facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2006 - kwiecień
ROZMOWA Z.... - Dyskrecja nade wszystko

rozmawiali ks. Andrzej Godyń SDB, Małgorzata Tadrzak-Mazurek

strona: 10



Rozmowa z Odpowiedzialną Regionalną Instytutu Świeckiego
Ochotniczek Księdza Bosko (VDB)


Czy bycie jednocześnie osobą świecką i konsekrowaną nie jest sprzecznością samą w sobie?

Nie. Bycie osobą świecką konsekrowaną znaczy tyle samo, co być w świecie, a jednocześnie ten świat zmieniać od wewnątrz, być wszędzie tam, gdzie nie dotrze ksiądz lub siostra zakonna. Jest to stosunkowo nowy sposób bycia w Kościele, który jest dopełnieniem życia zakonnego, pracy sióstr i zakonników, ale w świecie, bez uciekania od jego wyzwań.


I to przynosi owoce?

Przekonujemy się, że ta forma życia przynosi ogromne efekty, bo ludzie z wielką otwartością przychodzą do nas z różnymi problemami. Osoby w środowiskach pracy mają większe zaufanie do nas i wówczas nie kryją się z tym, co czują. Gdyby wiedziały kim jesteśmy, z pewnością traktowałyby nas jako osoby Kościoła, które na dane tematy muszą mówić tak, a nie inaczej.


A jaka jest różnica między zaangażowanym świeckim a laikiem konsekrowanym?

Choćby w czasie, który można poświęcić innym. Ja mam więcej możliwości. Gdybym miała rodzinę albo nawet gdybym żyła samotnie, to myślę, że nie dałabym rady tak wychodzić do ludzi jak obecnie, mimo oczywiście wszystkich moich ograniczeń. My żyjemy wyłącznie dla tych, do których zostałyśmy posłane, czyli do ludzi świeckich, w środowiskach pracy, do osób, z którymi spotykamy się na co dzień.


Na czym konkretnie polega to bycie dla innych?

Nie tylko na działaniach, np. w parafii, ale także na towarzyszeniu, wysłuchaniu, byciu mediatorem w sytuacjach konfliktowych, na świadczeniu, na ukazywaniu, że warto dawać, spalać się. Chodzi o to, by wprowadzać wartości, starać się, by dobro zawsze wypływało na wierzch.


Czy w czasach niechęci młodych do zawierania małżeństw nie wygląda to raczej na wybór wygodnego życia?

Czasem się spotykamy z takimi uwagami, ale ja wiem, że to jest trudne powołanie. Samo zachowanie sekretu nawet wobec rodziców już jest pewnego rodzaju krzyżem, który trzeba dźwigać.


Trudne jest dochowanie sekretu?

Dla mnie na początku było bardzo trudne. Dużo mnie kosztowało. Człowiek ma potrzebę dzielenia się, zwłaszcza z najbliższymi. Poza tym moi rodzice kiedyś bardzo chcieli, żebym wyszła za mąż. Teraz się pogodzili, że tak nie jest. Wiedzą, że zawsze mogą liczyć na moją pomoc. Widzą, że jestem szczęśliwa, a myślę, że rodzic czuje, czy dziecko jest szczęśliwe.


Mieszkacie w swoich własnych domach, czy żyjąc samemu można mieć poczucie wspólnoty?

Oczywiście. Raz w miesiącu spotykamy się w zespołach. Tworzą je osoby, które najbliżej siebie mieszkają. Większą grupą spotykamy się podczas dni wspólnoty, rekolekcji. Czasem wyjeżdżamy na wspólne akcje młodzieżowe czy wakacje. Ale mamy także ze sobą kontakt poza spotkaniami formacyjnymi. Dzwonimy do siebie, spotykamy się w miarę możliwości, po prostu przyjaźnimy się. Niejednokrotnie doświadczyłam bliskości osób, które idą tą samą drogą, szczególnie w trudnych chwilach.


Organizujecie wspólne dzieła?

Nie. To wynika z naszego charyzmatu.

A w jakich zawodach pracujecie?
Są wśród nas nauczycielki, katechetki, urzędniczki, pracownice służby zdrowia, osoby prowadzące działalność gospodarczą, jesteśmy reprezentowane nawet w policji.


A więc wasza praca nie musi mieć związku z młodzieżą?

Nie. Praca jest naszym środowiskiem apostolatu i źródłem utrzy-
mania.


W jaki sposób wyraża się zatem wasz charyzmat salezjański?

Czasem pomagamy w oratoriach, jeśli w pobliżu są parafie salezjańskie, czasem w świetlicach terapeutycznych. Żyjemy duchowością salezjańską, miłością do Wspomożycielki, księdza Bosko, staramy się tworzyć atmosferę optymizmu i zaufania. Starsze osoby modlą się za młodzież, a także ofiarowują w jej intencji swoje cierpienia.


No właśnie, starsze VDB, czy one mogą liczyć na pomoc Instytutu?

Tak się staramy formować młode osoby, żeby miały poczucie konieczności opieki nad osobami starszymi i schorowanymi, ale nie mamy wspólnego domu. Tego nie przewidują konstytucje, ponieważ nie prowadzimy życia wspólnotowego. Zdajemy się zupełnie na Opatrzność.


A jeśli któraś z was nie ma gdzie mieszkać albo nie ma pracy?

To jest niemożliwe, bo jednym z warunków przyjęcia do Instytutu jest samowystarczalność ekonomiczna.


A w wypadkach losowych?

Wtedy oczywiście staramy się pomóc współsiostrze w miarę naszych możliwości.


Macie dużo powołań?

W tej chwili jest kilka kandydatek rozeznających powołanie, są też aspirantki, które rozpoczęły formację VDB.


Jak prowadzicie działalność powołaniową? To chyba dość trudne, zważywszy na tajemnicę...

Sekret dotyczy osób, a nie Instytutu. Powołaniówka jest prowadzona w bardzo różny sposób, np. przez drukowane artykuły i świadectwa, przez wystawę o Rodzinie Salezjańskiej. Jeździmy po parafiach z taką wystawą, która dotyczy wszystkich gałęzi Rodziny Salezjańskiej, w tym także VDB. Są też foldery, ulotki, Internet. Wiele w tym zakresie pomagają nam salezjanie i jesteśmy im wdzięczne za tę pomoc. Ważna jest też modlitwa o powołania do życia konsekrowanego w świecie. Czasami niestety w kościołach kapłani modlą się tylko o powołania do życia zakonnego, a nasze życie nie jest życiem zakonnym, tylko konsekrowanym w świecie.


Jest też męska gałąź waszego Instytutu?

Tak, nazywają się Wolontariuszami z Księdzem Bosko. Pierwsi Wolontariusze pochodzą z Ameryki Południowej. Ich matką duchową jest jedna z naszych współsióstr.
Jak wygląda u was składanie ślubów?
Składamy trzy śluby, jak w zakonach: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Wtedy zjeżdżamy się wszystkie. Są obecni kapłani asystenci, zapraszamy także księży inspektorów.


Posłuszeństwo? Jak je rozumiecie, jeśli właściwie nie macie przełożonych zakonnych?

Mamy przełożonych – jest nią odpowiedzialna lokalna na danym terenie i odpowiedzialna regionalna. Są też przełożeni na szczeblu centralnym, które mieści się w Rzymie. Posłuszeństwo rozumiemy jako całkowite pełnienie woli Ojca, którą odczytujemy każdego dnia w modlitwie, wyzwaniach dnia codziennego. Rozumiemy potrzebę rezygnacji z własnych upodobań, pragnień na rzecz posługi dla innych. Ksiądz Rinaldi (nasz założyciel) utożsamiał posłuszeństwo z dobrym wypełnianiem powierzonych obowiązków, zwracając szczególną uwagę na to, że posłuszeństwo Bogu jest możliwe dla każdego i w każdych warunkach. Posłuszeństwo rozumiemy też szeroko jako posłuszeństwo Bogu, wierne wypełnianie przyjętych zobowiązań, ale także posłuszeństwo przełożonym w Instytucie, w pracy, Kościele, wobec księdza generała jako głowy Rodziny Salezjańskiej.


Co jest najtrudniejsze w tym powołaniu?

Hmm, dla mnie chyba pogodzić wszystko... Pracę zawodową, modlitwę, autoformację, służbę dla innych. Nie ma przełożonej, która jest ze mną na co dzień, więc wydawać by się mogło, że można robić to, co by się chciało. Ale jednak trzeba stale stawać przed Bogiem, robić rachunek sumienia z własnej wierności, z przyjętych zobowiązań. Przecież dobrowolnie i świadomie odpowiedziałam przed laty Bogu ,,tak”, stąd moje nieustanne odpowiadanie na wyzwania, jakie stawia mi Pan, świat.


***
INTERNETOWE POWOŁANIE

Moja „przygoda” z Instytutem Świeckim Ochotniczek Księdza Bosko rozpoczęła się dokładnie rok temu.

Miałam wielkie trudności z rozeznaniem mojego powołania; nie wiedziałam, którą drogą chcę iść – małżeństwo czy zakon? Wówczas tylko te dwie możliwości były mi znane. I tak z jednej strony bardzo wyraźnie czułam wezwanie do życia poświęconego Bogu, a z drugiej nie odczuwałam powołania do życia we wspólnocie zakonnej. Zastanawiałam się: co jest nie tak, dlaczego są we mnie dwie różne myśli... Jeździłam na rekolekcje, rozmawiałam z osobami duchownymi i nic. Ciągle pytałam Pana, co mam czynić i ciągle nie znałam odpowiedzi. Pewnego razu jednak ksiądz z mojej parafii powiedział mi, że istnieje coś takiego jak instytuty świeckie. Rozbudziło to moją ciekawość i postanowiłam odszukać więcej informacji na ten temat w Internecie. Wpisałam w wyszukiwarkę hasło „instytuty świeckie” i znalazłam tam wszelkie potrzebne dane oraz dowiedziałam się o różnorodności tych instytutów.

Największe zainteresowanie wzbudził we mnie Instytut Ochotniczek Księdza Bosko, gdyż ten święty jest mi bardzo bliski, a poza tym spodobał mi się charyzmat. Przy wiadomościach o Instytucie podany był adres e-mail, pod którym można było uzyskać więcej informacji. Postanowiłam z tego skorzystać i napisałam. Odpowiedź przyszła po tygodniu. Dostałam też listownie folder o Instytucie. Coraz bardziej byłam zachwycona taką formą życia. Tym bardziej, że zaczynałam odkrywać odpowiedź na moje pytanie: co zrobić, jeśli chcę swoje życie ofiarować Panu, a nie chcę iść do zakonu? Zobaczyłam, że istnieje piękne i wspaniałe powołanie dla takich osób jak ja.

Od tego czasu mija już prawie rok. Jestem teraz aspirantką pierwszego roku. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że to moja droga. Jest we mnie wielki wewnętrzny pokój i bardzo wyraźnie doświadczam tego, że Pan mi na tej drodze błogosławi. Oddałam swoje życie Bogu, a jednocześnie pozostałam w świecie, by poprzez własne świadectwo prowadzić innych do Niego.

aspirantka VDB