- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Towarzystwa
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Pierwsza „Miłość”
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Wobec zakochanych dzieci
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Eksperci od uczuć
- ROZMOWA Z... Zakochanie to jeszcze nie miłość
- LISTY
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Gdy są zakochani
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- SYSTEM WYCHOWAWCZY ŚW. JANA BOSKO. Świętość fundamentalny cel wychowania
- POD ROZWAGĘ. Wylewanie dziecka z kąpielą?
- POKÓJ PEDAGOGA. Syn w sieci
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- BIOETYKA. O eksperymentach na ludziach
- DUCHOWOŚĆ. Ostatnia nadzieja szydercy
- MISJE. Enklawa Lesotho
- MISJE. 143. Salezjańska Ekspedycja Misyjna
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Kościół w Dziejach Apostolskich
- PRAWYM OKIEM. Dokąd prowadzi utylitaryzm?
PRAWYM OKIEM. Dokąd prowadzi utylitaryzm?
Tomasz P. Terlikowski
strona: 22
Konsekwentnie przemyślany utylitaryzm prowadzi w istocie do śmierci nie tylko etyki czy moralności, ale nawet zwyczajnego współczucia dla innych. A żeby się o tym przekonać wystarczy poczytać „dzieła” współczesnych utylitarystów, którzy przekonują, że zabijanie chorych i cierpiących jest OK, a prostytucja to świetny sposób zarabiania pieniędzy dla biednych.
O tym, że utylitaryści, w przeważającej części, opowiadają się za zabijaniem nienarodzonych, wiadomo od dawna. Nie jest to nowość. Jednak do tej pory większość z nich, w obawie przed radykalnymi feministkami (bo przecież nie przed moralnością czy zwyczajnym człowieczeństwem) zdecydowanie unikało zajmowania się problemem prostytucji. Ten czas jednak minął. Teraz etycy już zupełnie otwarcie przekonują, że jest ona nie tylko, jak najbardziej moralna, ale wręcz, że jest ona świetnym sposobem na zarabianie pieniędzy przez biedniejsze kobiety (ale i mężczyzn też). Przekonanie, że sprzedawanie własnego ciała w jakikolwiek sposób narusza godność jednostki ma być, ich zdaniem, całkowitym przeżytkiem.
Tego typu tezy postawił w tekście opublikowanym przez „Journal of Medical Ethics” (swoją drogą trudno nie zadać pytania, co to ma wspólnego z etyką medyczną) norweski etyk Ole Martin Moen. U podstaw jego myślenia leży przekonanie, że nie ma powodów, by sądzić, że akt seksualny ma jakiekolwiek znaczenie moralne i by można go było rozumieć inaczej, niż jako zwyczajną funkcję fizjologiczną, którą – tak się składa – zazwyczaj wykonują dwie osoby razem i równocześnie. Przy takim założeniu, wskazuje etyk, nie ma powodów, by uznać, że prostytucja jest czymś złym czy szkodzącym osobie, która ją uprawia.
Moena nie przekonują do uznania prostytucji za szkodliwą nawet ewidentne dowody empiryczne. Z faktu, że prostytucja jest związana z przestępczością czy bardzo destrukcyjnie wpływa na osoby ją uprawiające, nic bowiem moralnie ma nie wynikać. I tak choć prostytutki cierpią o wiele częściej niż zwyczajne kobiety na napady paniki, problemy z odżywianiem, depresje czy częściej popełniają samobójstwa – to nie ma to być świadectwem przeciwko prostytucji, a przeciw społeczeństwu, które „stygmatyzuje” osoby uprawiające najstarszy zawód świata. Podobnie jest z przemocą, która związana jest jedynie z tym, że prostytucja uprawiana jest w podziemiu i jako taka nie może być kontrolowana przez państwo.
Ale to nie wszystko. Prostytucja nie może być również traktowana jako uprzedmiotowienie osób ją uprawiających. Uzasadnieniem tej – nie ma co ukrywać dość ryzykownej tezy – jest uznanie, że w samym seksie nie ma nic uprzedmiotawiającego, nawet jeśli partner sprowadzony jest w nim tylko do roli przedmiotu, dzięki któremu uzyskujemy przyjemność (a ona jest kluczowa dla oceny seksu). Co więcej, jeśli tak spojrzeć na seks, to w istocie jednym ze źródeł przyjemności dla mężczyzny, jest to, czy jego partnerka ma również przyjemność. A zatem jeśli obie strony są zadowolone, to nie ma powodów, by mówić o jakimkolwiek niemoralnym uprzedmiotowieniu, szczególnie, że – jak dowcipkuje Moen – bardziej prawdopodobna jest długoterminowa relacja z prostytutką, niż z dostawcą gazet.
Zdaniem Moena nie może być też mowy o potępieniu moralnym „sprzedaży własnego ciała”, bowiem prostytucja nim nie jest. W prostytucji bowiem nie chodzi o użyczenie własnych narządów seksualnych, a jedynie o to, by ktoś się nimi posłużył, tak jak w istocie inżynier posługuje się mięśniami robotników. Takie rozumowanie jest oczywiście sensowne, tylko jeśli uznamy, że akt seksualny nie ma głębszego znaczenia i nie musi być związany z jakimkolwiek emocjonalnym zaangażowaniem. I tak właśnie robi Norweg.
Dodatkowo norweski bioetyk przedstawia cały zakres „zasług” prostytucji, które pozwalają mu ją uznać za dopuszczalną społecznie i moralnie. Otóż po pierwsze pozwala ona na godziwe życie ludziom ubogim, bez wykształcenia, którzy nie mają większych umiejętności. Z tego zaś wynika, że będą oni mogli, dzięki pieniądzom uzyskanym z prostytucji, pomagać innym, a ich seks nie będzie tylko źródłem przyjemności, ale także źródłem pomocy innym.
Wszystkie te argumenty są aż boleśnie absurdalne, ale właśnie dlatego tak dobrze pokazują, do czego prowadzi nas utylitaryzm w etyce, czy pozbawienie seksualności jakiegokolwiek wymiaru moralnego...