- Willy i Marcela
- Wyzwania
- Tajemnica wychowania – asystencja
- Maleńki cud wyśniony czyli o granicach władzy rodzicielskiej
- Nie ma złej młodzieży
- Po pierwsze – profilaktyka
- Aleksandrów Kujawski - wspólnota św. Jana Kantego
- Cud ocalenia
- Sposób na niezapomnianego sylwestra
- Etapy wzrostu w grupie – III
- List od ks. Ambrosa
- List od ks. Piotra
- List od Georginy
- Bóg się rodzi
- On to przewidział
- List do redakcji
- Błyskawiczny Kurs Modlitwy
- Szkoły Salezjańskie - Sokołów Podlaski
Willy i Marcela
ks. Pascual Chávez SDB - IX następca księdza Bosko
strona: 2
W tym miesiącu chcę przedstawić Czytelnikom Willyego De Koster i Marcelę Crux Atempa Morales - Meksykanów, plon systemu zapobiegawczego, drogocenny dar ofiarowany przez Boga Rodzinie Salezjańskiej.
Willy zdumiewał swoją odwagą i wesołością, choć wiedział, że musi umrzeć z powodu śmiertelnej choroby. Odwagi dodawały mu miłość do Boga i życzliwość kolegów ze szkoły. Jego historia jest wzorem także ze względu na rolę rodziców, którzy umieli dać przykład dojrzałej wiary wobec choroby zamieniającej marzenia ich syna w iluzję.
Willy urodził się w 1974 r. w Guadalajarze. Jego rodzice Francesco i Lily pragnęli go ze wszystkich sił. Kiedy się narodził stwierdzili, że Bóg dał im syna o bajkowym uśmiechu, którego nie stracił nawet w dniach najbardziej tragicznych. Wcześnie zauważyli, że narodził się, by cierpieć. W wieku zaledwie trzech lat zachorował na białaczkę. Rozpoczęła się walka o jego życie - transfuzje, chemioterapia, naświetlania, zastrzyki, odosobnienie. Ale ukazało to także charakter chłopca - odwagę niezwykłą jak na swój wiek. W tej czystej duszy, która przyjmowała chorobę jak doświadczony życiem dorosły, widoczna stawała się tajemnicza i kojąca obecność Boga.
Po trzech latach chemioterapii, wydawało się, że staje się cud i choroba się wycofuje. Rodzice zaczęli już rozważać czy nie dać na Mszę dziękczynną. Choroba powróciła jednak gwałtowniej niż dotychczas. Nie pozostawało nic innego, jak przeszczep szpiku, co oznaczało także ogromny wydatek. Rodzina sprzedała dom w nadziei na cud, powierzając się jednak woli Bożej. Willy, który pokonał zapalenie opon mózgowych i dwukrotnie zapalenie płuc, nie dał rady białaczce. Zmarł 1 lipca 1984 r.
Dobry Bóg nie dał mu zdrowia, ale dał mu w najwyższym stopniu zdolność kochania Go w cierpieniu, wrażliwość odkrywania każdej chwili jako daru, siłę znoszenia bolesnej choroby, nie tracąc uśmiechu. Jakby mały apostoł Paweł, mógł stawić czoła śmierci: „Kto mnie może odłączyć od miłości Boga, objawionej w Jezusie Chrystusie? Nawet śmierć.” Siostra salezjanka, ze szkoły do której uczęszczał Willy pamięta wypowiedziane przez niego zdanie, dobrze oddające salezjańską świętość: „Chcę być szczęśliwy przez całe moje życie”. Jego sekretem i siłą były przyjaźń z Jezusem, o czym dają świadectwo nauczyciele i koledzy z salezjańskiej szkoły podstawowej.
***
Marcela urodziła się w Puebla w 1967 r. Od najmłodszych lat starała się być pomocną. Ponieważ tato był przez jakiś czas chory, a mama pracowała, to ona opiekowała się młodszym rodzeństwem. Kiedy tato wyzdrowiał mogła powrócić do zwykłego życia każdego dziecka – zabaw, pomocy w domu, szkoły, nauki, co przyniosło efekt w postaci przyznania jej stypendium już w czwartej klasie szkoły podstawowej. Z upływem lat coraz bardziej kształtował się w niej charakter liderki.
Kiedy przyszedł czas na gimnazjum wybrała szkołę sióstr salezjanek Progresso. Tam znalazła wszystko to, czego szukała – Boga, który jest miłością we wszystkim i we wszystkich. W szkole była zafascynowana postacią Laury Vicuña. Kiedyś przyniosła do domu jej obrazek, powiesiła na ścianie i poprosiła mamę, by go nigdy nie ściągała, bo chce zawsze mieć „na oku" swoją przyjaciółkę, która oddała życie za nawrócenie mamy.
Wygrane stypendium pozwoliło jej kontynuować naukę – znowu pod okiem Córek Maryi Wspomożycielki. Jednocześnie zapisała się na korespondencyjny kurs dziennikarstwa, które było jej marzeniem. W szkole była przykładem odwagi i prawości, jak wtedy, gdy wzięła w obronę nauczyciela odrzuconego przez jej klasę. Kiedy podczas zebrania w obecności dyrektorki szkoły wszyscy zrzucali winę za konflikt na nauczyciela, Marcela potrafiła przyznać, że także uczniowie robili mu na złość.
W maju 1981 r. Jan Paweł II został ciężko ranny w zamachu. W szkole uczniowie postanowili napisać listy do Ojca Świętego. Wśród najlepszych był list Marceli. Napisała w nim: „Jeśli Pan powoła mnie, abym poszła za nim, jestem gotowa, jak owieczka, która idzie za swoim Pasterzem”. I Pan rzeczywiście powołał ją do siebie. Czy coś przeczuwała?
Kiedy skończyła 15 lat, w 1982 r. lekarze odkryli przyczynę jej częstych bólów klatki piersiowej i głowy – białaczka. Rozpoczęła się Kalwaria. tam i z powrotem między szkołą a szpitalami. Długie okresy hospitalizacji potem znowu pobyt w domu. W szpitalu jej pierwszym lekarstwem była Eucharystia - salezjanki pilnowały, by zawsze mogła przyjąć Komunię św. Ofiarowała swoje cierpienie z radością, zawsze uprzejma dla lekarzy i pielęgniarek, dla współpacjentów grała na flecie. Wszystko to przez prawie rok. 8 lipca 1983 r., po wybraniu pieśni na własny pogrzeb, który miał się odbyć w szkolnej kaplicy, pożegnała rodzinę, przyjaciół i siostry, które jej towarzyszyły. Jezus zawołał ją, by poszła za Nim, jak owca, która idzie za swoim Pasterzem.