- Talenty są po to, aby stać się darem dla innych
- Od redakcji
- Oglądam, myślę, czuję
- Gruzja, Białoruś: Ludzie są spragnieni Boga
- Zambia Judyta po terapii
- Boliwia Znaleźć sens w Santa Cruz
- Kibicowanie daje poczucie wspólnoty
- Wartość kibicowania
- Salezjański męczennik z Węgier
- Telewizja – wartość czy zagrożenie
- Czy wiemy, co oglądają nasze dzieci?
- Zabierz dziecko na nabożeństwo majowe
- Czy zwalniać z wychowania fizycznego?
- Lekcja 5 Temat: Czy można na filmie pokazać Pana Boga?
- Formacja religijna i moralna
- Maj księdza Bosko
- New Age w miejsce po chrześcijaństwie
- Tak się rodzi homototalitaryzm
Talenty są po to, aby stać się darem dla innych
ANS
strona: 2
Wywiad z Isabel Artime, matką nowego Przełożonego Generalnego salezjanów ks. Ángela Fernándeza Artime
Kto Pani przekazał informację o tym, że Pani syn został Przełożonym Generalnym Zgromadzenia Salezjańskiego?
Pierwszą osobą, która mnie o tym powiadomiła, był inspektor León ks. José Rodríguez Pacheco. Zaskoczenie było olbrzymie, nie mogłam w to uwierzyć. Potem był telefon od ks. Pascuala Cháveza, dotychczasowego Przełożonego Generalnego. Nie byłam w stanie odpowiedzieć, ponieważ wybuchłam płaczem z emocji. Były także telefony od sekretarza Przełożonego Generalnego ks. Juana José Bartolomé i ks. Filiberto Gonzáleza, radcy ds. komunikacji społecznej.
Jakie pierwsze uczucia towarzyszyły Pani, kiedy dotarła wieść o tym wyborze?
Powiedziałam: „Mój Boże, pomóż mu, potrzebuje Ciebie”. Nie wiedziałam, co myśleć i co robić. Przejęło mnie uczucie zatroskania, jako że jest to urząd bardzo odpowiedzialny i będzie musiał stawić czoło wielu trudnościom, ale i nadziei. Zawsze mu mówiłam, że talenty, jakimi Bóg go obdarował, nie są do pogrzebania, ale do darowania innym. Jestem jego matką: wiem, ile jest wart.
Kiedy zadzwonił syn, co mu Pani powiedziała?
Po przeszło dwóch godzinach po pierwszym telefonie mogłam z nim porozmawiać. Powiedziałam mu, że już wiem o wszystkim, i że Bóg we wszystkim mu dopomoże. Powiedział mi, bym się nie martwiła, ponieważ nie brakuje mu pomocy. Była to bardzo krótka rozmowa.
Jak poznał salezjanów?
Ręka Boża była zawsze obecna w naszym życiu. Mój mąż i ja handlowaliśmy rybami. On łowił, a ja sprzedawałam je w naszym sklepie. Pewnego dnia, kiedy Ángel miał dziewięć lat, nasza dobra znajoma z León, María Sánchez Miñambres, zapytała go, czy nie chciałby uczyć się u salezjanów w León. Ángel odpowiedział, że myślał o tym. Rok potem, gdy miał dziesięć lat, zdecydował się pójść do szkoły właśnie tam. Po czterech latach miał możliwość uczęszczania do liceum w Luanco, ale nie uczynił tego. Wolał uczyć się dalej w León. Już wtedy salezjanie weszli głęboko w jego życie.
Jakie cechy najbardziej podobają się Pani u syna?
Jest serdeczny i dobry. Odznacza się wielką łagodnością i jest bardzo wrażliwy. Jest zawsze bardzo odpowiedzialny i wszystko go obchodzi. To wypływa u niego z wiary, którą od dziecka mu przekazywaliśmy. Jesteśmy rodziną chrześcijańską.
A pośród potraw, jakie Pani mu zwykle serwuje, gdy przyjeżdża do Luanco, jakie są jego ulubione?
Och! Wiele jest dań, które lubi, ale przede wszystkim jarzyny, zupa asturyjska z kapustą i kiełbasą. I naturalnie, bo nie może być inaczej, smakuje mu fabada, słynne danie składające się z fasoli i kawałków szlachetnej wieprzowiny, a poza tym – ryby, wszystkie rodzaje ryb. Tutaj ryby są nadzwyczajne.
Czy udzieliliście mu jakiejś rady jako rodzice w czasie jego młodości?
Przede wszystkim powiedzieliśmy to, o czym wspomniałam wcześniej: talenty nie mogą pozostać w ukryciu, są po to, aby stać się darem dla innych.
Pamięta Pani te wszystkie miejsca, przez które przeszedł Ángel, od kiedy jest salezjaninem?
Oczywiście, tego nie można zapomnieć. Rozpoczął od Astudillo (Palencia). Potem przeniósł się do Cambados (Pontevedra), gdzie,z powodów materialnych, nie mogliśmy go nigdy odwiedzić. Później pojechał do León, gdzie przebywał do siedemnastego roku życia. Następnie udał się do Mohernando (Guadalajara) i był tam do czasu złożenia pierwszych ślubów, potem było Valladolid, gdzie odbył studia filozoficzne. Po czym powrócił do León i w Santiago de Compostela (La Coruña) złożył śluby wieczyste i studiował teologię. Został wyświęcony na kapłana w León. Przebywał przez pewien czas w domu salezjańskim w de Áviles (Asturias), następnie udał się do Madrytu, by dokończyć studia akademickie w zakresie teologii pastoralnej i filozofii, po czym powrócił do León, gdzie był delegatem ds. duszpasterstwa młodzieżowego, wikariuszem inspektorialnym, a potem inspektorem. Przebywał również w Orense, był przez wiele lat inspektorem w Argentynie, a teraz, w Rzymie – Przełożonym Generalnym.
Czy pamięta Pani jakąś psotę, którą zrobił jako dziecko?
Był bardzo dobrym dzieckiem i nigdy żadnej nie zrobił. Jedyna rzecz to to, że w czasie swoich narodzin nie płakał i martwiliśmy się tym. Ale za to w trzech następnych latach płakał aż nadto. Byliśmy zrozpaczeni, ale kiedy znalazł się w domu moich rodziców, z innymi krewnymi, przestał płakać raz na zawsze. Jego dzieciństwo było trudne, ponieważ wiele czasu przebywał sam.
O co Pani prosiła Boga przez wstawiennictwo Maryi Wspomożycielki dla swojego syna?
Aby mu pomogli. Przede wszystkim ufam Bogu, a także świętym. Modlę się, aby mu pomogli w tym nowym zadaniu. Bez pomocy z góry żadna osoba nie może wiele zdziałać. Zgromadzenie Salezjańskie jest łodzią, która potrzebuje dobrego sternika, aby stawić czoło morzu. Bóg i ks. Bosko, jako że Ángel jest jego następcą, z pewnością pomogą mu w tych latach. ■