facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2018 - grudzień
Mieć kierownika duchowego

ks. Paweł Centnar sdb

strona: 16



Potrzeba kierownictwa ujawniała się w życiu księdza Bosko bardzo wyraźnie.

Pragnienie świętości jest głęboko wpisane w serce każdego człowieka. Nieraz jednak ciężko samemu iść drogą świętości. Łatwo się zgubić i popełnić wiele błędów. Potrzeba nam nauczyciela, przyjaciela, kierownika duchowego, aby wspólnie iść tą drogą. Nie inaczej było w przypadku świętych. Nie byli osamotnieni. Bóg zawsze dba o człowieka. Przypatrzmy się, jak to wyglądało w życiu księdza Bosko. Dla Jana Bosko, który jest nazywany „ojcem i nauczycielem młodzieży”, doświadczenie kierownictwa duchowego nie było obce. Jednak zanim stał się kierownikiem duchowym i mógł kształtować duchowo swoich podopiecznych, sam musiał przejść drogę rozwoju duchowego i posłuszeństwa kierownikom duchowym, których niełatwo było znaleźć. To oni stali się dla niego nauczycielami i przyjaciółmi, pomimo braku ziemskiego ojca. Jan Melchior Bosko urodził się w 1815 roku w Morialdo w przysiółku Castelnuovo około 30 km od Turynu. Był synem Franciszka i Małgorzaty z domu Occhiena. Miał dwóch braci: starszego Antoniego (1808–1849) z pierwszego małżeństwa Franciszka i Józefa (1813–1862). Cała rodzina żyła skromnie, utrzymywana z pracy ojca. Spokojne życie zostało jednak szybko zaburzone chorobą, a w konsekwencji śmiercią ojca. „Janku chodź, nie masz już ojca” – tymi słowami matka oznajmiła synowi tragiczne wydarzenie. Janek miał wówczas zaledwie 21 miesięcy. Rolę wychowawcy w tej nowej sytuacji, w jakiej znalazła się cała rodzina, przejęła mama Małgorzata. Była to kobieta roztropna z silnym charakterem. Jej siła ujawniła się już w dzieciństwie, kiedy zdołała przepędzić konie austriackich żołnierzy, które zjadały jej kukurydzę. Zostając wdową w wieku zaledwie 29 lat i mając na utrzymaniu troje dzieci i swoją babkę ze strony ojca, Małgorzatę Zucca (1726–1826), nie mogła pozwolić sobie na chwile słabości. Mama Janka była prostą kobietą. Mimo że nie potrafiła czytać i pisać, w znacznym stopniu przyswoiła katechizm i podstawowe modlitwy, które potrafiła przekazać swoim synom z cierpliwością, poprzez wytrwałą codzienną pracę. Znała historię świętą w tej formie, w jakiej wówczas uczono w parafiach Piemontu. To ona była dla Janka pierwszą wychowawczynią, mądrą i roztropną. W wychowaniu swoich synów była surowa i zdecydowana. Uczyła ich twardej pracy, często skracając czas snu i nie pozwalając, aby w ich życie wkradła się bezczynność. Mimo twardej ręki, charakteryzowała się również cierpliwością, szczególnie w stosunku do najstarszego syna Antoniego, który przysparzał jej wiele trudności. Po śmierci ojca rodzina przechodziła trudne chwile, potęgowane wydarzeniami, które dotknęły Włochy w XIX wieku. Piemont nawiedził głód, który doskwierał szczególnie najbiedniejszym. Trudności nie ominęły domu Bosko i także Małgorzata musiała im wyjść naprzeciw, wykazując przy tym siłę swojego charakteru, troskę o rodzinę i zaufanie Bogu. Troskę o rozwój duchowy Janka, Małgorzata wyraziła poprzez głębokie przygotowanie go do Pierwszej Komunii Świętej. Liczne rady, których wówczas mu udzieliła, stały się drogowskazem, za którym starał się podążać przez całe życie. Jasiu, Bóg daje ci wielki dar. Staraj się należycie z niego skorzystać i szczerze wyspowiadać się. Proś Pana o wybaczenie i obiecaj Mu, że będziesz lepszy. „Często przystępuj do komunii, ale nigdy z grzechami na sumieniu. Spowiadaj się zawsze szczerze. Staraj się być posłusznym. Chodź zawsze na katechizm i mszę. I na miłość Boską, trzymaj się z daleka, jak od zarazy, od tych, którzy mówią złe rzeczy”. W ten sposób mama Janka Bosko, dbając o rozwój wiary najmłodszego syna, stała się nie tylko jego wychowawcą, ale też pierwszym „kierownikiem duchowym”. Potrzeba kierownictwa ujawniała się w życiu księdza Bosko bardzo wyraźnie. W Castelnuovo widział wielu księży, którzy byli gorliwi i dobrze pracowali, ale mimo to trzymali się na dystans i nie można było z nimi nawiązać relacji. Dopiero spotkanie księdza Józefa Cafasso złamało ten schemat. Uczył Janka, a gdy dowiedział się o jego kłopotach z bratem, z radością przyjął ucznia do siebie. Ksiądz Bosko sam pisze o swoim przyjacielu: „Po raz pierwszy miałem pewność, że mam przewodnika, przyjaciela od serca”. Te pełne serdeczności słowa najlepiej ukazują relacje, jakie panowały między uczniem a nauczycielem. Całkowite zaufanie Janka do swojego przewodnika pomogło mu nie tylko w zdobywaniu potrzebnej wiedzy w zakresie łaciny, ale szczególnie w rozwoju osobowym i duchowym. Prowadzenie Janka przez księdza Calosso opierało się na licznych radach, jak choćby: zakazie pokuty, gdyż nie była dostosowana do wieku niespełna piętnastoletniego chłopaka, czy zachętach do częstego uczestnictwa w sakramentach. Lekcje udzielane Jankowi były bardzo intensywne, jak pisze później ksiądz Bosko: „W jego skromnym mieszkaniu robiłem w ciągu dnia większe postępy niż w ciągu tygodnia w Becchi”. Nie brakowało również wchodzenia w tajniki medytacji i lektury duchowej. Prosta modlitwa wyniesiona z rodzinnego domu miała swoje poparcie w prostocie życia księdza Calosso. Życie ojca kapłana miało swoje przełożenie w postawie duchowego syna. Czas szczęścia u boku ojca kapłana nie trwał długo. Zaledwie po roku od zamieszkania Janka w Morialdo, ksiądz Calosso umiera. To wydarzenie można nazwać drugim osieroceniem. Głębokie doświadczenie ojcostwa w osobie księdza Calosso umocniło Jana na jego drodze. Ten obraz nigdy nie zniknął z jego oczu, co pozwoliło na bycie ojcem dla wielu młodych chłopców. Poszukiwanie kierownika duchowego przez Jana nie zakończyło się z chwilą śmierci księdza Calosso, a wręcz przeciwnie. To doświadczenie utraty po raz kolejny bliskiej sercu osoby, okazało się początkiem trudnej drogi osobowego i duchowego rozwoju Jana. Jak kiedyś sam napisze, „za sprawą Boskiej Opatrzności” wkrótce po śmierci swego opiekuna spotkał człowieka, który przez długie lata był mu podporą, a którego kierownictwo stało się nieopisanym darem. Tym wieloletnim przyjacielem i „ojcem” Jana Bosko był ksiądz Józef Cafasso, starszy zaledwie o cztery lata, ale bardzo świątobliwy i doświadczony. Jan poznał go jeszcze jako kleryka. Już wówczas wyróżniał się on dobrocią i świętością życia i tym samym mocno odstawał od standardów ówczesnego kleru. Kierownictwo księdza Cafasso miało wpływ na całe życie księdza Bosko. Za radą swojego przewodnika wstępuje do seminarium diecezjalnego w Chieri, a nie jak zamierzał do franciszkanów. Auffray w biografii ks. Bosko tak przedstawia tę decydującą rozmowę: „Całe życie – i to jakie! – zawisło od decyzji tego młodego 23–letniego księdza. – Proszę uczyć się dalej – powiedział z wielkim spokojem ks. Cafasso – i wstąpić do seminarium. Potem proszę być gotowy iść za wolą Bożą”. Duchowość księdza Cafasso, jak i jego prowadzenie kleryka Jana miało swoje znaczenie w seminarium, choć nie było to działanie bezpośrednie. Duch dobroci tego świętego kapłana nadal unosił się w murach seminarium i przez to pobudzał do naśladowania. W życiu Jana był ciągle obecny również poprzez pomoc materialną, która była nieodzowna. 