- Dzieci nie znają słowa rasa
- Od redakcji
- Pomaganie wchodzi im w krew
- Obecność salezjanów w Ziemi Świętej
- Przyszłość ludzkości prowadzi przez rodzinę
- W grudniowy czas
- Siedem miesięcy siedem dobrych uczynków dla ciała i duszy
- Rok Święty, Rok Miłosierdzia
- Wychowawcy i miłosierdzie
- Anna – kobieta sukcesu!
- Przebaczenie... prawdziwa siła
- Niebo... za punkty
- Jak wychowywać dziewczęta. Widziane inaczej, czyli chłopcy o dziewczynie dobrze wychowanej
- Pokusa odrzucenia prawa moralnego
- Jak radzić sobie z agresją w szkole?
- Temat: Adwentowe medytacje nad dziennikiem lekcyjnym
- Propagator miłosierdzia Bożego
- Sztuka zdobywania zaufania
- Psychomanipulatorzy
- Gdy skrajności mówią jednym głosem
Anna – kobieta sukcesu!
S. Dawida Ryll
strona: 20
Matka Anna Kaworek, służebnica Boża, współzałożycielka Zgromadzenia Sióstr Michalitek, wychowawczyni biednych i sierocych dzieci… Tak o niej mówią, piszą, tak ją tytułują. Ale…
Z niemalże stuletniej fotografii spogląda w dal siostra zakonna. Jej szlachetne, choć niemłode już rysy odzwierciedlają zmęczenie, troskę, ale też siłę wewnętrznego spokoju. Znany mi jest jej życiorys. Wiele o niej słyszałam, czytałam. Nawet napisałam opowieść o jej życiu. A jednak… to utkwione w dal, łagodne spojrzenie bardzo intryguje. Chciałoby się zobaczyć nie tyle to, co było w zasięgu jej wzroku, ale co ten wzrok usiłował „dogonić”, za czym tęskniła jej dusza, czego dotykało jej serce…
Pokój, ufność, łagodność
W broszurkach i folderach zamieszcza się często jej młodzieńcze zdjęcie. Fotografie ładnych dziewcząt stale zdobią różnego typu publikacje, a Anna była ładna. Wyróżniała się urodą nawet pośród rodzonych sióstr. Wysoka, zgrabna i miła w sposobie bycia budziła sympatię współczesnych. Jednak dziś nie to ma istotne znaczenie. W rozedrganym emocjonalnie młodym człowieku, którego spotykam każdego dnia, widzę potrzebę stabilności, wiarygodności, oparcia się na kimś, kto nie zdradzi, nie odrzuci, kto pomoże odnaleźć sens. I to jest powód, dla którego warto młodym ludziom przedstawić Annę Kaworek, siostrę i matkę, oddaną Chrystusowi i młodzieży, dzieciom, którzy potrzebowali domu, którzy nadal domu potrzebują. Na wielu zdjęciach wyglądała na więcej niż miała lat, zwłaszcza w czasach, gdy jeszcze nie nosiła welonu i habitu. W zawiązanej pod brodą czarnej chustce, spracowana, utrudzona rozmaitymi trudnościami, kłopotami, biedą, niewyspaniem. Ale w oczach zawsze pokój, ufność, łagodność. Stabilność wiary i moc miłości – zahartowanej w kryzysach. Może ten pokój, który promieniuje z jej spojrzenia, może ta dobroć, a zarazem stanowczość i zdecydowanie, które wyczytuję z jej fotografii, sprawiają, że chciałoby się przy niej przysiąść na chwilę, powierzyć jej wszystkie swoje lęki i zmagania. Odnaleźć w niej dobroć babci, miłość mamy, przyjaźń siostry, zapach domu… Odnaleźć w niej żyjącego Boga.
Wrażliwa, rozmodlona, pracowita
Anna Kaworek urodziła się na Śląsku Opolskim w rodzinie dworskiego zarządcy, w czasach, gdy nasza ojczyzna była pod zaborami. Mając kilkanaście lat, nie planowała dzielić losu zamężnych sióstr, choć ceniła bardzo wartość rodziny, małżeństwa, macierzyństwa. W głębi serca przeczuwała, że co innego jest jej powołaniem. Ale jeszcze nie wiedziała, co…? Wrażliwa, rozmodlona, pracowita, prawa… pytała Boga, co ma czynić w życiu. Opowieści salezjańskiego kleryka o powstającym w Galicji zgromadzeniu, o tworzących się tam z inicjatywy ks. Bronisława Markiewicza zakładach wychowawczych, były dla Anny jak olśnienie. Odkryła w głębi serca, że chce służyć Bogu jako zakonnica i opiekunka sierot. Pociągnięta tym pragnieniem pożegnała swoją rodzinę i wyruszyła w nieznane jej strony – do maleńkiej wioski niedaleko Krosna na Podkarpaciu. Miejsce – tak wówczas brzmiała nazwa tej wioski. Dziś ta wioska, w której swój początek mają dwa zgromadzenia michalickie (męskie i żeńskie), nazywa się Miejsce Piastowe. Rozkwitła jeszcze za życia ks. Markiewicza, gdy powstały w niej szkoły, warsztaty szkoleniowe, drukarnia. Obecnie mieści się w niej kilka szkół, dwa kościoły, dwa duże klasztory, urząd gminy, ośrodek kultury, urzędy, sklepy, zakłady usługowe itp. Nikt jednak nie ma wątpliwości, jak ogromną rolę dla rozwoju tej miejscowości odegrała grupka „Bożych szaleńców”, która w ostatnich latach XIX wieku przybyła tu, by mocą Chrystusowej miłości pomagać mieszkańcom wioski i okolic w podźwignięciu się z biedy moralnej i materialnej. I ta miejscowość okazała się jej życiowym „miejscem”, choć nie od razu odkryła w nim ziemię obiecaną. Zobaczyła kurne chaty, walącą się plebanię i doświadczyła ciężkiej pracy fizycznej. Pracować umiała i lubiła, jednak głód, zimno, wstawanie przed świtem, upokorzenia, rozczarowanie brakiem klasztoru i habitu, sprawiły, że po kilku miesiącach wróciła na Śląsk. Pokonana chyba bardziej zawiedzionymi oczekiwaniami niż wątpliwością, co do powołania zakonnego. I pytała dalej: „co mam czynić, Boże?”. Poszła na miejsce kultu swojej świętej imienniczki, na Górę św. Anny i tam – jak Jonasz we wnętrzu ryby – trwała przez trzy dni, modląc się i pokutując. A potem z nowym zapałem, jakby doświadczyła zmartwychwstania, powróciła do Miejsca. Ten drugi powrót to już nie młodzieńczy zryw serca, ale pewna, przemodlona, dojrzała decyzja.
Rozsądna, doświadczona przeciwnościami, pełna nadziei
Podziwiam ją w tym powrocie do Miejsca (dziś zwanego Miejscem Piastowym). Bo wiem, że chętnie się wraca do tego, co miłe, przyjemne, co się dobrze kojarzy i gdzie czujemy się kochani i potrzebni. A Anna już wiedziała, że nie jedzie do klasztoru, bo tu nie było klasztoru. Nie wybierała zgromadzenia zakonnego ze względu na krój czy kolor habitu, bo tu nie było w ogóle habitu. Nie cieszyła się na myśl o pięknych chwilach spotkania z Bogiem w ciszy kaplicy, bo nie było ani kaplicy, ani nawet czasu na taką modlitwę, jakiej pragnęło serce. Pozostawało ciche śpiewanie pieśni przy obieraniu kapusty, krótkie spojrzenie na modlitwy w książeczce pozostawianej na parapecie, strój wiejskiej dziewczyny do pracy w oborze, kromka chleba z kiszonym ogórkiem na kolację po ciężkim, pracowitym dniu. I w tym wszystkim radość serca?! Ależ tak! Wiadomo było bowiem, po co to wszystko i dla kogo. Bo uśmiech dziecka, które znalazło dom, miłość, opiekę, był podziękowaniem od samego Chrystusa. Gdybyż jeszcze można było mieć pewność, że upragnione zgromadzenie zakonne powstanie. Tymczasem piętrzyły się trudności. W 1912 r. umiera ks. Bronisław Markiewicz, założyciel dzieła i zgromadzeń wychowawczych. Wraz z jego śmiercią bardzo bledną nadzieje na zatwierdzenie zgromadzenia zakonnego. Nie ma domu zakonnego ani domu dla sierot. Dla gromadzonych przez siostry sierocych dziewczynek wynajęte klitki w wiejskich chatach. W zakładzie wychowawczym chłopców coraz liczniejsze grono sierot (około dwustu chłopców), które trzeba nakarmić… Z chłopcami pracują wychowawcy, którzy też są jedynie kandydatami na zakonników. Zaledwie kilku wyświęconych kapłanów. Biedę potęguje I wojna światowa, sierot przybywa. Kościół diecezjalny nie widzi możliwości powstania żeńskiego zgromadzenia w Miejscu Piastowym. Przychodzą polecenia, aby się rozejść do innych zakonów. Rozsądna, doświadczona przeciwnościami, ale przede wszystkim pełna nadziei Anna trwa i innym pomaga przetrwać. Z miłością w sercu przyjmuje kolejne ciosy i hartuje swoją wiarę. Anna Kaworek spędziła w Miejscu Piastowym ponad czterdzieści lat. Z tego 34 bez habitu i oficjalnych ślubów zakonnych. Najpierw z książeczką służącej na plebanii, potem z legitymacją Stowarzyszenia Niewiast im. ks. Bronisława Markiewicza. Miała już 56 lat, gdy po raz pierwszy mogła założyć habit, złożyć śluby zakonne i za zgodą Kościoła – w licznym gronie swojej duchowej rodziny – nazwać się siostrą ze Zgromadzenia św. Michała Archanioła (1928). Przetrwała i pomogła innym przetrwać. Zmarła w opinii świętości w 1936 r. Siostry nie mają wątpliwości, że to jej osobą posłużył się Bóg, by zgromadzenie zakładane przez bł. ks. Bronisława Markiewicza mogło rzeczywiście powstać.
Umocnieni miłością, napełnieni nadzieją i otuchą
Dziś media promują różne kobiety sukcesu, tworzą konkursy na najbardziej przedsiębiorcze… Jakże cichy wobec tej propagandy mediów jest sukces Anny Kaworek, ale jakże skuteczny! Bez unijnych dotacji, bez reklam i internetowych portali, długo, ale skutecznie dawała podwaliny dziełu, które do dziś istnieje, działa, rozwija się i którego misja jest ciągle aktualna. Zgromadzenie Sióstr Michalitek pracuje obecnie w wielu placówkach w Polsce i poza jej granicami. Wszędzie dociera do tych, którzy potrzebują miłości matki i siostry. Michalitki żyją i pracują dla dzieci i młodzieży, którym start w życie utrudniają warunki rodzinne i społeczne. Patrząc na to dzieło, widzimy jedną stronę „sukcesu” Anny Kaworek. Ale jest też inna, jeszcze ważniejsza… Choć matka Anna nie zbierała laurów za życia, wszyscy, którzy otoczyli jej trumnę, zdawali sobie sprawę, że żegnają osobę wyjątkową. Żal rozrywał serca sióstr, wychowanek, parafian i wielu ludzi z okolicy, którzy przyszli na jej pogrzeb. Był to sygnał sukcesu serca, znak wyjątkowej miłości, której doświadczyli od niej i którą jej odwzajemniali. Do dziś nie brak osób, które przybywają do Miejsca Piastowego, by pomodlić się w krypcie Służebnicy Bożej Matki Anny. Od jej grobu odchodzą umocnieni miłością, napełnieni nadzieją i otuchą. Wielu z nich, za jej przyczyną, doświadcza od Boga łask, o które prosiło. Pęcznieją księgi próśb i podziękowań. To wszystko jest sygnałem, że najważniejszy sukces w życiu człowieka – świętość – stał się udziałem Anny Kaworek. Obecnie w Stolicy Apostolskiej trwa jej proces kanonizacyjny, ale ufamy, że w Niebie spotkała Chrystusa, który zapewnił, że każdy, kto słucha Bożego Słowa i wypełnia je, ten jest Mu Bratem, Siostrą, Matką. ▪