- Zacznijmy ich natychmiast nauczać o brzydocie grzechu i szlachetności cnoty
- Od redakcji
- Dobry katolik, uczciwy obywatel, patriota
- 10 dobrych rad dla wychowania obywatelskiego i patriotycznego
- Bangladesz Kościoły z bambusa
- Peru Pan Bóg przeprowadził się do slumsów
- Boliwia Tworzymy jedną rodzinę
- Nauczyciel: Wypalony, sfrustrowany, niezrozumiany
- Walka dobra ze złem
- Dziecko w poszukiwaniu szczęścia
- Rozmowa o szczęściu
- Inwestycja w nadzieję
- Harcerstwo: Kuźnia charakterów
- Zgodnie z nauką Soboru Trydenckiego
- Wychowanie integralne
- Paranauka w szkołach
- Media, manipulacja i grzechy ludzi Kościoła
Bangladesz Kościoły z bambusa
Ks. Paweł Kociołek sdb
strona: 10
Już prawie 4 lata przebywam w Bangladeszu – niewielkim państwie w Azji Południowej. Salezjanów w całym Bangladeszu jest tylko trzech. Dwóch z Indii i ja z Polski.
Bangladesz jest muzułmańskim państwem. Chrześcijanie stanowią zaledwie 1 proc. Katolików jest tylko 0,4 proc. Chrześcijanie i katolicy nie mogą zdobyć żadnej pracy państwowej z powodu swojego wyznania. W niektórych regionach zmusza się dzieci, by chodziły do madrasy, czyli szkoły muzułmańskiej. Sytuacja polityczna jest napięta - często podczas strajków zbiera się grupa ludzi, która niszczy wszystko, co spotyka na swojej drodze. Nie tak dawno grupa mężczyzn napadła na naszą misję. Trzystu mężczyzn z drągami bambusowymi w rękach zaczęło się dobijać do bramy. Poszliśmy do kaplicy i wystawiliśmy Najświętszy Sakrament. Modliliśmy się. Dzięki Bogu, po 3-4 minutach mężczyźni odeszli - nie dali rady sforsować bramy.
Na początku pracowałem w misji Utrail w diecezji Maymensing. Budowaliśmy ją w zasadzie od zera. Chrześcijanie mieli księdza tylko raz w roku. Dzieci nie mogły się kształcić, bo nie było tam szkoły. Wybudowaliśmy więc dla nich szkołę i internat. W internacie jest 60 chłopców i 100 dziewcząt, spośród których 30 studiuje.
Po tym czasie otworzyliśmy nową misję w Bangladeszu. W Lokhikul też zaczęliśmy wszystko od zera. Pierwsze miesiące spaliśmy w stajni z krowami. Pamiętam szczury goniące nad naszy¬mi głowami. Nie było prądu, nie było niczego... W tej nowej misji jesteśmy już rok i 6 miesięcy. Teraz mamy tam internat, za który jestem odpowiedzialny, oraz szkołę. Nasza parafia jest dość duża - należy do niej ok. 120 wiosek.
Ludzie z Bangladeszu wiedzą, że nie mogą liczyć na pomoc państwa, dlatego szukają pomocy na misji. Często przychodzą do nas, kiedy ktoś z rodziny zachoruje. Po chorych nie przyjedzie karetka. To przez nas trafiają do szpitali - my mamy znajomych w większych miastach, znamy siostry
zakonne, które prowadzą szpitale, więc zawozimy ich tam. Oni nie są w stanie zapłacić za leczenie, dlatego my pokrywamy te koszty.
Mimo dużych trudności, jakie napotykamy w codziennym życiu, w naszych salezjańskich domach zachodzą duże zmiany. W Utrail widać je zwłaszcza po młodzieży i po dzieciach. Dzięki edukacji są w stanie otwierać jakiś sklepik czy inny malutki biznes. Znacznie więcej dzieci chodzi do szkoły; umieją czytać i pisać. Myślę więc, że za 4-5 lat misja, jeśli Pan Bóg pozwoli i nam pobłogosławi, będzie przynosiła ogromne owoce.
W Lokhikul koncentrujemy się na budowaniu. Kaplice i kościoły są zrobione z bambusa więc szybko niszczeją i rozlatują się. Postawiliśmy też szkołę – blaszak, który pełni taką funkcję. Bieda jest tam ogromna, dlatego potrzebujemy czasu i pomocy od ludzi. Bez niej nie moglibyśmy nic zrobić.
Ludzie, z którymi pracujemy wywodzą się z różnych szczepów mieszkających w buszu. Są jednak bardzo chętni do współpracy! Widać to już jak się przyjeżdża do wioski odprawiać mszę świętą. Każdy, kto jest w wiosce obecny i jest ochrzczony, przychodzi na mszę. Mają również mocno zakorzenione, że przed mszą trzeba się wyspowiadać. Czasem myślę, porównując sytuację Polski i Bangladeszu – jeśli wiara kształtuje się w trudnych warunkach to jest mocna. Oni nigdy nie wyparliby się wiary. Nawet gdyby mieli być prześladowani to będą trwać przy Chrystusie.
Siły i energię do pracy misyjnej czerpie się z modlitwy. Ks. Jan Bosko mówił: Kto chce pracować owocnie musi mieć w sercu miłość, a w pracy cierpliwość. Na bazie mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że jeśli ktoś chce być z takimi ludźmi, to musi być jak Matka Teresa z Kalkuty - blisko Chrystusa, zawierzając mu siebie. Siłę do pracy w takich warunkach można czerpać tylko i wyłącznie z Chrystusa, z Jego obecności. Myślę, że wszędzie to jest potrzebne, nawet w Polsce. Bo bez modlitwy, bez odniesienia się do Pana Boga, to braknie siły, żeby prowadzić ludzi do Chrystusa.
Dziękując wszystkim za modlitwy, życzliwość i pomoc przekazuję pozdrowienia od naszej wspólnoty z Bangladeszu.