- Dzieci nie znają słowa rasa
- Od redakcji
- Pomaganie wchodzi im w krew
- Obecność salezjanów w Ziemi Świętej
- Przyszłość ludzkości prowadzi przez rodzinę
- W grudniowy czas
- Siedem miesięcy siedem dobrych uczynków dla ciała i duszy
- Rok Święty, Rok Miłosierdzia
- Wychowawcy i miłosierdzie
- Anna – kobieta sukcesu!
- Przebaczenie... prawdziwa siła
- Niebo... za punkty
- Jak wychowywać dziewczęta. Widziane inaczej, czyli chłopcy o dziewczynie dobrze wychowanej
- Pokusa odrzucenia prawa moralnego
- Jak radzić sobie z agresją w szkole?
- Temat: Adwentowe medytacje nad dziennikiem lekcyjnym
- Propagator miłosierdzia Bożego
- Sztuka zdobywania zaufania
- Psychomanipulatorzy
- Gdy skrajności mówią jednym głosem
Gdy skrajności mówią jednym głosem
Tomasz P. Terlikowski
strona: 32
Nieczęsto się zdarza, by lewica i skrajna prawica mówiły jednym głosem. Tak jest jednak w przypadku pomocy rodzinom wielodzietnym. Wtedy SLD i Janusz Korwin-Mikke się jednoczą.
. Mam świadomość, że może się to wydawać zupełnie niewiarygodne, ale niestety tak nie jest. W kwestii polityki prorodzinnej i pronatalistycznej SLD (przynajmniej łódzkie) i Janusz Korwin-Mikke mówią to samo. Ich zdaniem nie należy pomagać rodzinom wielodzietnym, bo oznacza to wspieranie patologii i promowanie rodzenia dzieci dla pieniędzy. „Szósta sura Koranu mówi, że każdy muzułmanin może mieć cztery żony, o ile go na to stać. Jeżeli więc ktoś chce mieć czworo dzieci, to powinno być go na to stać. (….) Ja se zrobię [dziecko], a potem, kurcze blade, co? Niech państwo wychowa. (…) Jeżeli ktoś ma dwójkę dzieci i zachrzania w pocie czoła, żeby wychować tę dwójkę, a ktoś ma trójkę dzieci i se leży, i uważa, że państwo powinno mu wychować dzieci… Nie ma z nieba manny” – mówił Władysław Skwarka, radny Rady Miejskiej w Łodzi, należący do klubu Sojuszu Lewicy Demokratycznej, gdy zaproponowano, by rodziny z trójką i więcej dzieci miały ulgi na przejazdy komunikacją miejską. A w niechęci do wsparcia rodzin wielodzietnych wtórował mu Janusz Korwin-Mikke. „Albo te 500 zł nie zadziała, albo z powodu 500 zł urodzi się dziecko. To, w jakiej rodzinie te dzieci się urodzą? W rodzinach meneli, którzy dla 500 zł produkują dziecko. To zaśmieci naród polski, zaśmieci śmieciem ludzkim. Ludźmi, którzy płodzą dzieci dla pieniędzy” – oznajmił Korwin-Mikke. Obie te wypowiedzi wpisują się w najgorsze wzorce myślenia w kategoriach darwinizmu społecznego. W przypadku lewicy to specjalnie nie dziwi, bo to właśnie jej przedstawiciele wprowadzali od lat trzydziestych rozmaite programy wykluczające najsłabszych czy upośledzonych, sterylizację takich osób czy wręcz przymusowe aborcje. I tak było nie tylko w Chinach, ale również w Szwecji czy Norwegii. Mocnym zaskoczeniem jest jednak przyjęcie takiego myślenia przez Janusza Korwin-Mikkego, który wciąż podaje się za prawicowca i konserwatystę. Taka zaś deklaracja wyklucza go z tego grona. A nawet mocniej, wyklucza go z grona ludzi myślących w kategoriach chrześcijańskich. Janusz Korwin-Mikke, niezależnie od swoich deklaracji światopoglądowych, jest w istocie osobą niewierzącą. Wiara nie oznacza bowiem intelektualnego uznania istnienia jakiegoś absolutu (a to zapewne lider partii KORWIN czyni), ale uznanie, że to Bóg jest Panem historii i ludzkich losów i to On otacza swoje stworzenie opieką. Opatrzność, wiara w nią, zaufanie jest wpisane w chrześcijańską wiarę. W istocie wierzyć – oznacza dla chrześcijanina nie tyle uznać istnienie tego, czego nie widzimy, ile zaufać. Wierzę w Boga znaczy nie tyle, że wyznaję istnienie Boga, ile ufam Bogu, powierzam Mu swoje życie. A skoro tak, to uznaję w Nim Ojca. Taka postawa prowadzi zaś do prostego wniosku: nie ma ludzi niechcianych. Jeśli ktoś istnieje, żyje – to znaczy, że jego istnienia chciał Bóg. Nie ma nikogo, kto jest ludzkim śmieciem, bo każdy ma duszę nieśmiertelną, a losy człowieka wyznacza także Boża Opatrzność. Wielu wspaniałych ludzi pochodziło z rodzin patologicznych, wielu narodziło się wbrew woli rodziców, a nawet poczęło się w wyniku gwałtu. Nie odbiera to im godności ani człowieczeństwa. Jakby tego było mało Bóg, jak wierzymy chrześcijanie, stał się człowiekiem. Uświęcił, przebóstwił ludzką naturę, wcielił ją w życie Boga. Nie ma zatem człowieka, który byłby śmieciem. Nad owymi „ludzkimi śmieciami” pochylił się Wszechmocny w swojej łaskawości. On nie przyszedł przecież do zdrowych, do tych, co się świetnie mają, ale do chorych, wykluczonych ze społeczności, trędowatych, słowem do „ludzkich śmieci”, których uczynił dziećmi Bożymi. Kto tego nie rozumie, ten w istocie nie rozumie chrześcijaństwa. ▪
Nie ma ludzi niechcianych. Jeśli ktoś istnieje, to znaczy, że jego istnienia chciał Bóg. Nie ma nikogo, kto jest ludzkim śmieciem, bo każdy ma duszę nieśmiertelną, a losy człowieka wyznacza także Boża Opatrzność