- Jezus na ręku małych i ubogich
- Od redakcji
- Igrzyska z Księdzem Bosko
- Uganda: Polskie bociany
- Wielki Post nie jest dla postu
- Przywróćmy pamięć i cześć bohaterom niepodległości
- Konspiracja młodzieży w małym seminarium w Lądzie
- PEDAGOGIKA SERCA księdza Szpaka
- JAK WYCHOWYWAĆ WNUKI Dziadkowie XXI wieku
- Odkrywanie tożsamości Jezusa jako naszego Pana i Zbawiciela
- Odkrywajmy w dzieciach dobro
- Po szczebelku coraz wyżej
- O suwerenność w sercu
- WYGRAĆ ze śmiertelnym smutkiem
- Zagubienie w przestrzeni wirtualnej
- Inne Boże Narodzenie
Zagubienie w przestrzeni wirtualnej
Robert Tekieli
strona: 28
W MOIM OTOCZENIU ZNAJDUJE SIĘ CORAZ WIĘCEJ OSÓB, które od życiowych problemów uciekają w rzeczywistość gier komputerowych, sieciowych. W świat ułudy. Czy to jest doświadczenie jednostkowe czy szersze. Jakie w tym tkwią niebezpieczeństwa?
Zanurzenie się w rzeczywistości wirtualnej nie jest zagrożeniem specyficznym dla gier. Siedemdziesięcioletnia babcia wprowadzona bardziej w problemy emocjonalne rodziny Mostowiaków, niż w problemy swych wnuczków, jest najlepszym na to dowodem. Znam sześćdziesięciolatkę, która rozpoczyna dzień od włączenia komputera i poświęca swe życie grze Farmer. Ma wspaniałego wnuka, którego całkowicie zaniedbuje.
Wirtualne uczestnictwo w świecie seriali telewizyjnych czy gier nie jest jednak jedynie formą rozrywki. Może być destrukcyjne. Jeśli wchodzę w relację z drugą osobą w rzeczywistości, po krótkim okresie zauroczenia, zaczynam znów dostrzegać świat takim, jakim on jest i muszę podjąć decyzję. Relacja wymaga bowiem poświęcenia. Choćby tych trzech godzin, kiedy zdołowany przyjaciel opowiada o sprawach, które emocjonują jego jedynego na świecie. Albo go wysłucham, albo go zranię. Relacja to dawanie, dzielenie się. Wysiłek. Człowiek zaś jest tak skonstruowany, że bez relacji choruje.
Samotność jest bolesna, prowadzi do zgorzknienia, a w końcu do rozpaczy. Człowiek, który większość swojego życia spełnia w relacjach zapośredniczonych przez media, może karykaturalnie zagłuszyć w sobie potrzebę drugiego człowieka, nic od siebie nie dając. Na czacie mogę rozmawiać równolegle z pięcioma
ludźmi, mogę przedstawić się jako dowolna osoba. Mogę kompensować sobie braki. Upiększać się. Najgorsze jest jednak to, że relacje wirtualne nie wymagają wysiłku. Zatem wchodząc w nie, zatrzymuję się w rozwoju emocjonalnym. Przestaję się rozwijać. Podobnie w grach, mogę swojego awatara wyposażać w cechy, których mi w rzeczywistości brakuje, mogę przeżywać wiele sytuacji, w których odgrywam rolę zupełnie oderwaną od mojej osobowości. Znam ludzi, którzy całkowicie zanurzyli się w wirtualu. Tam realizują swe marzenia i uciekają od prawdziwej, czasami bolesnej rzeczywistości.
Często chłopiec, który w szkole unika konfrontacji, snuje się pod ścianami, jest klasową ofermą, w świecie wirtualnym jest paladynem 67 levela, ma na swój użytek wszystkie świetlne miecze i młoty Thora. Im bardziej realizuje się w wymyślonym świecie, tym mniejsze są jego szanse na normalne funkcjonowanie w realu.
Uczestnictwo naszych dzieci w świecie gier komputerowych, RPG i w ogóle w świecie wirtualnym należy monitorować. Gdy zauważamy, iż staje się on zbyt atrakcyjny, musimy reagować. Najlepiej znaleźć atrakcyjną alternatywę. Dzieci mające swoje pasje, realizujące się w świecie sportu czy w jakiejś działalności wspólnotowej, nie szukają sztucznych doznań. Nie mają ponadto czasu na wirtualne wzmocnienia. Zresztą: nie potrzebują ich.
Kiedy zaczynamy spostrzegać, że nasza pociecha zaczyna po takie substytuty sięgać, zmieńmy jej środowisko, zacznijmy silniej wspierać w rodzinie, pomóżmy w rozwiązywaniu problemów i odciągnijmy od tych zainteresowań. 90 proc. gier nie jest zagrożeniem, jednak potrafią oddziaływać na człowieka zagubionego, z deficytami, z nierozwiązanymi problemami w tak silny sposób, że może on uznać ucieczkę w nierzeczywistość za rozwiązanie. A to jest pułapka.