facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2006 - lipiec/sierpień
DOROSŁE DZIECI ALKOHOLIKÓW. Prawo do dobrego życia

Małgorzata Tadrzak - Mazurek

strona: 14



Rozmowa z Marzenną Kucińską – psychoterapeutką, przewodniczącą warszawskiego oddziału Polskiego
Towarzystwa Psychologicznego, współautorką książki o DDA "Gdzie się podziało moje dzieciństwo"

Problem DDA w ostatnich latach w Polsce jest coraz bardziej nagłaśniany, czy to znaczy, że zjawisko narasta?
- Od niedawna – od połowy lat 80. – zaczęto mówić o problemach, jakie mają w dorosłym życiu osoby, które wychowywały się w rodzinach, gdzie nadużywanie alkoholu było problemem. W Polsce dotychczas niewiele mówiono na ten temat, a to oznacza, że wiele osób było nieświadomych, że ich trudności osobiste mogą wynikać, nie z tego jacy są, ale z doświadczeń wyniesionych z domu. Problemy typu nadmierna nieśmiałość, lęki w sytuacjach społecznych czy kłopoty w relacjach z bliskimi znacznie łatwiej rozwiązać, wiedząc, gdzie szukać ich źródeł. Nagłośnienie tematu DDA w mediach wynika z potrzeby podniesienia świadomości tego problemu, gdyż w Polsce bardzo dużo jest osób mających trudne doświadczenia z dzieciństwa związane z tym, że ktoś z bliskich nadużywał alkoholu.

W literaturze podkreśla się właściwie tylko negatywne cechy DDA, czy to nie tworzy jednostronnego, a zatem nieprawdziwego wizerunku?
- Z pewnością to nieco zniekształca obraz. Podobnie jak lekarz, badając pacjenta, dopatruje się choroby, tak terapeuci mówiący o syndromie DDA koncentrują się na objawach negatywnych. Bo też w uświadamianiu ludziom cech DDA chodzi o wyłowienie tych, którzy mają problemy ze sobą, z bliskimi, ze swoimi uczuciami lub zachowaniami. Na szczęście wiele osób, które miały rodziców nadużywających alkoholu, nie ma dziś większych problemów osobistych. Poza wydarzeniami traumatycznymi w ich życiu zadziałały także czynniki ochronne, pozwalając przetrawić trudne doświadczenia, przeżyć je jako coś wzmacniającego. Niektórzy mieli kogoś, kto ich wspierał nieco z boku rodziny, inni odnaleźli się w grupach rówieśniczych lub sportowych i te relacje miały szansę zniwelować wpływ trudnych relacji rodzinnych.

Ale czy takie ukazywanie problemu nie zniechęca do pracy nad sobą, do terapii? Nie stawia w złym świetle?
- Wydaje mi się, że nie, a wręcz przeciwnie: identyfikacja siebie jako DDA zdejmuje nieco odpowiedzialności za zachowania, emocje i myśli, które przez wielu DDA są nieakceptowane, ale trudne do zmiany. Pozwala zrozumieć, skąd się biorą i dlaczego tak trudno się zmienić. Ktoś kocha swoją mamę, ale kiedy ją widzi trudno mu okazać jej czułość, a w swoich słowach sam wyczuwa złość, zupełnie niepasującą do sytuacji. Uświadomienie sobie, że wychowanie się w domu, gdzie problemem jest alkohol, pozostawia często ślady w postaci niedomówień, zranień, wzajemnych żalów, pretensji, poczucia winy i krzywdy, raczej prowokuje myśl: A może i ja powinienem z kimś o tym porozmawiać. Często po publikacjach w prasie trafiają do mnie osoby właśnie z taką motywacją. Mówiące: Nie wiem, czy to jest jakiś problem, ale bardzo mnie poruszyło... i wtedy rozmawiamy o tym, jaki wpływ na życie tego kogoś miało lub ma nadal wychowanie w rodzinie alkoholowej. Czasem rzeczywiście nie ma to dziś większego znaczenia.

Syndrom dotyka tylko dzieci alkoholików czy także tych, którzy po prostu lubią wypić?
- Dla bliskich, dla dzieci nie ma znaczenia, czy ktoś pije, bo musi, czyli jest alkoholikiem, czy pije, bo lubi i raczej należałoby go określić jako pijaka. Alkoholicy też mają bardzo różne style picia, jedni piją codziennie, inni weekendowo, znam też takich, którzy piją raz na kilka miesięcy przez kilka dni czy tygodni, by potem być trzeźwym przez kolejne miesiące. Dla dziecka, które wychowuje się w określonym systemie rodzinnym, znaczenie mają relacje rodzinne, atmosfera. Jest dla niego jasne, że wszystko w domu zależy tak naprawdę od tego, czy ojciec lub matka pije czy nie pije, że jego potrzeby nie są ważne. Kryzys związany z długotrwałym piciem sprawia, że ważne jest, by rodzina przetrwała, że nikt nie ma dla niego czasu, bo jedno z rodziców jest wyłączone z powodu picia, a drugie musi wiązać koniec z końcem i na zajmowanie się potrzebami innymi niż podstawowe nie starcza sił, pieniędzy ani czasu.

Można się także spotkać z terminem Dorosłe Dzieci, bez odniesień do alkoholizmu rodziców, czy to znaczy, że syndrom dotyka nie tylko dzieci alkoholików?
- Cechy, które przypisujemy DDA, to cechy kształtujące się pod wpływem dorastania w warunkach rodziny dysfunkcyjnej. Rodziny z bardzo różnych powodów mogą być dysfunkcyjne, np. gdy jeden z rodziców jest nieobecny (fizycznie lub psychicznie, jak w przypadku alkoholika), a drugi musi radzić sobie za dwoje. Taka rodzina może także być przez lata w kryzysie. A z nieobecnością mamy do czynienia, kiedy rodzina jest niepełna, ale także kiedy rodzic jest przewlekle chory, nadmiernie zaangażowany w pracę zawodową lub przebywa latami za granicą, tam zarabiając na dom. Alkoholizm jest tylko jedną z odmian tej nieobecności w życiu rodziny. Czasem mówi się wprost o cechach dzieci z rodzin dysfunkcyjnych. Wyróżnianie DDA lub DDD (Dorosłe Dzieci z rodzin Dysfunkcyjnych) ma sens głównie z perspektywy klinicznej, gdyż osoby, które przeszły przez ten sam rodzaj doświadczeń (picie rodzica, choroba psychiczna rodzica, jego pracoholizm itd.) łatwiej się przed sobą nawzajem otwierają, a to przyspiesza proces terapii. Dlatego czasem robi się grupy dla DDA, a czasem dla DDD. Terapii potrzebują obie grupy, o ile wychowywanie w danych relacjach rodzinnych pozostawiło ślady utrudniające dorosłe funkcjonowanie.

Jak zatem funkcjonuje zdrowy dom, zdrowa rodzina?
- W chwili pojawienia się dziecka zdrowy dom, zdrowa rodzina przeobraża się tak, by być dobrym miejscem rozwoju dla niego. Kiedy rodzice zaspokajają potrzeby dziecka, dziecko uczy się, jak to robić, jak rozpoznawać, czego potrzebuje i w jaki sposób to osiągać.

A jeśli ktoś rozpozna u siebie syndrom DDA, od czego powinien zacząć?
- Tzw. syndrom DDA – to cechy, które ukształtowały się w dzieciństwie, były dopasowane do tego, co wówczas działo się w rodzinie, a dziś, choć powinny ulec zmianie, nadal utrzymują się w zachowaniu, myśleniu czy sposobie przeżywania. Oznacza to, że wewnętrzny rozwój zatrzymał się na poziomie dziecka z powodu jakichś doświadczeń, które wtedy okazały się za trudne. Aby ponownie uruchomić rozwój, potrzebna jest pomoc w postaci ważnej relacji. To może być relacja z jakąś osobą (np. terapeutą) lub grupą (np. grupą samopomocową lub terapeutyczną), wobec której można w pełni szczerze opowiedzieć o wszystkim, co zdarzyło się w życiu. Ta opowieść, ponowne zaufanie komuś staje się zwykle początkiem zmiany.

A co z DDA z małych miejscowości, ze wsi? Ośrodki leczenia uzależnień i współuzależnień, gdzie prowadzone są terapie dla DDA, a także grupy wsparcia, znajdują się raczej w dużych miastach...
- Grupy samopomocowe mogą powstawać wszędzie. Wiele z nich powstaje w parafiach. Jeśli z jakichś względów trudno jest zwrócić się do osób znajomych, istnieje możliwość udziału w grupach internetowych, np. na tzw. nieoficjalnej stronie DDA. Niektóre ośrodki w dużych miastach organizują także wyjazdowe sesje terapeutyczno-rozwojowe dla DDA. Odbywają się w 3-4 kilkudniowych zjazdach, w połączeniu z zakwaterowaniem. Są też dni skupienia dla DDA.

Jak poznać, że terapeuta jest odpowiedni?
- Odpowiedni terapeuta to dość skomplikowana sprawa. Sygnały, że zachowuje się on nieodpowiednio, oczywiście są wystarczającym powodem, aby poszukać kogoś innego (np. spóźnia się). Jeśli pojawią się wątpliwości, można zwrócić się do komisji etyki Polskiego Towarzystwa Psychologicznego lub do innego towarzystwa psychoterapeutycznego z prośbą o wyjaśnienie. Zwykle terapeuci należą do towarzystw związanych ze szkołą terapeutyczną, zgodnie z którą pracują, gdyż jest to związane z posiadaniem określonych licencji i certyfikatów uprawniających do wykonywania zawodu. W tej chwili nie jest to obligatoryjne, ale większość praktykujących terapeutów dba o to. Nie jest niczym niewłaściwym zapytanie terapeuty, w jakim podejściu pracuje i do jakiego należy stowarzyszenia.

Czy wychowawcy, rodzice, przyjaciele DDA mogą jakoś pomóc?
- Bliscy i przyjaciele mogą pomóc osobie, która jest uwikłana w trudną sytuację rodzinną, przetrwać ten trudny czas, pozwalając jej jak najczęściej pobyć poza tą sytuacją choćby psychicznie, ale też fizycznie. W normalnych relacjach człowiek choć na chwilę zapomina o kryzysie, regeneruje siły. Im więcej takich relacji i miejsc, do których można się wybrać, tym lepiej. Ale kiedy cechy DDA już się ukształtowały, to nie jest łatwo je zmienić. Oczywiście w każdym przypadku jest inaczej, ale najczęściej potrzebna jest jednak jakaś forma pracy terapeutycznej, związanej ze zmianą ukształtowanych w domu sposobów myślenia, reagowania i przeżywania.

A jeśli wiemy, że ktoś jest DDA
i że większość jego problemów z tego wynika, to czy powinniśmy ingerować, mówić o problemie?
- Trudno na to pytanie odpowiedzieć. Czasem tak, czasem nie. Warto jakoś zwrócić na ten fakt uwagę, ale czy rozmawiając, czy podsuwając jakiś artykuł lub książkę, to zależy od gotowości tej osoby do rozmawiania. Należy pamiętać, że czasem dotykając tego tematu, dotykamy bardzo bolesnej sprawy.

A jeśli ktoś, na kim nam zależy,
uporczywie nie pozwala sobie pomóc, to czy jest na to jakiś sposób?
- Niestety nie. Nikomu nie można pomóc na siłę. Zwłaszcza niewłaściwe jest robić to wobec osób, które często słyszały, że coś co je krzywdzi, jest dla ich dobra, np. że dla dobra dzieci matka musi znosić bicie ojca.

Czy można funkcjonować, mówiąc: OK już wiem, że jestem DDA, ale nie zamierzam nic z tym robić?
- Oczywiście można. Wiele osób dopiero po przejściu terapii jest w stanie dostrzec różnicę: lepsze samopoczucie, większą swobodę w kontaktach z innymi, łatwiejsze układanie sobie relacji z bliskimi. Ale zwykle tego nie widać, gdy człowiek jest zaplątany w to, co wyniósł z dzieciństwa. Jeśli ktoś ma cechy DDA, ale nauczył się z nimi żyć tak, by mu zbyt nie doskwierały, to zwykle nie chce nic zmieniać. Zwykle sama myśl o powrocie do trudnych wspomnień budzi niechęć – nigdy więcej nie chcę tego czuć. A zmiana nie jest możliwa bez poruszenia tych dawnych wspomnień i związanych z nimi przeżyć.

Kto najczęściej trafia na terapię?
- Terapię zwykle zaczynają osoby, którym cechy DDA utrudniają życie. Jedni pomimo że dzieciństwo dawno minęło, nie potrafią się uwolnić z roli dziecka i nadal tkwią w rodzinach pochodzenia – chociaż mieszkają zwykle oddzielnie, czasem mają swoje rodziny to nadal przeżywają to, co się tam dzieje, kontaktują się bardzo często i są gotowi zostawić całe swoje dorosłe życie i odpowiedzialności, gdy w domu rodzinnym czegoś od nich potrzebują. Inni oddzielili się już od rodziny, pierwotnej, ale uczucia z nią związane ożywają w innych relacjach, np. w lękach, w nieufności lub w depresji, która ich dopada pozornie bez powodu. Często też DDA trafiają do terapeuty, kiedy sami stają się rodzicami. Pragną swoim dzieciom dać inny dom niż sami mieli, ale w jakimś momencie łapią się na zachowaniach lub emocjach zupełnie nie takich, jakich się spodziewali, np. na agresji wobec własnego dziecka.

Czy terapia może się nie powieść?
- Terapia nie jest panaceum na wszystko. I nie zawsze jest to ten czas czy ta osoba. Zdarza się, że choć chcemy się zmienić, nic z tego nie wychodzi.

Co wtedy?
- Warto o tym porozmawiać z terapeutą. On zwykle jest przygotowany do tego, by podpowiedzieć nam inne możliwości pracy nad zmianą. Poza terapią są też grupy samopomocowe i rozwój duchowy.

Czy jest jakiś graniczny wiek, kiedy można stwierdzić: już jestem za stary na terapię, mnie nic nie pomoże?
- Różnie się o tym pisze. Ja nie znam takiej granicy. Terapia koncentruje się na zmianie i rozpoczynając ją, należy dobrze określić cel, czyli co i w jakim kierunku chcemy zmienić. Zwykle klient i terapeuta wspólnie to określają. Inaczej określają te cele osoby w różnym wieku. To oznacza, że nie warto w jednej grupie terapeutycznej umieszczać osób w bardzo różnym wieku i sytuacjach życiowych, bo ich cele niekoniecznie będą zbieżne. Zwykle oddzielnie tworzy się grupy dla tzw. młodych DDA, czyli osób nieposiadających jeszcze rodziny, niesamodzielnych. Czasem też oddzielnie dla osób, które mają już dorosłe dzieci. Raczej nie spotkałam się z kimś, komu nic by nie pomogło.

Dlaczego nauczycielom, księżom trudniej niż innym stanąć w prawdzie o sobie i podjąć terapię?
- Bycie osobą pomagającą innym to czasem kontynuacja roli, jaką DDA podjęli w domu rodzinnym. Rezygnacja z roli pomagacza, bycie kimś biorącym pomoc oznacza rezygnację z pancerza ochronnego, jakim się kiedyś otoczyli. To bardzo trudne.

Czy można być dobrym wychowawcą, rodzicem, duszpasterzem, mając nierozwiązany problem DDA?
- Tego nie wiem. Ale myślę, że nierozwiązany problem własny bardzo ogranicza. Sama doświadczam tego, że jeśli ja mam z czymś problem, to z moim pacjentem zbliżam się jedynie do sposobu, w jaki ja sama go rozwiązuję, potrafię go doprowadzić jedynie do miejsca, do którego sama doszłam. Uświadomienie sobie własnych cech DDA i ich zmiana oznacza, że można zachęcać do tego wyzwania innych, można pokazać im kierunek i towarzyszyć w podejmowaniu nowych zachowań.

Życie przed i po terapii – jakie są różnice?
- Przed terapią DDA mówią o problemach w różnych sferach życia, o poczuciu przytłoczenia, zalegających uczuciach z przeszłości, wspomnieniach, które ożywają w nowych sytuacjach, o braku zadowolenia i poczuciu utkwienia w czymś, od czego nie sposób się uwolnić. Niektórzy myślą, że to oni są jacyś gorsi, nieadekwatni, jakby dobre życie, dobre związki były nie dla nich. Po terapii zwykle zmienia się bardzo samopoczucie: odczuwanie radości, swobody, poczucie, że ma się prawo do dobrego życia, zrozumienie, dlaczego przeżywa się to lub tamto daje uczucie pewności siebie, ale też większego zaufania do świata, do ludzi. Uczy traktować siebie na równi z innymi ludźmi, kochać siebie i dbać o siebie, być odpowiedzialnym za siebie i za innych w sposób adekwatny, a niekoniecznie w konwencji opiekowania się nimi i przejmowania za nich odpowiedzialności.