- Aby na świecie każdego dnia odradzało się piękno
- Od redakcji
- Wychowanie bez wartości jest jak pusty dzwon. Bez serca.
- Peru: Pustynia, która kwitnie
- Aleksandra Nurzyńska
- Boliwia. Miłość na drodze
- Czad. Pierwszy dzwonek w Czadzie
- Włączmy się w przygotowania do Światowych Dni Młodzieży
- Znaleźć drogę do ich serca
- Salezjanie w Powstaniu Warszawskim
- O grzechu
- Nie straszyć spowiedzią
- Kiedy dzieci nam się nie podobają
- Być ojcem
- Bóg naszym wychowawcą
- Adaptacja w gimnazjum
- Lekcja 8. Temat: Dobry plan jest warunkiem dobrej pracy.
- Stawiał na wartości
- Siedem dróg do szkolnego sukcesu
- Nieświadome wejście w zło
- Kościół, Woodstock i monolog
O grzechu
Ks. Marek Dziewiecki
strona: 18
Jeśli jakiś rodzic, ksiądz czy nauczyciel nie potrafi uzasadnić danej normy moralnej, a zwłaszcza nie potrafi wykazać, przed jakim złem nas ta norma chroni i do jakiego dobra prowadzi, to lepiej, by o niej w ogóle nie wspominał.
Powierzchowne rozumienie grzechu. Kto moralizuje lub straszy piekłem, ten nikogo nie ochroni przed grzechem.
O grzechu można mówić w taki sposób, że ten, z kim rozmawiamy, pragnie się nawrócić i być świętym, albo w taki sposób, że nasz rozmówca będzie traktował mówienie o grzechu jako niepotrzebne straszenie, przejaw dewocji czy nieuzasadnione ograniczanie jego wolności. Najbardziej naiwne mówienie o grzechu polega na moralizowaniu, czyli na żądaniu, by respektować określone nakazy i zakazy moralne, bez wyjaśnienia ich sensu. Jeśli jakiś rodzic, ksiądz czy nauczyciel nie potrafi uzasadnić danej normy moralnej, a zwłaszcza nie potrafi wykazać, przed jakim złem nas ta norma chroni i do jakiego dobra prowadzi, to lepiej, by o niej w ogóle nie wspominał. Podobnie, jeśli ktoś ma do powiedzenia o grzechu tylko tyle, że to naruszenie przykazań, obraza Boga czy droga do piekła, to nie ma nic pogłębionego do powiedzenia na ten temat. Taki człowiek głosi jedynie powierzchowne slogany, które zaciemniają, a nie wyjaśniają prawdę o grzechu. Istotę grzechu można zrozumieć dopiero wtedy, gdy rozumiemy człowieka, czyli gdy wiemy, że każdy z nas to ktoś kochany przez Boga, który nas rozumie, chroni i pragnie naszego szczęścia. Człowiek jest zdolny do myślenia i do podejmowania decyzji. A tam, gdzie jest świadomość i wolność, tam mogą pojawić się błędy w myśleniu i działaniu. Najbardziej groźne i bolesne z tych błędów nazywamy grzechem.
Nikt nie chce być grzesznikiem. Grzech to błędny sposób szukania szczęścia.
Przynajmniej w jednej sprawie wszyscy ludzie – także ateiści – zgadzają się z Bogiem: każdy z nas chce być szczęśliwy i Bóg tego pragnie. Trzecie przykazanie Dekalogu zachęca nas do świętowania, a czwarte mówi: Czcij ojca swego i matkę swoją, abyś długo żył i aby ci się dobrze powodziło! Jezus jeszcze mocniejszymi słowami zapewnia nas o tym, że pragnie naszego szczęścia: Przyszedłem do was po to, aby moja radość w was była i aby wasza radość była pełna (por. J 15,11) Gdy chodzi o pragnienie szczęścia, to stajemy po tej samej stronie, co Bóg. Dlaczego w takim razie nie wszyscy ludzie są szczęśliwi?
Dzieje się tak dlatego, że wielu z nas wierzy raczej sobie czy innym ludziom niż Bogu, gdy chodzi o szukanie dróg, które prowadzą do szczęścia. Bóg proponuje nam wyłącznie drogi prawdziwe, bo jest realistą. On zna nas samych i świat, w którym żyjemy. Bóg rozumie naszą sytuację i wie, że na tej ziemi nie jest możliwe osiągnięcie szczęścia łatwo, szybko i bez wysiłku. Człowiek natomiast pragnie szczęścia osiągniętego natychmiast, bez większego trudu, bez pracy nad sobą, bez uczenia się wielkiej miłości. Grzech pojawia się wtedy, gdy człowiek zastawia na samego siebie najgroźniejszą pułapkę, jaką można zastawić na człowieka, czyli zaczyna wierzyć w to, że istnieje wygodna droga do szczęścia. Łatwiej coś ukraść niż na coś ciężko zapracować. Łatwiej skłamać niż przyznać się do winy.
Grzech Adama i Ewy: Pierwsi ludzie przecenili siebie i uwierzyli, że będą szczęśliwi bez pomocy Boga.
Początkiem grzechu jest uleganie iluzji, że szczęście da się osiągnąć w wygodny i łatwy sposób. Szukanie takiego łatwego szczęścia to nic nowego. To nie wymysł ludzi „nowoczesnych i postępowych” w XXI wieku, lecz to powtarzanie najstarszych błędów, które ludzie popełnili już na początku historii. To naśladowanie nieposłuszeństwa Adama i Ewy. Często ich pierwszy grzech rozumiemy w naiwny sposób. Myślimy, że było to jedynie zerwanie jakiegoś owocu. Biblia wyjaśnia nam, że w rzeczywistości chodziło o coś zdecydowanie bardziej ważnego. Bóg nie zakazał zrywania jabłek, pomarańczy czy kiwi, lecz ostrzegł przed zrywaniem owocu z drzewa poznania dobra i zła. Innymi słowy Bóg już pierwszym ludziom wyjaśnił, że chce im pomagać w odróżnianiu dobra od zła, a zatem tego, co prowadzi do szczęścia od tego, co prowadzi do rozczarowania i nieszczęścia. Pierwsi ludzie nie posłuchali Boga i przecenili swoje możliwości. Wmówili sobie, że bez pomocy Stwórcy odróżnią to, co dobre od tego, co złe. I że sami staną się jak Bóg! Czy można wyobrazić sobie łatwiejsze szczęście niż przekonanie, że cokolwiek zrobię, to ja sam będę decydował, czy to coś jest dobre, czy złe? To oczywiste, że im większe zacznę czynić zło, tym bardziej będę wmawiał sobie i innym ludziom, że czynię dobro i że już w ogóle nie ma potrzeby odróżniania dobra od zła, bo wszystko – przynajmniej wszystko to, co ja czynię – jest przecież dobre. Kto powtarza grzech Adama i Ewy, ten uważa, że inni ludzie powinni akceptować wszystko, co czyni, a przynajmniej powinni każde jego zachowanie tolerować. Rzeczywistość przypomina nam, że to Bóg, a nie Adam i Ewa, ma rację. Gdyby bowiem wszystkie sposoby postępowania były jednakowo dobre, to wszyscy ludzie byliby szczęśliwi. Nie byłoby ludzi uzależnionych, zrozpaczonych, agresywnych. Nikt z nas by nie cierpiał. Nikt też nie miałby żalu do bliźnich czy do samego siebie. Nikt by nie mówił: gdybym tylko mógł cofnąć czas, to postąpiłbym zupełnie inaczej… ■