- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Społeczne znaczenie salezjańskiego wychowania
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - SYSTEM ZAPOBIEGAWCZY. Świat duchów
- WYCHOWANIE - OKIEM RODZICA. Aniele Boży
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Duchowość, czyli mądrość
- GDZIEŚ BLISKO. Pod sztandarem Walczącego Anioła
- Błyskawiczny kurs modlitwy
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Każdy może błądzić
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Uważnie patrzeć na znaki
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Bóg leczy
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Zniewalające moce
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Rozczarowała mnie medycyna
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Byłem „wywoływaczem” duchów
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Chciałam tylko, żeby syn nie chorował
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Od różdżki do uzależnienia
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Nauczycielka magii
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Żal mi ludzi, którym wróżyłam
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Pseudopotęga umysłu
- NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Moim bogiem była homeopatia
- DUCHOWOŚĆ. Ogromna czartu jesteś
- DUCHOWOŚĆ. Prawdziwa rodzina Jezusa
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Eurizon 2008
- MISJE. W gorącym sercu Afryki
- MISJE. Razem w działaniu
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Błogosławieni ks. Władysław Błądziński i ks. Wojciech Nierychlewski
- CHOWANIE. Cena zdrowia
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ...
NIEBEZPIECZEŃSTWO NEW AGE. Rozczarowała mnie medycyna
Izabela
strona: 20
Byłam lekarzem rozczarowanym medycyną, oczywiście naszym systemem opieki zdrowotnej. Miałam wrażenie, że pacjent jako osoba jest bardzo niedowartościowany, pomijając już kwestie leczenia w przychodniach, szpitalach. W tym czasie ktoś mi powiedział, że mam dar uzdrawiania i nie można tego dłużej marnować. Na fali zachwytu nad wszechmocą człowieka i nad duchowością, która w każdym drzemie, wzięłam udział w kursie bioenergoterapii. To był intensywny kurs, tygodniowy, wyjazdowy. I tam otwarto mi oczy na świat, który mnie zachwycił swoimi możliwościami, aczkolwiek był niewidzialny. Były tam ćwiczenia, które uświadomiły każdemu z uczestników, że mają moc. Wierzyłam, że trzeba pomagać, jeśli ma się taki dar.
To była bajeczna podróż i ten kolorowy zawrót głowy trwał parę lat. Zabrałam w tę podróż całą moją rodzinę. Wierzyłam, że bioenergoterapia daje to, czego nie może dać medycyna naturalna, że to jest dobre. To było tak fascynujące doświadczenie, pełne niesamowitych zdarzeń, dobroci i miłości ogarniającej ze wszystkich stron, zwłaszcza na kursach. Te wspólne medytacje... Wydawało się, że to jest po prostu odkrycie i niezwykle bezpieczna metoda pomocy sobie i innym.
Po jakimś czasie jednak pojawiły się wątpliwości i porównania z moimi kolegami, którzy nagle stawali się gotowi do pomagania. Nieważne jaki zawód i jaką rolę pełnili wcześniej. W swoim mniemaniu zakładali, że mają taki dar, mogą brać za to pieniądze, mogą uzdrawiać. Przeszkodziła mi moja wiedza medyczna i dylematy moralne. Nie mogłam się pogodzić z tym, że to już wszystko. Więc odrzuciłam mistrza, zrezygnowałam, bo nie dali mi poczucia wszechwiedzy i poszukiwałam dalej na własną rękę. To okazało się dużo trudniejsze, mniej kolorowe, mniej obiecujące i prowadziło donikąd.
Przychodzili do mnie ludzie niekiedy z naprawdę ciężkimi schorzeniami. „Leczenie” trwało czasami miesiące, to nie były jednorazowe wizyty. Tym bardziej jest mi teraz wstyd, że po prostu nadużyłam ich zaufania. Moja koleżanka, która miała raka wątroby, po czasowej poprawie w trakcie naszych spotkań miała nawrót choroby i umarła. To był dramat dla mnie. Bardzo zawiodłam swoje i jej nadzieje, dając jej do zrozumienia, że jest możliwość wyzdrowienia. Przed swoją śmiercią umówiła mnie ze swoim spowiednikiem, czyli osoba, która liczyła na moją pomoc i na wyzdrowienie z mojej ręki, pokazała mi kto tak naprawdę jest Panem życia.
Ale to jeszcze nie był koniec. Posłuchałam rady pewnej osoby jasnowidzącej, która namówiła mnie do otwarcia własnego gabinetu medycyny naturalnej. I wtedy ktoś mi poradził, żeby gabinet poświęcić. Zadzwoniłam więc do księdza, którego wcześniej widziałam w kościele. On już podczas pierwszej telefonicznej rozmowy poinformował mnie, że to co robię jest niedobre, przede wszystkim dla mnie, że stoję na krawędzi przepaści, że on nie pobłogosławi tego dzieła. Natomiast przyjedzie i pomoże mi zrozumieć, dlaczego bioenergoterapia jest zła zarówno dla mnie, jak i dla moich klientów. To było moje prawdziwe nawrócenie, które zajęło mi 5 sekund.
Teraz mam ogromne poczucie winy i zmarnowanych lat, również kariery zawodowej. A najgorsze, że nie wiem, jakie są losy ludzi, których skaziłam tą filozofią i tą praktyką. Boję się nawet myśleć, jakie mogą być konsekwencje tych moich działań i dla ciała, i dla ducha… Pozostaje Boże Miłosierdzie.