- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Społeczne znaczenie salezjańskiego wychowania
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - SYSTEM ZAPOBIEGAWCZY. Świat duchów
- WYCHOWANIE - OKIEM RODZICA. Aniele Boży
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Duchowość, czyli mądrość
- GDZIEŚ BLISKO. Pod sztandarem Walczącego Anioła
- Błyskawiczny kurs modlitwy
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Każdy może błądzić
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Uważnie patrzeć na znaki
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Bóg leczy
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Zniewalające moce
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Rozczarowała mnie medycyna
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Byłem „wywoływaczem” duchów
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Chciałam tylko, żeby syn nie chorował
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Od różdżki do uzależnienia
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Nauczycielka magii
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Żal mi ludzi, którym wróżyłam
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Pseudopotęga umysłu
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Moim bogiem była homeopatia
- DUCHOWOŚĆ. Ogromna czartu jesteś
- DUCHOWOŚĆ. Prawdziwa rodzina Jezusa
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Eurizon 2008
- MISJE. W gorącym sercu Afryki
- MISJE. Razem w działaniu
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Błogosławieni ks. Władysław Błądziński i ks. Wojciech Nierychlewski
- CHOWANIE. Cena zdrowia
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ...
NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Nauczycielka magii
Paweł
strona: 24
Kiedy umarła moja mama, to tak jakby skończyło się moje dzieciństwo. To był koniec pięknych chwil, koniec rodziny, którą tworzyliśmy. Zawiodłem się na Bogu. Obraziłem się na Niego, podobnie jak mój tata. Byłem wtedy w pierwszej klasie liceum. Moja wychowawczyni była bioenergoterapeutą. Ogólnie rzecz biorąc zajmowała się ezoteryką, prowadziła też zajęcia jogi. Kiedy mieliśmy lekcję wychowawczą, opowiadała czym jest bioenergoterapia, ezoteryka, medytacja, ćwiczenia czakramów, punktów energetycznych na ciele, czym jest samodoskonalenie siebie, reinkarnacja… Dla całej klasy było to nowością.
Z czasem wychowawczyni zaczęła mnie wprowadzać w ten świat. Pożyczała mi literaturę. Podczas wycieczek szkolnych ćwiczyła z nami różne praktyki, np. usztywniała nam nadgarstki i dawała w dłoń wahadełka. Później zaczął się satanizm, pierwsze rytuały, pierwsza styczność z magią. Kiedyś postanowiłem zrobić komuś krzywdę za pomocą magii. I zobaczyłem efekt tego. Najpierw myślałem, że to zbieg okoliczności, później jednak tych „zbiegów okoliczności” zaczęło się pojawiać zbyt dużo.
Mój tata i moja siostra zaczęli się bać wchodzić do mojego pokoju. Zaczęły się ruszać w nim przedmioty, ja zacząłem dziwnie się zachowywać. Mój tata, chociaż był ateistą uwierzył, że świat duchowy istnieje.
Pewnego wieczora, kładąc się spać, miałem moją pierwszą styczność z siłą, która za tym wszystkim stała. Moje ciało zostało sparaliżowane. Coś otworzyło mi usta i poczułem ciepło, które wpływa do mojego wnętrza. Od tamtej chwili zdałem sobie sprawę, że to, czym się param, jest złe, że jest to sama złość, sama agresja, sama nienawiść, że za tym stoi konkretna osoba, konkretny przeciwnik, który jest nam znany pod postacią diabła. Wtedy uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nie kieruję już sam sobą, że nie mam własnej osobowości, że moim ja kieruje już coś zupełnie innego. Wtedy też pojawiły się praktyki związane z wychodzeniem z ciała. Z początku bardzo się tego bałem, ponieważ jest to uczucie podobne do umierania. Pojawiły się też wokół mnie postacie, które chciały ze mną rozmawiać i nawiązać kontakt. Miałem przy tym ogromną siłę fizyczną, moje ciało mogło wytrzymywać bardzo duże obciążenia, ale od środka byłem wyżarty. Czułem ciągły strach, ciągłą obserwację przez coś. Zaczęły się pojawiać pierwsze myśli samobójcze.
Kiedyś chciałem sobie zażartować z kolegi i przetestować moją energię. Kolega odleciał parę metrów, uderzył boleśnie o ścianę. Wtedy zobaczyłem, że nie zrobiłem tego sam, że moja ręka go nawet nie dotknęła. Z jednej strony było mi przykro, za to co zrobiłem, z drugiej – pociągało mnie to i ciągle chciałem się rozwijać. Byłem jak bóg. Miałem moc. Chociaż ciągle podświadomie czułem, że Bóg istnieje, że patrzy na mnie i że bardzo mu się to nie podoba.
Pewnego wieczoru wracałem od znajomego rowerem i zacząłem się modlić. Poczułem, jak bardzo potrzebuję Boga. Kiedy dojechałem do domu, tamta strona upomniała się o mnie, rzuciła mnie na łóżko i zaczęła dusić. Myślę, że to było najgorsze przeżycie w moim życiu. Zobaczyłem postać, która mnie dusi i nie chce puścić. Nie pomogło mi wtedy wychodzenie z ciała. Wszystkie moje praktyki, które ćwiczyłem, aby być silnym i doskonałym, nie przynosiły wtedy rezultatów. Kiedy brakowało mi już tchu, wpadłem na pomysł, że będę się modlił. I po pewnym czasie, kiedy było już ze mną ciężko, ta postać puściła mnie. Dopiero wtedy spadły mi klapki z oczu. Zobaczyłem, gdzie tak naprawdę jestem. Ciągle modliłem się do Boga. I modlę wciąż. Kiedy demon mnie dusił, to krzyczał do mnie w różnych językach, których nie rozumiałem. Kiedy wszystko umilkło, słyszałem tylko własną modlitwę i ciszę. Ale czułem się dobrze, czułem się wreszcie wolny i czułem, że ta postać odeszła ode mnie. Wtedy też zaczęło się to właściwe poszukiwanie. Poprzez mojego przyjaciela trafiłem do chrześcijańskiej wspólnoty.
Po tym wszystkim zdarzały się oczywiście kontrataki. Były to zazwyczaj sny, w których tamta postać urągała mi, przeklinała mnie i krzyczała do mnie, że mnie nienawidzi, że chce mojej śmierci. Były też sny, które kusiły, abym wrócił w to, czym zajmowałem się wcześniej. Ale ja dzisiaj jestem innym człowiekiem. Mam pracę, rodzinę, dom. Żyję zwyczajnie. Moja siostra także się nawróciła, a po naszych modlitwach także nasz tata.
Najsmutniejsze jest jednak to, że nauczycielka, która mnie wprowadziła w ten przerażający świat, nadal uczy.