumiał, co się do niego mówi. Patrzyłam i nie wierzyłam, jak moje dziecko zmieniło się w tak krótkim czasie. Najgorszą zmianą była całkowita obojętność, a nawet wrogość wobec mnie. Wyzbywał się wszelkich uczuć, ponieważ były czymś „materialnym”, a należało uwolnić się całkowicie od materialnego świata. Sytuacja pogarszała się z dnia na dzień. Spał na podłodze, stosował oczyszczające posty, miał wizje, bał się złych duchów, nie wracał do domu po kilka dni.
Nigdy wcześniej nie zetknęłam się z literaturą o sektach ani z osobami, które wyjaśniłyby mi trudne kwestie i pomogły. Patrzyłam, jak mój syn stawał się człowiekiem psychicznie uzależnionym i nie potrafiłam mu pomóc, ani znaleźć wyjścia z tej sytuacji. Postanowiłam pójść na otwarte spotkanie i porozmawiać z liderem grupy w nadziei, że zmieni moje dziecko. Przyrzekłam sobie, że zachowam spokój bez względu na to, co się będzie działo. Po spotkaniu poprosiłam „duchowego mistrza” o chwilę rozmowy. Nie mówiłam o zasadach ich wiary, lecz wyraziłam troskę o własne dziecko, powiedziałam o niekorzystnych zmianach, jakie zauważyłam. „Duchowy nauczyciel” był wyraźnie zadowolony. Poprosił mojego syna i zapytał, ile ma lat. Chłopiec odpowiedział, że ukończył osiemnasty rok życia. Mistrz oznajmił mi, że mój syn jest dorosły i wybrał właściwą dla siebie życiową drogę. Kobieta w średnim wieku przysłuchująca się rozmowie wtrąciła się, wyjaśniając mi, że już nie jestem matką mojego syna, ponieważ ma on inną matkę. W tym momencie doznałam szoku i straciłam panowanie nad sobą. Wtedy mistrz kazał mojemu synowi wyprowadzić mnie z sali, udowadniając przyglądającej się reszcie grupy, że to on ma absolutną władzę nad nim i może go skłonić nawet do czynów amoralnych. Był pewien, że będzie mu zawsze posłuszny.
Zrozumiałam, że psychiczne i emocjonalne uzależnienie mojego syna jest tak wielkie, że nie potrafi racjonalnie myśleć, obiektywnie ocenić sytuacji ani samodzielnie podjąć decyzji. Jeszcze studiował, ale wtedy zrozumiałam, że to nie potrwa długo. Gdy zbliżały się egzaminy, perfidnie pożyczono mu większą sumę pieniędzy na zakup towaru (ziółka). Handel uprawiany przez ludzi spoza sekty jest uganianiem się za doczesnymi dobrami, natomiast sprzedawanie różnych towarów na straganach wszystkich miast przez członków sekt stanowi duchowy czyn i samorealizację. Tej sprzeczności mój syn nie widział. Zrezygnował ze studiów i oznajmił, że wyprowadza się z domu do wspólnoty, by tam studiować.
Byłam zrozpaczona, nie wiedziałam, jakie mam podjąć kroki, aby wpłynąć na moje dziecko, na ludzi, którzy decydowali o bezkarnej działalności religijnych grup. Napisałam artykuł do jednej z gazet przedstawiający uwikłanie mojego dziecka w ten pseudozwiązek wyznaniowy. Stanowił on poważne zagrożenie dla sekty, ponieważ pokazywał mechanizmy uzależniania i deprecjonował grupę w publicznej opinii. Mistrz chciał przedstawić kontrargumenty na łamach tej gazety, a kiedy mu odmówiono złożył skargę do prokuratury, a następnie do sądu przeciwko mnie, żądając opublikowania odpowiedzi pełnej kłamstw i wyzwisk, publicznych przeprosin głównego guru mieszkającego na Hawajach oraz pieniężnego zadośćuczynienia za moralne straty.
Nie wiedziałam, gdzie jest moje dziecko, czy żyje, a musiałam udowodnić w sądzie, że to sekta doprowadziła do tragedii, porzucenia nauki, opuszczenia rodzinnego domu, psychicznego uzależnienia mojego syna swoimi wypróbowanymi technikami kontroli świadomości, psychomanipulacją.
Chcąc wywrzeć na mnie jeszcze większą presję, pewnej nocy przysłano go do domu z kategorycznym żądaniem przeproszenia guru z Hawajów. Był blady, miał nieprzytomne oczy, wykrzywioną w grymasie wściekłości twarz. Od progu wykrzykiwał pogróżki i żądania. W szale gniewu przewrócił się na oszklone regały. Nie zwracał uwagi na pokrwawione ręce i głowę, histerycznie żądając przeprosin mistrza. Następnego dnia był zupełnie inny. Przyznał, że przed przyjściem mistrz częstował go odpowiednio doprawionymi potrawami.
Niestety, nie znałam nikogo, kto wtedy potrafiłby z nim rozmawiać, aby zobaczył zło, w jakie wpędziła go sekta. Ponownie odszedł do grupy.
Sprawa w sądzie toczyła się przez półtora roku. Dzięki zeznaniom koleżanek, które uczęszczały na spotkania sekty i słyszały prawdy głoszone przez „duchowego mistrza” i dzięki byłemu członkowi, który potwierdził wszystko, co napisałam, tuż przed ogłoszeniem niekorzystnego dla grupy wyroku, pozew został wycofany.
Mój syn już trzy lata tuła się po bazarach, sprzedając różne towary. Pomnaża majątek sekty, ponieważ wszyscy muszą płacić określony procent własnych dochodów, by bogacił się guru, niżsi liderzy i żeby mogli organizować nowe placówki. Otworzyli wegetariańskie jadłodajnie i sklepy, w których pracowali i nadal pracują za darmo młodzi ludzie, wydają książki bezpłatnie tłumaczone przez członków sekty, rozprowadzają czasopismo, mają internetową stronę, a przede wszystkim wchodzą do szkół i wyższych uczelni, które wynajmują im sale, gdzie prowadzą wykłady, podszywając się pod naukową lub charytatywną działalność, werbując w ten sposób nowych członków.
Szczególnie rozwinęli działalność na wydziałach psychologii i pedagogiki przewidując, że w przyszłości absolwenci tych kierunków będą organizować terapeutyczne zajęcia dla młodzieży poszukującej celu i sensu życia oraz pokazywać drogę duchowego rozwoju, taką, na której właśnie samorealizuje się mój syn.