- Willy i Marcela
- Wyzwania
- Tajemnica wychowania – asystencja
- Maleńki cud wyśniony czyli o granicach władzy rodzicielskiej
- Nie ma złej młodzieży
- Po pierwsze – profilaktyka
- Aleksandrów Kujawski - wspólnota św. Jana Kantego
- Cud ocalenia
- Sposób na niezapomnianego sylwestra
- Etapy wzrostu w grupie – III
- List od ks. Ambrosa
- List od ks. Piotra
- List od Georginy
- Bóg się rodzi
- On to przewidział
- List do redakcji
- Błyskawiczny Kurs Modlitwy
- Szkoły Salezjańskie - Sokołów Podlaski
Maleńki cud wyśniony czyli o granicach władzy rodzicielskiej
Małgorzata Tadrzak-Mazurek
strona: 5
Rodzi się dziecko. Powiedzmy dziewczynka. Patrzymy na nią i myślimy: Będę jej zakładać długie sukienki z falbankami i czesać warkoczyki. Jak tylko zacznie chodzić założę jej mocne buty i zabiorę w góry. Nauczę ją słuchać Vivaldiego – na pewno to polubi!
Tymczasem ona rośnie i nie chce zakładać długich sukienek, bo woli wygodniejsze spodnie. Nie znosi warkoczy (woli dwa koczki nad uszami, które wyglądają okropnie!). W górach się męczy i wszystko ją nudzi, na dodatek rozchorowuje się za każdym razem, kiedy usiłujemy ją zabrać w wyższe partie. I nie cierpi Vivaldiego. A co gorsza w ogóle ma alergię na muzykę klasyczną!
Trochę nas to zbija z tropu, wprawia w zakłopotanie, a może nawet czujemy się rozczarowani czy oszukani... Co teraz? Reklamacji raczej nie przyjmą...
Patrzymy na tego człowieka, który przy nas rośnie i zastanawiamy się, czym nas jeszcze zaskoczy i dlaczego nie chce być taki, jakiego go sobie wymyśliliśmy (trochę pewnie na swój obraz i podobieństwo). A czasami – co gorsza – robimy wszystko, żeby taki się właśnie stał.
A dziecko – to ani klon taty, ani mamy. To po prostu osobny człowiek – lubi inne rzeczy, inaczej patrzy na świat, chce inaczej żyć... A nam jest powierzone na chwilę. To Bóg ma plan na jego życie. My nie musimy go mieć. Raczej powinniśmy się starać jak najmniej Mu przeszkadzać w prowadzeniu naszego dziecka. A je wspierać w szukaniu drogi, którą nie my, ale On ma reżyserować. Nasze chcenia, wyobrażenia czy niespełnione pragnienia nie mają tu nic do rzeczy. Bo najistotniejsze jest pozwolić dziecku odnaleźć jego tożsamość. I najtrudniejsze – zaakceptować ją! Ta nasza akceptacja jest niezbędna.
Dla nas to też będzie dobre. Pozwoli zmierzyć się z oczekiwaniami, pozwoli zajrzeć w głąb siebie i odpowiedzieć sobie na pytania: Czego tak naprawdę się spodziewaliśmy? Jakie nasze potrzeby miało zaspokoić dziecko? Czy nie miało być czasami „czymś” tylko dla nas? A jak okazało się, że nie jest takie, jakie je sobie wymyśliliśmy, to mamy trudności z zaakceptowaniem go.
Dobrze, że Maryja i Józef pozwolili Jezusowi kroczyć drogą, którą Bóg mu wyznaczył. Dobrze, że nie mieli, takiego jak my często miewamy, własnego, zadufanego, rodzicielskiego planu na życie naszych dzieci. Lepiej nie myśleć, co by było, gdyby korzystając z władzy rodzicielskiej, przyszło Im do głowy zrealizować jakiś swój a nie Boży plan na życie Ich Syna.