- W miejscu cierpienia
- Od redakcji
- Wyjedźmy w plener!
- Zambia wyrwani z ulicy
- Zambia Rozbudowa ośrodka dla dzieci ulicy z Kabwe
- Bangladesz Adopcja na odległość
- Błogosławiony męczennik z Litwy i ks. Bosko
- Kościelny dress code, czyli jak się ubrać na mszę świętą?
- Wspomożycielko Wiernych, bądź z nami
- Alfabet świętego Jana Bosko
- Jak wychowywać wnuki
- Wiara to sprawa serca i nieskończonego zaufania Jezusowi
- Wpływ technologii informatycznej na relacje z innymi
- Program na szczęśliwe życie
- Dbać o podwórko
- Magnificat - modlitwa Maryi
- Pułapka gier komputerowych
- Męski sprzeciw wobec aborcji
Zambia wyrwani z ulicy
Agnieszka Malinowska SOM
strona: 10
Ksiądz Michał Wziętek od 28 lat pracuje w Zambii. W styczniu zeszłego roku salezjanom udało się otworzyć nową placówkę w Makululu – dzielnicy slumsów w Kabwe. Ks. Michał opowiada nam o swojej pracy, chłopcach ulicy i marzeniach. Wywiad został przeprowadzony w lipcu 2017 roku w Makululu przez wolontariuszkę Agnieszkę Malinowską z SOM.
- Gdzie się znajdujemy?
- Znajdujemy się w „Don Bosco Makululu”, zwanym „Iciloto”. Można to przetłumaczyć jako sen, marzenie. Ksiądz Bosko miał marzenie: zająć się jak największą liczbą opuszczonych dzieci i młodzieży. My w Afryce mamy to samo marzenie. Chcemy zrobić coś dla najuboższych z dzielnicy Makululu. Początki są bardzo skromne i trudne, ale mamy już pierwszy dom dla dzieci. Mieszkają w nim dzieci osierocone oraz takie, które zabraliśmy z ulic Kabwe.
Na razie mieszka sześcioro podopiecznych, ale mam nadzieję, że wkrótce będzie ich około dwudziestu. Więcej chyba na razie się nie zmieści. Oprócz tego mamy nieformalną szkołę. Przychodzą do niej dzieci, które nigdy nie miały możliwości, by się uczyć. Ze względu na wiek, nie mogą już pójść do rządowej szkoły. Jest już ponad 350 uczniów.
- Kilka dni temu przyjął ksiądz do domu kolejnego chłopca, Ingę. Jaka jest jego historia?
- Dwa tygodnie temu przyjęliśmy do domu dwóch chłopców: Jacoba i Gabiego. Oni powiedzieli mi, że na ulicy został jeszcze jeden bardzo dobry chłopiec. Mieszkali tam razem, ale kiedy przygarnęliśmy tych dwóch, jego akurat nie było. Mówili, że starsi chłopcy zabierają mu wszystkie pieniądze, które zarabiał na jedzenie. Biją go. Prosili, żebym pojechał i spróbował go odnaleźć. Udało się. Kilka dni temu pojechaliśmy z chłopcami. Inga tam był. Od razu wskoczył na samochód i przyjechał z nami do domu. Odkąd tu jest, jest bardzo szczęśliwy, wesoły, wciąż się uśmiecha. Nie chce wrócić na ulicę, jest mu tu dobrze. Znalazł tu swój dom.
- Co robią chłopcy na ulicy, zanim trafią do Was?
- Chłopcy, którzy mieszkają na ulicach Kabwe, stracili rodziców i nie mają nikogo, kto by się nimi zaopiekował. Idą na ulicę, żeby jakoś przeżyć, zarobić drobne pieniądze na jedzenie. Bardzo szybko wpadają w nałogi: narkotyki, papierosy, wąchanie kleju i innych substancji chemicznych. Pozwala im to zapomnieć o tym, że są opuszczeni i nie mają nikogo. Śpią pod drzewami na kartonach. Kartonami też się przykrywają. Czasami ktoś da im coś do jedzenia, czasem coś zarobią…
- Dlaczego ksiądz wybrał taką pracę, z takimi chłopakami?
- To jest bardzo trudna praca. Nie dość, że na misjach to z chłopakami ulicy. Dlaczego? Zawsze moim marzeniem były misje. I zawsze było we mnie takie współczucie dla najbiedniejszych, opuszczonych, tych, którzy nie mają domu, rodziców ani miłości. To marzenie dojrzewało we mnie… Kiedy przyjechałem do Kabwe, zobaczyłem, ile jest sierot, ile jest dzieci na ulicy. Wtedy pojawiło się we mnie silne pragnienie, żeby coś dla nich zrobić. Jeżeli taka jest wola Boża, może uda się pomóc, chociaż niektórym z nich. Pragnę, żeby opuszczone dzieci miały inne życie, by miały życie, gdzie jest więcej uśmiechu na twarzy niż płaczu. Gdzie jest więcej miłości niż nienawiści.
- Czy ksiądz jest tutaj szczęśliwy? Jako salezjanin, pracując z tymi chłopakami?
- [Uśmiecha się] Jestem szczęśliwy. Nie wiem, na jak długo mi tego szczęścia, tego zapału starczy, ale zawsze sobie mówię, że jeśli jest to dzieło Boże, to Pan Bóg da wystarczająco siły i łaski, żeby to prowadzić. Na razie jestem pełen nadziei. Mimo że początki są trudne i na razie jest tu tak niewiele. Mam nadzieję, że kiedyś uda się zrobić coś więcej dla tych dzieci.