- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Marsz świeckich
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - SYSTEM ZAPOBIEGAWCZY. Czcij ojca i matkę swoją
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Cześć rodziców warunkiem błogosławionego życia
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Mała szkoła dużego szacunku
- GDZIEŚ BLISKO. Wylewanie dziecka z kąpielą
- POKÓJ PEDAGOGA. Nastolatki i pornografia
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Ponad prawa i obowiązki
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- DUCHOWOŚĆ. Nadzieja Boga
- DUCHOWOŚĆ. Ekskomunika za aborcję
- GDZIE SIĘ PODZIAŁY PRAWA RODZICOW. Kocham – nie pobłażam
- GDZIE SIĘ PODZIAŁY PRAWA RODZICOW. Czy unikniemy szwedzkiego raju?
- GDZIE SIĘ PODZIAŁY PRAWA RODZICOW. Nieuporządkowane myśli o rodzinie
- GDZIE SIĘ PODZIAŁY PRAWA RODZICOW. Niełatwa przygoda rodzicielstwa
- GDZIE SIĘ PODZIAŁY PRAWA RODZICOW. Posłuszne dzieci? To możliwe! To konieczne!
- POD ROZWAGĘ. Żenada za duże pieniądze
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Poznać MGS
- MISJE. Kabor, czyli witajcie
- MISJE. Czas dawania
- ZDROWA MEDYCYNA. Motywacja do życia jako dar Boży
- PRAWYM OKIEM. To moja kariera
WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Mała szkoła dużego szacunku
Joanna Dzieciątko
strona: 7
Zbliżała się pora kolacji. Dzieci bawiły się w najlepsze na podwórku. Jak zwykle wieczorem zaczęłam się krzątać w kuchni, szykując kolację. Talerze, sztućce, chleb, herbata... Myślałam przy tym, jak to dobrze dbać o dzieci i poprzez własny przykład uczyć je troski o innych. Niebawem zawołałam wesołe towarzystwo do stołu. Dzieci przyszły bez ociągania, usiadły za stołem, pomodliliśmy się i rozpoczęły jedzenie.
„Mamo, czy możesz podać mi jeszcze mleko”. „A ja nie mam mojej ulubionej szklaneczki.” „Ja nie chcę tego sera.” – mówiły jedno przez drugie. Podawałam im potrzebne rzeczy, nalewałam mleka… Potem najedzone podziękowały, odniosły swoje talerze i odeszły od stołu. Reszta kolacji została na stole. Pomyślałam, że one teraz muszą się umyć i kłaść spać, więc sama szybko sprzątnę.
Kiedy dzieci były już w łóżkach, w końcu usiadłam – bardzo zmęczona. Zaczęłam się zastanawiać… Coś chyba nie jest w porządku. Oczekiwaliśmy, że wychowując je własnym przykładem, sprawimy, że one automatycznie przejmą nasze zachowania. A okazało się, że mimo, iż raczej są posłuszne, to myślą tylko o sobie i swojej wygodzie. Zaczęłam się modlić w duchu i zastanawiać, jak mogę nauczyć je troski o innych. A tym samym wyrażania szacunku innym. Szczególnie nam rodzicom. Jedyna odpowiedź jaka mi się nasuwała, to taka, że muszę zacząć tego po prostu wymagać. Z takim postanowieniem zasnęłam.
Następnego dnia rano, zanim zaczęłam usługiwać moim dzieciom, zawołałam je do siebie i powiedziałam: „Kochani, bardzo nam z tatą zależy, żebyście także wy troszczyły się o nas i pomagały w obowiązkach domowych”. Dzieci wysłuchały z przejęciem. Spodziewałam się, że będą narzekać i marudzić. Tymczasem one z zapałem zaczęły szykować śniadanie. Teraz to ja siedziałam przy stole, a dzieci podawały potrzebne rzeczy. Miały duży zapał do pomocy, jednak z doświadczenia wiem, że taki zapał z czasem mija, więc żeby być konsekwentnym postanowiliśmy narysować tabelkę z bardzo konkretnie wymienionymi czynnościami i powiesić ją na lodówce. Każdy, kto sumiennie wykonywał swoje obowiązki pomocy w prowadzeniu domu dostawał uśmiechniętą buźkę. Było też dla nas ważne, żeby dzieciom wciąż o tym nie przypominać, ale żeby same dostrzegały to, co jest do zrobienia (przyznając uśmiechnięte buźki, braliśmy pod uwagę ich postawę).
Oczywiście nie zawsze były chętne do pomocy, ale konsekwentnie wymagaliśmy tego z mężem. Czasem bardzo mnie korciło, żeby je wyręczać albo im po prostu odpuścić, ale jakoś się powstrzymywałam. Teraz dzieciaki już się wdrożyły w nowe zasady i stało się dla nich normalne, że angażują się w prace domowe. I wiem, że choć to mały początek, to jest to jednak jakaś szkoła szacunku do rodziców i ich pracy oraz tego, żeby nie koncentrować się tylko na sobie i własnych potrzebach.