- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Towarzystwa
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Pierwsza „Miłość”
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Wobec zakochanych dzieci
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Eksperci od uczuć
- ROZMOWA Z... Zakochanie to jeszcze nie miłość
- LISTY
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Gdy są zakochani
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- SYSTEM WYCHOWAWCZY ŚW. JANA BOSKO. Świętość fundamentalny cel wychowania
- POD ROZWAGĘ. Wylewanie dziecka z kąpielą?
- POKÓJ PEDAGOGA. Syn w sieci
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- BIOETYKA. O eksperymentach na ludziach
- DUCHOWOŚĆ. Ostatnia nadzieja szydercy
- MISJE. Enklawa Lesotho
- MISJE. 143. Salezjańska Ekspedycja Misyjna
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Kościół w Dziejach Apostolskich
- PRAWYM OKIEM. Dokąd prowadzi utylitaryzm?
TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
mama Ania
strona: 15
– Nie będę jadł kanapek z żółtym serem, chcę z miodem! – usłyszałam jakieś trzy dni temu.
– Zlituj się Olgierd, dziecko musi mieć pełny zestaw składników odżywczych, żeby być zdrowe! W serze jest wapń na mocne kości!
Ech, paskudna konieczność wypleniania nawyków. Kiedy Olek był niemowlakiem lekarze stwierdzili alergię na białko krowiego mleka i zakazali nim karmić. Soja – orzekli – to jest zastępstwo, a dziecko z wiekiem zapewne wyrośnie z tej przypadłości. Serków homogenizowanych, jogurtów w kolorowych opakowaniach unikała więc cała rodzina, żeby samą obecnością w lodówce nie kusiły najmłodszego. „Mleko” co prawda Olgierd pija, i owszem, ale w cenie trzy razy wyższej niż reszta rodziny – sojowe.
– Przecież ja nie mogę jeść żółtego sera. No to jak nie z miodem, to może z dżemem truskawkowym?
– Olek, ty już wyrosłeś z tej choroby – tłumaczę. – Zobacz sam, zjadasz czekoladowe jajko z niespodzianką, a tam jest mleko i nic ci nie jest, jesz naleśniki z mlekiem i też jest dobrze. Choroby już nie ma.
Dziś, przygotowując obiad, widzę jak do kuchni wkracza Olek, trzymając w ręce rozpakowaną czekoladę z solidnymi śladami uzębienia na tabliczce. Nawet nie połamał jej na kostki, gryzie prosto z papierka.
– Synu, wsuwasz tak po prostu całą czekoladę?
– No! – mruczy zadowolony z buzią pełną czekoladowej mazi. – Przecież mówiłaś, że już nie mam tej choroby...