facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2020 - marzec
Nasi bohaterowie

Piotr Legutko

strona: 28



Film „Popiełuszko. Wolność jest w nas” zaczyna się od sceny, w której młody Jurek jest świadkiem śmierci jednego z żołnierzy antykomunistycznego podziemia. Nie jest to scena przypadkowa, ale pokazująca ciągłość polskiego losu. Czasem tragicznego, jak w postaci niezłomnego kapelana „Solidarności”. Dziś już Sługi Bożego. Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych to nowe święto w kalendarzu, nie ma jeszcze nawet dekady. Mało tego, wciąż nie brak tych, którzy kwestionują jego zasadność, relatywizują postawy i zachowania pierwszych lat PRL. Nic dziwnego, przez całe lata nawet przy domowym stole obawiano się przekazywać kolejnym pokoleniom prawdę o tym, co robił i jak zginął – już po wojnie – dziadek czy ojciec. Działo się tak, bo komunistyczny aparat bezpieczeństwa nie tylko bezwzględnie i okrutnie zwalczał działaczy podziemia, wydając na nich wyroki śmierci, ale robił wszystko, by zabić także pamięć o nich – wyrzut sumienia władzy ludowej. O żołnierzy wyklętych spierają się politycy i historycy. Gdyby to od nich zależało, pewnie spory te wciąż miałyby wymiar akademicki i nigdy nie doprowadziły do jednoznacznej oceny powojennego ruchu oporu. Ale stało się inaczej, bo nieoczekiwanie werdykt wydało pokolenie już urodzone w wolnej Polsce. Młodzi ludzie uznali żołnierzy wyklętych za swoich bohaterów, bo tęsknią za bezwarunkową wiernością dla wyznawanych wartości. Bo podziwiają ludzi, którzy potrafili się tak zdecydowanie i z takim poświęceniem przeciwstawić złu. I może nawet nie jest tu aż tak ważny aspekt historyczny, ale moralny. Wbrew pozorom fenomen ich popularności ma charakter uniwersalny. To przecież świadectwo dane prawdzie w czystej postaci, bohaterowie jak z westernu. Albo raczej antycznej tragedii, z której nie ma dobrego wyjścia. Zdradzeni, samotni w walce do końca. Jak ich nie podziwiać? Nie jest przypadkiem, że po 1989 roku struktury nowego państwa wcale nie interesowały się powojenną konspiracją. Robili to jedynie działacze obywatelscy, głównie młodzi, tacy jak twórcy fundacji „Pamiętamy” czy członkowie Ligi Republikańskiej. To właśnie liga w 1993 roku zorganizowała na Uniwersytecie Warszawskim słynną wystawę „Żołnierze wyklęci”, wprowadzając ten termin do publicznego obiegu. Dziś mamy już o nich kilka filmów fabularnych, sporo książek, ale przez ćwierć wieku III RP to nie byli bohaterowie znani z superprodukcji filmowych, ale raczej z murali i stadionowych opraw, z piosenek nagrywanych w niezależnych wytwórniach i dystrybuowanych przez internet. Bez tej oddolnej presji z pewnością nie byłoby możliwe porozumienie ponad podziałami wśród posłów, dzięki któremu w 2011 roku parlament zdecydował się ustanowić 1 marca narodowym świętem. Można zaryzykować twierdzenie, że to pokolenie urodzone już po komunizmie samo wybrało sobie mit założycielski III RP, odmienny od podręcznikowego. Wydawało się, że taką kotwicą wolnej Polski będzie „Solidarność”. Stało się inaczej, może dlatego, że to zbyt świeża historia i za bardzo uwikłana w bieżącą politykę. A może powód jest jeszcze inny: historię dziadków ceni się bardziej niż rodziców. Publicyści i wychowawcy często załamują ręce, bo oto kolejne pokolenie znów uparło się czcić przegranych, zamiast sławić pracę organiczną i mądry kompromis. Gen insurekcyjny znów dał znać o sobie – ubolewają. I nie mają racji. Aż się nie chce wierzyć, że „małolaty” z łatwością dostrzegają to, czego nie chcą widzieć akademicy: prawdziwy wymiar sukcesu. Nie doraźnego, ale trwałego. Przecież w losie żołnierzy wyklętych jest właśnie owo słynne „być zwyciężonym i nie ulec – to zwycięstwo”. Kamień odrzucony stał się węgielnym. Młodzi wolontariusze poszukujący wciąż doczesnych szczątków rotmistrza Pileckiego są najpiękniejszym obrazem pokolenia wolnej Polski. 