- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO - Ojcowie Kościoła
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - Oblicza konsekwencji
- WYCHOWANIE - Świadome rodzicielstwo
- UWAGI PSYCHOLOGA
- GDZIEŚ BLISKO - Nasz dom
- ROZMOWA Z... - Nie mają czasu czekać
- PLACÓWKI SALEZJAŃSKIE - Lublin
- RODZINA SALEZJAŃSKA - Sanitariuszka Inka
- W ORATORIUM - Sposób na... seans filmowy
- W ORATORIUM - Etapy wzrostu w grupie VI
- MISJE - Inny świat
- MISJE - Wieści o Georginie
- MISJE - Orawa dzieciom Afryki
- DUCHOWOŚĆ - Duchowość Aleksandriny
- DUCHOWOŚĆ - Od dzieciństwa kochałem Boga
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO - Wychowanie do wdzięczności
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
GDZIEŚ BLISKO - Nasz dom
Iwona Godorowska
strona: 6
Dom Dziecka im. św. Dominika Savio istnieje w podwrocławskiej wiosce Kiełczów już szósty rok. Jest jedynym Salezjańskim Domem Dziecka w Polsce. Znajduje się na terenie osiedla domków jednorodzinnych. Nasze sąsiedztwo na początku tak przerażało mieszkańców, że robili wszystko, aby nas zniechęcić do zamieszkania tutaj. Pierwszy rok zszedł nam właściwie na rozmowach, negocjacjach, spotkaniach z mieszkańcami. Ale opłaciło się.
Pewnego jesiennego dnia 1999 r., zapraszając naszych sąsiadów na przedstawienie wykonane przez naszych wychowanków, przełamaliśmy w końcu lody i osiągnęliśmy upragnione porozumienie. Od tamtej chwili staramy się nie zakłócać niczyjego spokoju, a nasi sąsiedzi są bardziej tolerancyjni. Niektórzy nawet zostali naszymi przyjaciółmi.
Mieszkańcy naszego domu
Dom św. Dominika Savio działa pod egidą Wrocławskiej Inspektorii Towarzystwa Salezjańskiego oraz Fundacji Idzie Jezus, a więc jest domem katolickim. Zamieszkuje go 22 chłopców. Nasi podopieczni są w różnym wieku – najmłodszy ma 10 lat, najstarszy za parę dni skończy 19.
Dlaczego trafili do nas? Trudno o tym pisać, bo to bolesne historie. Są to młodzi ludzie z ubogich rodzin z terenu województwa dolnośląskiego, którzy nie mogli w tych rodzinach pozostać. Problemem większości rodziców naszych chłopców jest alkoholizm, który w krótkim czasie zdegenerował rodziny pod względem materialnym i społecznym.
Nasi podopieczni, choć na co dzień uśmiechnięci, dobrze ubrani, słuchający młodzieżowej muzyki, cierpią z powodu braku miłości i tęsknią za prawdziwym domem. Psychologowie mówią o tym „niedobór opieki macierzyńskiej”. Ta „przypadłość” manifestuje się na różne sposoby: czasem są to lęki, ale zdecydowanie najczęściej jest to brak umiejętności współdziałania, niezdolność wchodzenia w prawidłowe relacje, agresja, a także brak zainteresowań i celu.
Wobec problemów
Chłopcy wychowujący się od najmłodszych lat w różnych placówkach mają ogromne problemy emocjonalne. Ustawiczna tęsknota niejednokrotnie odbiera im poczucie sensu życia. Jak w takiej sytuacji nauczyć ich normalnego funkcjonowania, jak przekazać, że powinni się uczyć, należycie zachowywać i wierzyć w Boga? Jak pogodzić wymagania szkoły z oczywistą prawdą, że pod wpływem stale utrzymującego się przykrego stanu emocjonalnego u dziecka pojawia się w sposób naturalny deficyt umiejętności?
Nasi podopieczni znajdują się w grupie największego ryzyka (nieukończenie szkoły, alkoholizm) i to nie dlatego, że brak im inteligencji, lecz z powodu braku umiejętności panowania nad swoim życiem emocjonalnym.
Najlepszym rozwiązaniem byłoby umieszczenie ich w rodzinach, ale na to z reguły są już za duzi lub mają rodzeństwo, a wtedy trudniej znaleźć dla nich zastępczy dom. Czasem zdarza się też, że osoby, które biorą dzieci do siebie, nie są przygotowane na trudności i po pierwszych niepowodzeniach rezygnują. Trudno wtedy pozbierać świat dziecka, który w jednej chwili rozpada się na kawałki.
Jeśli jest jakakolwiek szansa na powrót któregoś z naszych wychowanków do rodzinnego domu, staramy się pomagać, stwarzać odpowiednie warunki, aby ten powrót zakończył się sukcesem. Nie zawsze jednak się to udaje. Dlatego zapewne jeszcze długo takie miejsca jak nasz dom, choć z pewnością nie idealne, będą potrzebne, żeby wprowadzać pewien ład w dość zagmatwane życie podopiecznych, a tym samym stwarzać większe szanse na normalne funkcjonowanie w przyszłości.
Jak na ringu
Nasz dom to prawdziwy ring, gdzie codziennie staczamy walkę z negatywnymi emocjami chłopców. Próbujemy odpowiednio kierować tymi uczuciami w stronę entuzjazmu, wiary w siebie, konstruktywnych działań oraz osiągania sukcesów, które choć czasem opłacone ciężką pracą, warte są tych wysiłków.
Staramy się odkrywać naturalne predyspozycje i uzdolnienia naszych dzieci i je rozwijać. Gdy chłopiec interesuje się sportem, umieszczamy go w szkole sportowej, gdy całe swoje dzieciństwo spędził w piekarni, oddając zarobione tam pieniądze rodzicom, i kocha to zajęcie, kontynuuje naukę w szkole piekarskiej. Gdy ma zdolności plastyczne, chodzi na zajęcia rozwijające te umiejętności, gdy tańczy breakdance, wykorzystujemy każdą okazję, by mógł zaprezentować swoje możliwości.
Usiłujemy przywracać wartość życiu naszych dzieci, próbujemy uczyć je lubić samych siebie, bo dopiero wtedy, gdy zaakceptują siebie, będą akceptować innych ludzi. Próbujemy pokazywać im, że prawdziwa wolność nie polega na pozwalaniu sobie na wszystko, lecz na narzucaniu sobie samemu pewnych ograniczeń.
W zastępstwie taty
Dyrektorem jest ks. Grzegorz Solarewicz, salezjanin, który swoje życie poświęcił, by tworzyć ten dom. Ks. Grzegorz mieszka stale razem z dziećmi i jest zawsze „pod ręką”, o każdej porze dnia i nocy. W Domu mieszka też kleryk – asystent, który jest dużą pomocą, a dla chłopców prawdziwym przyjacielem. Reszta kadry – to osoby świeckie. W pracy pomaga też dość liczne grono wolontariuszy, w większości młodzież skupiona przy duszpasterstwach akademickich.
Ks. Grzegorz dba w szczególny sposób o życie duchowe wychowanków, jednak nigdy nie zmusza nikogo do praktyk religijnych. Chłopcy, znając „profil religijny” naszego domu, deklarują na wstępie, czy są w stanie podporządkować się pewnym regułom, np. uczestniczyć we Mszy św. w niedziele i święta, modlić się rano i wieczorem, a także przed i po posiłku, nie palić papierosów. Mamy chłopców, którzy są lektorami i ministrantami w naszej domowej kaplicy, ale są też tacy, którzy nie angażują się zbytnio w życie Kościoła.
W domu jest kaplica, usytuowana w sąsiedztwie sali rekreacyjnej. Jest pokój telewizyjny, minisiłownia, sala komputerowa, gdzie co tydzień odbywają się zajęcia „Młodych Elektroników Savio” prowadzone przez Mariusza – pasjonata, wolontariusza i przyjaciela naszego domu.
Plany i marzenia
Nie jest u nas zbyt wykwintnie, borykamy się ciągle z kłopotami finansowymi. Staramy się oszczędnie gospodarować pieniędzmi, a tu ciągle jest mało – jak to w domu – trzeba zapłacić za prąd, gaz... Ale ciągle coś poprawiamy, by było lepiej i bardziej funkcjonalnie.
Często można u nas zastać ks. Grzegorza i wychowawców wraz z chłopcami malujących pomieszczenia. Zastanawiamy się nad modernizacją strychu, gdzie najstarsi chłopcy mogliby mieć swoje pokoiki, bo gdy się mieszka po parę osób, trudno o prywatność. Myślimy też o wynajęciu lub kupieniu mieszkania w mieście dla usamodzielniających się wychowanków. Bo chociaż staramy się, aby chłopcy nauczyli się podstawowych umiejętności – przygotowywania posiłków (nie ma kucharki), sprzątania pomieszczeń, zmywania naczyń – to jednak na progu samodzielnego życia powinni nauczyć się gospodarowania w prawdziwym tego słowa znaczeniu.
Nie chcemy być domem dziecka, podobnym do innych tego typu placówek. Chcemy, aby wszyscy pracujący w tym domu byli zaangażowani w to dzieło, a dla każdego naszego chłopca atmosfera zaufania była cennym doświadczeniem.
* * *
Jeśli choć niektórym z naszych dzieci uda się normalnie żyć, a pobyt w tym miejscu będą wspominać z sentymentem, będzie to nasz największy sukces.