- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Marsz świeckich
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - SYSTEM ZAPOBIEGAWCZY. Czcij ojca i matkę swoją
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Cześć rodziców warunkiem błogosławionego życia
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Mała szkoła dużego szacunku
- GDZIEŚ BLISKO. Wylewanie dziecka z kąpielą
- POKÓJ PEDAGOGA. Nastolatki i pornografia
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Ponad prawa i obowiązki
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- DUCHOWOŚĆ. Nadzieja Boga
- DUCHOWOŚĆ. Ekskomunika za aborcję
- GDZIE SIĘ PODZIAŁY PRAWA RODZICOW. Kocham – nie pobłażam
- GDZIE SIĘ PODZIAŁY PRAWA RODZICOW. Czy unikniemy szwedzkiego raju?
- GDZIE SIĘ PODZIAŁY PRAWA RODZICOW. Nieuporządkowane myśli o rodzinie
- GDZIE SIĘ PODZIAŁY PRAWA RODZICOW. Niełatwa przygoda rodzicielstwa
- GDZIE SIĘ PODZIAŁY PRAWA RODZICOW. Posłuszne dzieci? To możliwe! To konieczne!
- POD ROZWAGĘ. Żenada za duże pieniądze
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Poznać MGS
- MISJE. Kabor, czyli witajcie
- MISJE. Czas dawania
- ZDROWA MEDYCYNA. Motywacja do życia jako dar Boży
- PRAWYM OKIEM. To moja kariera
TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
mama Ania
strona: 9
– Olek, proszę cię odsuń się od biurka taty! Olek, no mówię do ciebie, czy ty mnie w ogóle słyszysz?
Olgierd, rany julek, zostaw te dokumenty!
– Nie mów do mnie Olgierd!
Ha, no ładnie. Ale to i tak cud, że cokolwiek wywołało jego reakcję. Zupełnie niewłaściwa ta reakcja, bo przy biurku nadal majstruje, ale jednak jest odzew. Wniosek – dziecko słuch ma prawidłowy, choć wybiórczy. Po tatusiu jak się domyślam.
– A jak niby mam do ciebie mówić, co? Przecież to twoje imię!
– Ja jestem Olek – odpowiada Olek-nie-Olgierd.
A ja załamuję ręce, bo uraz mam taki i nie cierpię zdrobnień. Naczytałam się w dzieciństwie „Ani z Zielonego Wzgórza”: „Niechaj wszyscy mówią do mnie Anno!” Więc od zawsze wiedziałam, że moje dzieci będą miały imiona, których nie da się zdrobnić. To jest kryterium podstawowe, niepodlegające negocjacjom! A ten mi tu wyjeżdża z czymś takim! I słyszę to z ust jeszcze nie całkiem czterolatka! Jestem zdruzgotana.
– Dziecko moje – tłumaczę – to twój ojciec cały kalendarz w trzech wydaniach przeczytał, żeby dla ciebie imię znaleźć. Takie imię! Koniecznie krajowe, nie importowane, twardo brzmiące i absolutnie niemożliwe do zdrobnienia, a ty… ech...
Wymyślanie imienia dla pierworodnego wyczerpało naszą inwencję. Drugie imię, zatem spełnia większość wymogów, ale jak się kto uprze, to z Olgierda Olka zrobi. Całe szczęście, że choć jedno udane w stu procentach. Seweryna, choćby nie wiem jak się starać, zdrobnić się nie da. W drzwiach staje właśnie Seweryn. Na jego widok wraca mi poczucie dobrze wykonanej misji. Ten oto ratuje honor! Olgierd jak widać też ucieszony z towarzystwa, bo mija mu natychmiast zainteresowanie stosem tatusiowych papierzysk i pyta:
– Sewciu! Lecimy do piaskownicy?
Odczuwam gwałtowny spadek ciśnienia.