- Jezus na ręku małych i ubogich
- Od redakcji
- Igrzyska z Księdzem Bosko
- Uganda: Polskie bociany
- Wielki Post nie jest dla postu
- Przywróćmy pamięć i cześć bohaterom niepodległości
- Konspiracja młodzieży w małym seminarium w Lądzie
- PEDAGOGIKA SERCA księdza Szpaka
- JAK WYCHOWYWAĆ WNUKI Dziadkowie XXI wieku
- Odkrywanie tożsamości Jezusa jako naszego Pana i Zbawiciela
- Odkrywajmy w dzieciach dobro
- Po szczebelku coraz wyżej
- O suwerenność w sercu
- WYGRAĆ ze śmiertelnym smutkiem
- Zagubienie w przestrzeni wirtualnej
- Inne Boże Narodzenie
Po szczebelku coraz wyżej
ks. Piotr Lorek sdb
strona: 25
W zimie kibicujemy naszym skoczkom narciarskim. Podziwiamy ich odwagę i piękne, dalekie skoki.
Są dla nas bohaterami, gdy oglądamy pokazywane przez kamerę widoki, jakie mają przed sobą, siadając na startowej belce. Stromy zjazd, a potem długi lot w dół. Takie skoki nie biorą się znikąd. Za sportowcami jest wiele lat stopniowego podnoszenia belki startowej i przechodzenia z mniejszej na większą skocznię.
Pamiętam z podstawówki swoją przygodę ze skakaniem. W jedno z zabudowań gospodarczych była wmurowana metalowa drabina. Miała kilkanaście szczebli i była wysoka na parę metrów. Gdy na nią wszedłem i spojrzałem w dół, to zwyczajnie miałem pietra. Pomyślałem jednak, że spróbuję się z nią zmierzyć, ale sposobem. Rozpocząłem skoki od czwartego szczebelka. Stopniowo wdrapywałem się wyżej i wyżej, bo skoro skoczyłem z jednego, to kolejny wydawał się w zasięgu ręki. Usypałem kupkę z piachu i celowałem w nią, by amortyzowała lądowanie. Było więc dosyć bezpiecznie. Z dreszczykiem emocji, ale i satysfakcją spoglądałem w dół z ostatniego szczebla. Kupka piachu na dole wydawała się taka mała, ale skoro dałem radę z wcześniejszego szczebelka, to dam i z ostatniego. W końcu drabina została zdobyta. Nie zachęcam do takich zawodów, ale chcę na ich przykładzie zwrócić uwagę na coś ważnego.
Towarzysząc młodym jako kapłan i wychowawca byłem świadkiem, jak wielkie zmiany dokonywały się w nich powoli, etapami. Często wszystko zaczynało się od wyjazdu czy akcji, pokazania dobrych przykładów, ciekawego pomysłu na życie. Po jakimś czasie prowadziło to do odważniejszej spowiedzi, podczas której ktoś oprócz wyliczenia grzechów zaczynał mówić o trudnościach, lękach i szukał porady. Zaczynała się świadoma praca nad sobą, nazywanie problemów, odnajdywanie mocnych stron, szukanie dobra, rozpoznanie możliwości, poznawanie samego siebie. Zwykle po pierwszej gorliwości przychodziły próby. Na pierwszy ogień szła wytrwałość, wierność postanowieniom. Jeśli ktoś te próby przetrwał i uczciwie pracował dalej, to powoli, ale systematycznie się rozwijał, piął się w górę. I te momenty wychowawczego towarzyszenia w codzienności, pomoc w stawianiu kolejnych drobnych, ale dobrych kroków cenię szczególnie. Kiedy młody człowiek dojrzewa, wiele rzeczy nie wychodzi, wiele się zmienia. Ma wrażenie, że wszystko się wali, a sprawy, których nie ogarnia mnożą się i mnożą. Trzeba wtedy być z nim i pokazać metodę małych kroków: – Jeśli chcesz naprawić relacje z rodzicami, to zacznij od cichego zamykania drzwi, kiedy wiesz, że głośne trzaskanie ich denerwuje. Zacznij od czegoś jednego i zwyczajnie zrób to, bądź wierny przez jakiś czas. Tylko tyle, na razie, potem kolejne sprawy. I co ważne: zadania możliwe do spełnienia w twoim zasięgu. Ważne, żeby nie zniechęcić młodego człowieka zbyt wielkimi wymaganiami i odległością celu. Należy przekonywać, że każdy krok ma wartość i przybliża do szczytu.
Wychowanie to długa droga do pełni człowieczeństwa, do ludzkiej dojrzałości. Tutaj nic nie idzie na skróty. Wszystko ma swój czas, dynamikę, etapy, swoje lęki i próby. Rozsądne stawianie celów, podejmowanie wyzwań, pokonywanie ograniczeń dokonuje się etapami. To bardzo ważne mieć cierpliwość i perspektywę wieloletniej pracy. Gdy wie o tym i rozumie to wychowawca, będzie szukał sposobu, by pokazać to wychowankom. W pracy nad sobą i w towarzyszeniu młodym wydaje się to niezwykle potrzebne. Pomóc postawić kolejny krok i umieć się nim ucieszyć. Przejść o szczebelek do góry, spojrzeć z nowej perspektywy, upewnić się, czy jest bezpiecznie i iść dalej. Te małe kroki jednym wydają się głupie, bo przecież można iść szybciej, przeskakiwać. Ale idąc zbyt szybko można się zapędzić, przez zuchwałość – pogubić, poślizgnąć, upaść. Pewien spokój, właściwa kolejność powodują harmonijny wzrost. Nas często interesują same efekty, widoczne sukcesy. Tymczasem sekret tkwi w konsekwentnym pokonywaniu kolejnych małych kroków. Powoli, po szczebelku, coraz wyżej. Tylko tak można dojść do efektownych skoków, przeżyć prawdziwą przygodę i nie zrobić sobie krzywdy.