- Aby mieli życie w obfitości
- Od redakcji
- Proponując młodzieży zabawę w teatr, trzeba najpierw zdobyć jej zaufanie
- Ameryka Północna: ten ksiądz jest nasz
- Zambia Edukacja współpracowników salezjańskich w Lusace
- Sudan Południowy Pomóżmy ofiarom głodu
- Nauka przebaczania
- Duszpasterstwo kibiców
- Wychowankowie salezjańscy w walce o Polskę
- Rola wychowawcy i kapłana
- Poradnik małżeński
- Władza ojcowska w świetle nauczania świętego Pawła
- Czy trzeba uczyć sensu słowa przepraszam?
- Uczciwy obywatel
- Stać ich na wiele
- Ostatnie słowo tego, kto kocha
- Duchowe pułapki wróżb
- Konstruowanie Frankensteina
Stać ich na wiele
ks. Marek Chmielewski sdb
strona: 26
Ten film rozbudził we mnie najgłębsze przekonania salezjańskie. Wiarę w młodzież i w jej możliwości. U ks. Bosko brała się ona z jego wiary w Boga.
Lubię powieści i filmy o młodzieży. Niektóre oglądałem kilka razy. Choćby „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”, „Pana od muzyki” czy „Gran Torino”. Z zainteresowaniem przyglądam się, jak pokazane są tam postawy młodych, ich sposób myślenia, rzeczy dla nich ważne, ich dramaty, ich zwycięstwa, tkwiące w nich możliwości, ich zmaganie się o bycie sobą. Fascynują mnie dorośli, którzy umieją się w tym odnaleźć. Są z młodymi, rozumieją ich, pomagają. Nierzadko płacą za to ogromną cenę, tracąc pracę, stanowisko, koneksje. Sami przy tym rewidują swoje poglądy i zmieniają sposób odnoszenia się do ludzi. To wszystko potrafi sprawić młodzież. Ich po prostu stać na wiele!
W ostatnich dniach, z racji na trwający w Moguncji karnawał – wiąże się to z kilkoma dniami wolnymi od pracy – miałem trochę czasu dla siebie. Sięgnąłem ponownie po „Małą Maturę 1947” Janusza Majewskiego z 2010 r. Akcja filmu rozgrywa się w Krakowie, w trudnych czasach końca wojny i początku stalinizmu. Na tym tle twórca pokazuje losy młodych bohaterów, uczniów gimnazjum męskiego im. Sobieskiego. W klasie są rodowici krakowianie i chłopcy, którzy przyjechali do miasta z różnych stron II Rzeczpospolitej. Mieszanka światopoglądów, wyznań, znanych im języków. Przemawia do mnie mocno świetnie pokazany klimat uczniowskiego życia, przyjaźni, zgrywy, buntu, emocji, dorastania, a nawet grzechów, typowych dla tego etapu życia. Urzeka mnie troska, z jaką twórcy podkreślają bogactwo możliwości i rzeczywistego dobra, jakie tkwi w młodzieży. Wszechobecne papierosy, a nawet ciekawość prowadząca ich – jak mówi się w filmie – „do zamtuzu” nie przysłaniają tego, że chłopcy chodzą do spowiedzi, przyjaźnią się, pomimo różnic kulturowych i religijnych, że kochają Polskę i noszą w sobie gotowość złożenia dla niej ofiary. Nauczyciele i wychowawcy doskonale się w tym orientują i bardzo umiejętnie dbają o to, aby chłopcy się rozwijali. To ludzie, którzy wierzą w wychowanie. Uderza szacunek, z jakim odnoszą się do chłopców. Choćby łacinnik, prof. Matoń, kiedy odkrywa, kto jest autorem żartu, nie gani go, ale zaprasza do tablicy i prowadzi z nim merytoryczny dialog o użytym w wygłupie łacińskim zdaniu. Albo dyrektor szkoły, który w obliczu zagrożenia dochodzeniem ze strony SB, podpowiada uczniowi, co i jak ma mówić. No i prof. „Syfon”, matematyk, przez cały czas wie, jak jest nazywany i przedrzeźniany, a przecież nie przeszkadza mu to w byciu wychowawcą. Ileż w nim cierpliwości, miłości i szacunku do uczniów.
Bardzo się dziś rozpisałem. Chyba dlatego, że film, pomimo karnawałowego klimatu, rozbudził we mnie najgłębsze przekonania salezjańskie. Wiarę w młodzież i w jej możliwości. U ks. Bosko brała się z jego wiary w Boga. Oddał swe siły młodym nie tylko dlatego, że zmuszeni byli żyć na ulicy, byli głodni, stanowili zagrożenie dla innych i byli bez szans na lepszą przyszłość. Ks. Bosko widział w nich dzieci Boże. Stąd jego powiedzenie: „Bóg kocha młodzież”. To religijne, teologiczne spojrzenie na młodych otwierało go na nich, pomagało pokonywać uprzedzenia, pozwalało widzieć dalej. To był fundament jego optymizmu w relacjach z młodymi. Ponieważ „Bóg ich kocha” już teraz, już w młodości są w stanie robić najwspanialsze rzeczy na świecie. Trzeba zadbać o ich młodość. Trzeba, bo od niej zależy całe ich życie. Trzeba wychowywać! Ks. Bosko wierzył głęboko, że młodzi powinni spotkać Jezusa, a Bóg właśnie jemu dał zadanie przyprowadzania ich do Niego. Wiedział, że ma to czynić na polu wychowania. Mówił o tym: „Młodzi potrzebują z dobrocią wyciągniętej ręki, która poprowadzi ich w kierunku dobra”. Dlatego swoje oratoria, szkoły czy internaty pojmował nie tylko jako miejsca nauki i kształcenia, ale jako przestrzenie spotkania z Bogiem, jako miejsca zbawienia.
I kto by pomyślał, że moguncki, rozkrzyczany karnawał może być okazją do refleksji o teologicznych aspektach systemu wychowawczego ks. Bosko? A jednak może! ▪