facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2012 - październik
MISJE. Enklawa Lesotho

Bernadetta Jamróz

strona: 18



Jeśli rodzice zaakceptują chłopaka, to przyjmują krowę i czekają na lobolę – zapłatę za żonę. W Lesotho wynosi ona dziesięć krów. Potem przygotowują zaślubiny. Przypieczętowaniem związku małżeńskiego jest zarżnięcie krowy, tak żeby polała się krew.

Tradycyjne małżeństwo rozpoczyna się od spotkań rodziców młodej pary. To oni wspólnie uzgadniają, ile wyniesie lobola – czyli zapłata za żonę. W Lesotho lobola wynosi 10 krów. Wysokość opłaty zależy od tego, czy dziewczyna jest wykształcona, ładna i czy jest dziewicą. W przeszłości to rodzice wyszukiwali dobrą partię dla chłopaka i wysyłali go do niej z krową. Chłopak szedł przez całą wioskę ze zwierzęciem na sznurku i wszyscy wiedzieli po co idzie. Jeżeli nie doszło do porozumienia, chłopak wracał z krową i wiadomym było, że został odrzucony. Jeśli rodzina zaakceptowała chłopaka, to przyjmowali krowę i czekali na lobolę, czyli pozostałe krowy. Potem odbywały się zaślubiny.

Przypieczętowaniem związku małżeńskiego jest zarżnięcie krowy, tak żeby polała się krew. Potem żona przychodzi do męża i mieszka z jego rodziną. Zdarza się, że chłopak nie jest w stanie od razu dać wszystkich krów. Wtedy odkłada zapłatę w czasie. Ale według prawa to nie jest pełne małżeństwo. Chociaż nie ma rozwodów, to w takiej sytuacji żona może zostawić męża. Natomiast, kiedy zapłacona jest całość, dziewczyna pozostaje przy rodzinie męża, nawet gdy ten ją zdradzi czy przyprowadzi nową żonę.

W rejonie, gdzie pracuje ks. Marian Kulig, salezjanin, ludzie nie hodują krów, a lobolę płacą w loti, czyli tamtejszej walucie. Chłopak często nie ma pieniędzy i nawet gdyby żył 200 lat, to by na tyle krów nie zarobił. Młodzi chcą być razem, ale przeszkodą są rodzice, którzy żądają zapłaty. W tej sytuacji Kościół w Lesotho nałożył na rodziców swego rodzaju ekskomunikę. Rodzice nie mogą przyjmować sakramentów, jeżeli uniemożliwiają zawarcie związku małżeńskiego swoim dorosłym dzieciom, które mieszkają razem. Wielu parafian nie widzi potrzeby ślubu w kościele. W parafii ks. Mariana małżonkowie dopiero po pięciu lub nawet dziesięciu latach słuchania kazań i katechez dochodzą do wniosku, że chcą katolicki ślub.

W szkole, w której misjonarz uczy katechezy, wielu uczniów zgłasza problem nękania przez złe duchy. Zaczyna się od tego, że uczniowie chodzą na spotkania w sektach i uczestniczą w wywoływaniu duchów. Przychodzą potem na lekcje, które w salezjańskiej szkole zawsze zaczynają się modlitwą, krzyczą i trzęsą się, wyglądają jak opętani. „Nauczyciele radzą, żeby nosili różaniec, a ja tłumaczę im, że różaniec nic nie da, jeżeli nie będą się na nim modlić” – mówi ks. Marian.

Do niedawna, kiedy widziało się na ulicy człowieka z różańcem na szyi, to było wiadomo, że jest katolikiem. Teraz różaniec zakładają nawet osoby z sekt czy innych kościołów. Noszą go na szyi jako talizman, ochronę przed złem, przed duchami. Bardzo często przychodzą i skarżą się, że zły duch ich nawiedza. Zazwyczaj śpią z różańcem na szyi, który często zrywa się podczas snu. Jest to dla nich znak, że to zły duch próbował ich zgładzić.

Kiedyś do misjonarza przyszedł mężczyzna i powiedział: „Tyle pieniędzy dałem za różaniec, kupiłem go na misji, a już trzeci raz mi się zerwał”. Misjonarz naprawił różaniec i przykazał, aby przed pójściem spać zdjął go i położył obok łóżka. Na co mężczyzna z niedowierzaniem zapytał: „A to tak można, nie na szyi?”
Ludzie bardzo łatwo przechodzą z jednego Kościoła do drugiego albo do sekt, ponieważ tam głośniej klaszczą, śpiewają czy tańczą. Nie ma zrozumienia czym jest wiara i Kościół. Problemem jest to, że nie ma regularnej katechezy. Dzieci przygotowujące się do Pierwszej Komunii czy bierzmowania mają zaledwie jedno spotkanie.

W tradycyjnych wierzeniach wszyscy zmarli są pośrednikami między człowiekiem a Bogiem. O zmarłych trzeba się troszczyć, dlatego pogrzeb, jako uczta na cześć zmarłego, musi być bogaty. Rodzina zmarłego powinna zarżnąć krowę, uwarzyć piwo, przygotować dużo jedzenia. Jeżeli rodzina nie zatroszczy się o zmarłego, to on może sprowadzić na nią przekleństwo. Wierzą w to także katolicy w Lesotho.

Na pogrzebie musi być obecna cała rodzina. Wielu ludzi pracuje w RPA i nie mogą od razu przyjechać, więc trzeba czekać z pogrzebem niekiedy miesiąc, dwa lub trzy. Kiedy wszyscy są obecni, najstarszy syn lub wujek ustala datę i przebieg pogrzebu. Wtedy informują też księdza. Pogrzeb jest zawsze w sobotę. W piątek po południu przywożą do domu ciało zmarłego i świętują wigilię pogrzebu. Przychodzi bardzo dużo ludzi, śpiewają, modlą się aż do następnego ranka, a potem odprowadzają zmarłego na cmentarz. Ksiądz jeśli może to przyjeżdża i odprawia Mszę św., a jeśli nie, to posyła katechetę. Po pogrzebie ludzie wracają na ucztę, na którą zaproszeni są wszyscy, którzy znaleźli się na pogrzebie.

Do niedawna zakłady pogrzebowe były najszybciej rozwijającymi się firmami w Lesotho. Powodem była duża umieralność na AIDS. Obecnie ponad 40% społeczeństwa jest zarażone HIV. W soboty w kościele stało po pięć trumien i byli to zazwyczaj młodzi ludzie. Teraz zarażeni dostają leki i odpowiednią opiekę i żyją z wirusem kilkanaście lat.

Jako najważniejszą przyczynę wysokiego wskaźnika zarażonych wirusem HIV, misjonarz wymienia rozkład życia rodzinnego. Na misji w Maputsoe, gdzie posługuje ks. Marian, w zakładach pracują same kobiety, a ponad 50% mężczyzn wyjeżdża do pracy w kopalniach w RPA. Wracają do swoich rodzin raz w miesiącu albo rzadziej. Poprzez liczne kontakty seksualne mężczyźni wracają do domów zarażeni wirusem. Kobiety, które zostają same, też mają innych partnerów i zarażają się nawzajem.

Ks. Marian Kulig, salezjanin, od 1995 roku pracuje na misjach w Afryce. Obecnie jest dyrektorem wspólnoty i proboszczem parafii w Maputsoe w Lesotho.