- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Matusia Małgorzata (1788-1856)
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Dokąd zmierzasz Internecie?
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Fikcyjne więzi
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. NiE-obecność?
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. W dobrym celu
- ROZMOWA Z... Krynica totalnego chaosu
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Odwaga logowania
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. Dotrzymać młodym KROKU
- POD ROZWAGĘ. Kup pan cegłę
- POKÓJ PEDAGOGA. Samodzielny wyjazd
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- BIOETYKA. Byłam mężczyzną
- DUCHOWOŚĆ. Ukrzyżowany Krzyż
- MISJE. Ksiądz Bosko w afrykańskim buszu
- MISJE. Posania misyjne
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Ewangelia według św. Jana
- PRAWYM OKIEM. No to jesteśmy mniejszością. Seksualną!
PRAWYM OKIEM. No to jesteśmy mniejszością. Seksualną!
Tomasz P. Terlikowski
strona: 22
Trzeba sobie powiedzieć zupełnie otwarcie monogamiści są mniejszością seksualną. A wynika to z badań przeprowadzonych przez Mazowieckie Centrum Profilaktyki Uzależnień. Ale zamiast się tym zamartwiać, trzeba wyciągnąć z tego wnioski i zacząć ciągnąć kasę z rozmaitych instytucji unijnych, których celem jest promowanie mniejszości.
Włosy dęba na głowie stają, gdy przeczyta się wyniki tych badań. Wynika z nich ni mniej ni więcej tylko tyle, że zaledwie 6 procent badanych miało w swoim życiu jednego/ą partnera/kę. Cała reszta miała ich więcej. 22 proc. respondentów przyznało się do czterech partnerów, 17 proc. do trzech. 13 proc. twierdzi, że miało ich dotąd od pięciu do dziesięciu, a 7 proc. – że więcej niż dwudziestu. Oczywiście część z nich to wdowy i wdowcy, którzy wstąpili w ponowne związki, ale jednak jakoś trudno mi uwierzyć, że dwadzieścia procent Polaków miało od pięciu do dwudziestu żon czy mężów i tylokrotnie owdowiało.
Równie słabo wyglądają te wskaźniki w przypadku zdrady małżeńskiej. 22 proc. badanych twierdzi, że ma za sobą co najmniej jedną zdradę małżeńską. Mężczyźni zdradzają częściej (34 proc.) niż kobiety (19 proc.) i zazwyczaj jest to seks z przygodnie poznanymi paniami. U kobiet zdrada trwa zazwyczaj dłużej i podejmowana jest z kolegą z pracy. Nie trudno się domyśleć, że z młodzieżą jest tylko gorzej. Wzorce medialne, kultura sprzyjająca rozpuście i przykład rodziców sprawiają, że dziewictwo czy czystość przedmałżeńska stały się kompletnym anachronizmem. 34 proc. uczniów uważa, że kontakt seksualny nie jest przejawem szczególnego związku kobiety i mężczyzny. 9 proc. uznaje seks za dobrą zabawę. Dla 28 proc. do tego, aby pójść z kimś do łóżka, nie jest potrzebna dłuższa znajomość. Efekt takiego myślenia jest aż nazbyt oczywisty. Prawie 13 proc. ankietowanych w wieku 18-25 lat miało pierwszy kontakt seksualny po najwyżej tygodniu znajomości z partnerem lub partnerką, a 4 proc. osób w tym wieku przyznało, że do współżycia doszło już w dniu spotkania. W przypadku uczniów szkół ponadgimnazjalnych takich osób było niemal 6 proc...
Uff, starczy już tych liczb. Każda z nich, nawet wzięta samodzielnie, jest mocnym przykładem destrukcji moralności, jakiej jesteśmy świadkami. Wierność, monogamia, dotrzymywanie słowa, odmowa przedmiotowego traktowania ludzi, sens miłości – nic już nie znaczą dla niemałej części Polaków. Liczy się szybki, ostry, bez zobowiązań seks, który nie ma już nic wspólnego z „mową ciała”, językiem miłości, wzajemnym obdarowaniem się, a który jest zabawą i grą. A co gorsza nie bardzo widać pomysł, co z tym zrobić, jak temu zaradzić.
Jedno jest dla mnie jednak pewne. Stara, zdrowa, katolicka i konserwatywna zasada, by o swojej seksualności nie mówić, by dyskretnie pomijać wszystko, co działo się lub dzieje w naszym życiu intymnym, przestała już działać. Teraz trzeba jasno świadczyć swoim życiem, swoimi słowami, że monogamia jest nie tylko możliwa, ale że jest też autentycznym szczęściem. I dlatego zaraz potem, gdy przeczytałem te badania napisałem krótko i dosadnie na Facebooku: „Jestem w mniejszości. «Rzeczpospolita» donosi, że takich dinozaurów jak ja, którzy mieli w życiu tylko jednego partnera seksualnego, jest w Polsce zaledwie 6 procent. Ale ujmując rzecz wprost, w sumie to jestem dumny z tego, że należę do tej mniejszości. Wstydem jest bowiem bycie dziwkarzem, a nie wiernym jednej żonie mężem”... I od razu rozpętała się burza, tak jakby bycie dziwkarzem (co nigdzie nie jest utożsamione z posiadaniem więcej niż jednego partnera, partnerki) było powodem do dumy... I dopiero młody publicysta Dawid Wildstein (syn Bronisława) słusznie wskazał, o co w takim wpisie chodzi. „Mnie się wydaje, że wpis Pana Terlikowskiego nie miał piętnować nikogo, ale wskazywać na pewną patologię dzisiejszej rzeczywistości. Wierność i wstrzemięźliwość jest heroizmem, więc zapewne nigdy nie była powszechna. Hipokryzja, kłamstwo, zdrada – są immanentne dla naszego życia. Ale jeszcze nigdy tak nachalnie nie robiono z antywartości heroizmu. I dlatego trzeba tak właśnie czynić – tupnąć nogą i głośno powiedzieć – jestem wierny – i jestem z tego powodu zajebisty. Nawet jeśli wiąże się to z pewnym ekshibicjonizmem bądź pauperyzacją języka” – napisał.
I nie ma co ukrywać, że właśnie o to chodziło. Dość już tłumaczenia się z tego, że jesteśmy wierni. To jest powód do dumy. Autentycznej. Z faktu, że zawdzięczamy to łasce Bożej i mało w tym naszej własnej zasługi, nie należy wyprowadzać wniosku, że nie wolno się tym szczycić. Trzeba to robić, by pokazać młodszym i starszym, że wierność nie tylko jest możliwa, ale jest fantastyczna, że przed ślubem nie trzeba testować pięciu kobiet (bo też, do jasnej anielki, kobieta nie jest odkurzaczem, żeby jej robić testy), aby świadomie wybrać jedną. Jeśli nie będziemy o tym mówić, to w świat pójdzie tylko przekaz o normalności zdrady i seksu bez zobowiązań! Do zwycięstwa zła wystarczy, że dobrzy ludzie milczą. Także z fałszywej pruderii.