- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Optymizm wychowawczy
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Bóg stworzył mężczyznę i niewiastę
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Skąd się biorą dobre małżeństwa
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Wychowanie po prostu do życia
- ROZMOWA Z ... Cieszyć się własną tożsamością
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Dobrze wykorzystać młodość
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. Wieczory dla zakochanych
- POD ROZWAGĘ. Niecudne cuda
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Herb salezjański
- Z ŻYCIA BŁOGOSŁAWIONYCH ORATORIANÓW
- POKÓJ PEDAGOGA. Więcej i więcej
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- MISJE. I Ty możesz zostać misjonarzem
- MISJE. Afrykańska Wyprawa 2010
- ZDROWA MEDYCYNA. Człowiek bez pulsu
- DUCHOWOŚĆ. Wolność wyboru Boga
- DUCHOWOŚĆ. Ignorowanie grzechu
- PRAWYM OKIEM. Samobójstwo Europy
TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
mama Ania
strona: 17
Postanowiłam zaszczepić całą rodzinę przeciwko grypie. Pan domu, po ujawnieniu mojego genialnego wszakże pomysłu, w ciągu dziesięciu sekund wymyślił uzasadnienie odpowiedzi odmownej. Dziwnym zbiegiem okoliczności akurat w dniu, w którym umówiłam całą rodzinę, postanowił remontować łazienkę. Zapewne miał to zaplanowane od poprzedniego stulecia, a ja – okrutna – rujnuję jego plany! Phi, obejdzie się. Damy sobie radę sami!
Wyruszamy z torbą wypełnioną po brzegi mambą i lizakami. Plan jest prosty: badanie pójdzie szybko i bez emocji. Później muszę ich jakoś rozdzielić, bo działają jak system naczyń połączonych – akcja u jednego wywołuje reakcję u drugiego. Mówiąc prościej, jeśli Olgierd usłyszy płacz Seweryna, z pewnością weźmie nogi za pas. Dobry plan logistyczny jest niezbędny.
W gabinecie lekarskim moi delikwenci rozpracowują stojącą w rogu bieżnię wysiłkową i robią karuzelę z obrotowego krzesła. Mnóstwo śmiechu, bawimy się świetnie. W kolejności zupełnie przypadkowej pierwszy do zabiegowego trafia Seweryn. Odwracam uwagę, dmuchając gumową rękawiczkę. Uff… już po wszystkim. Wprawdzie bez łez się nie obyło, ale poszło sprawnie. W nagrodę wychodzi z naklejką „Dzielny pacjent”. No i z tą rękawiczką. Pilnuję oczywiście, żeby zatrzeć ślady łez i zasłonić plaster. Olgierd nie może się niczego domyślić!
Na korytarzu nieświadomy Olek na widok naklejki krzyczy: „Ja też chcę taką!” No i cudnie. „Tak? No to chodź. Ale wiesz, co trzeba zrobić, żeby dostać taką naklejkę?” Na widok igły mina mu rzednie. Całe szczęście, że pani jest szybsza, i nim Olek się orientuje, już jest zaszczepiony. Wychodzimy z przychodni z trzema plastrami na trzech lewych ramionach.
W domu, na widok taty, Olgierd z miną poszkodowanego jęczy: „Ta pani mnie takim kolcem ukłuła. A ja się boję, jak ze mnie krew leci”.
Tata w pełni cię rozumie, synku, to dlatego tak intensywnie dziś remontuje łazienkę...