facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2004 - grudzień
Maleńki cud wyśniony czyli o granicach władzy rodzicielskiej

Małgorzata Tadrzak-Mazurek

strona: 5



Rodzi się dziecko. Powiedzmy dziewczynka. Patrzymy na nią i myślimy: Będę jej zakładać długie sukienki z falbankami i czesać warkoczyki. Jak tylko zacznie chodzić założę jej mocne buty i zabiorę w góry. Nauczę ją słuchać Vivaldiego – na pewno to polubi!

Tymczasem ona rośnie i nie chce zakładać długich sukienek, bo woli wygodniejsze spodnie. Nie znosi warkoczy (woli dwa koczki nad uszami, które wyglądają okropnie!). W górach się męczy i wszystko ją nudzi, na dodatek rozchorowuje się za każdym razem, kiedy usiłujemy ją zabrać w wyższe partie. I nie cierpi Vivaldiego. A co gorsza w ogóle ma alergię na muzykę klasyczną!

Trochę nas to zbija z tropu, wprawia w zakłopotanie, a może nawet czujemy się rozczarowani czy oszukani... Co teraz? Reklamacji raczej nie przyjmą...

Patrzymy na tego człowieka, który przy nas rośnie i zastanawiamy się, czym nas jeszcze zaskoczy i dlaczego nie chce być taki, jakiego go sobie wymyśliliśmy (trochę pewnie na swój obraz i podobieństwo). A czasami – co gorsza – robimy wszystko, żeby taki się właśnie stał.

A dziecko – to ani klon taty, ani mamy. To po prostu osobny człowiek – lubi inne rzeczy, inaczej patrzy na świat, chce inaczej żyć... A nam jest powierzone na chwilę. To Bóg ma plan na jego życie. My nie musimy go mieć. Raczej powinniśmy się starać jak najmniej Mu przeszkadzać w prowadzeniu naszego dziecka. A je wspierać w szukaniu drogi, którą nie my, ale On ma reżyserować. Nasze chcenia, wyobrażenia czy niespełnione pragnienia nie mają tu nic do rzeczy. Bo najistotniejsze jest pozwolić dziecku odnaleźć jego tożsamość. I najtrudniejsze – zaakceptować ją! Ta nasza akceptacja jest niezbędna.

Dla nas to też będzie dobre. Pozwoli zmierzyć się z oczekiwaniami, pozwoli zajrzeć w głąb siebie i odpowiedzieć sobie na pytania: Czego tak naprawdę się spodziewaliśmy? Jakie nasze potrzeby miało zaspokoić dziecko? Czy nie miało być czasami „czymś” tylko dla nas? A jak okazało się, że nie jest takie, jakie je sobie wymyśliliśmy, to mamy trudności z zaakceptowaniem go.

Dobrze, że Maryja i Józef pozwolili Jezusowi kroczyć drogą, którą Bóg mu wyznaczył. Dobrze, że nie mieli, takiego jak my często miewamy, własnego, zadufanego, rodzicielskiego planu na życie naszych dzieci. Lepiej nie myśleć, co by było, gdyby korzystając z władzy rodzicielskiej, przyszło Im do głowy zrealizować jakiś swój a nie Boży plan na życie Ich Syna.