- Salezjanin XXI wieku jest człowiekiem pełnym nadziei
- Od redakcji
- Z Bogiem zawsze jest nadzieja
- TEN ZNAK MA WIELKĄ MOC!
- O RODZINIE I WARTOŚCIACH. RODZINA DZIŚ MA SIĘ NIE NAJLEPIEJ
- ETIOPIA: Fafa dla Dilla
- SUDAN BUDOWA NOWYCH DOMÓW
- Ewangelia Galilejska – zaginione źródło…
- OSWÓJ MI ŚMIERĆ
- Jak trudno poczuć wdzięczność…
- KULTURA CYFROWA – TWÓRCZOŚĆ CZY ODTWÓRCZA FORMA HYBRYDYZACJI?
- H: jak Hagiografie
- Wpływ gier komputerowych na zachowanie dzieci
- THINK BIG! – Myśl na wielką skalę!
- „Nie”, które uskrzydla
- Nie możemy nie mówić (Dz 4, 20)
- Błogosławiony Albert Marvelli (1918-1946)
- Piłsudski na nowo odkryty
- Czas na rekolekcje
O RODZINIE I WARTOŚCIACH. RODZINA DZIŚ MA SIĘ NIE NAJLEPIEJ
ks. Marek Dziewiecki
strona: 10
Wciąż jesteśmy bombardowani informacjami na ten temat. Rano w radiu usłyszałem, że w Monachium więcej jest osób samotnych, niż żyjących w rodzinach. To nie wdowy i wdowcy, a single z wyboru. Nieco później do biura przyszła zapłakana starsza kobieta. Jej córka właśnie została sama z dwojgiem dzieci. Zięć „chciałby odpocząć… i pograć w piłkę”. Około 11.00 zajrzałem do internetu. Wielki tytuł: „Czy jesteśmy bezradni wobec plagi rozwodów?”. Dowiedziałem się, że „począwszy od okresu transformacji ustrojowej zaznaczyła się stała tendencja: liczba nowo zawieranych formalnych związków mocno spada, a rozwodów – wręcz przeciwnie”. Przed obiadem odwiedziłem portal mojej inspektorii, a tam prośba o modlitwę za Abby Johnson przed jej wizytą w Polsce. Bronimy życia! Aż tyle w ciągu 4 godzin!
Kultura antyrodzinna
Ma rację ks. prof. Andrzej Zwoliński, który za pomocą prostych obrazów tłumaczy, dlaczego takie rzeczy się dzieją. Mówi, że żyjemy w dobie kultury „idiotów, wymiany, autyzmu i destrukcji”. Zwyczajnie każde działanie człowieka przynosi odpowiedni skutek. W „kulturze idiotów” niekoniecznie. Człowiek ma być wolny, także od konsekwencji tego, co robi. Np. od dalszego życia z żoną i dziećmi lub od konieczności przyjęcia poczętego życia. Jest działanie, a kogo obchodzi skutek? Dziś wszystko można kupić, czyli „wymienić” na pieniądze lub inne „dobra”. Choćby ludzkie organy. A także wynik meczu, głosowania, opinie. Kupuje się nową „partnerkę”, a starej daje alimenty, czyli „odszkodowanie”. Jest OK! Każdy ma zapłacone! Do tego to nie boli, bo życiowych decyzji nie przekazuje się osobiście, a raczej przez SMS-a lub mejlem. Mamy superkomunikatory, a żyjemy w izolacji. Daleko od ludzi. To swoisty „autyzm kulturowy”. Łatwo dziś niszczy się to, co najdelikatniejsze, bo ciąży, ogranicza, zabiera wolność. Stawiamy wtedy rzeczy materialne przed duchowymi, a technologie przed moralnością. Skoro mamy pieniądze i wiemy, jak przeprowadzić aborcję, eutanazję albo zapłodnić in vitro, to dlaczego tego nie robić? Politycy przegłosują, „technicy” wykonają… Kultura destrukcji.
Dramatyczne pęknięcie
I tak rodzina znalazła się dziś w poważnym kryzysie. Czyli co się stało? W kulturze obecnej – tłumaczy prof. Wojciech Świątkiewicz w „Polska w nowej Europie” – odchodzi się wyraźnie od rodzinnego i wspólnotowego systemu wartości na rzecz systemu indywidualistycznego i egocentrycznego. To jest przyczyna kryzysu rodziny jako instytucji. Radykalny pluralizm, tolerancyjny wobec sprzecznych wartości i norm, sprawia wrażenie – wyjaśnia dalej profesor – że wszystko jest dozwolone. W konsekwencji rozchodzą się dramatycznie drogi religii i społeczeństwa oraz wiary i moralności. Tradycja religijna i chrześcijańska nie ma już tak silnej, jak kiedyś pozycji podmiotu socjalizacji i wychowania. Rodzi się pytanie, jak pomóc rodzinie w obliczu kryzysu? Ksiądz Bosko podpowiada Bez wątpienia trzeba zmierzyć się z zapatrzeniem się człowieka w samego siebie i z jego przekonaniem, że wszystko jest dozwolone. W obu tych przestrzeniach podpowiedzi mógłby udzielić ks. Bosko. On przecież poradził sobie z wychowaniem młodych do wartości i skutecznie budował z nimi wspólnotę. Jego sugestie są też „wprost skrojone dla rodziny”. Ks. Bosko bowiem najpierw sam doświadczył dobrej rodziny. Potem to doświadczenie przelał na chłopców z oratorium. Ks. Bosko wychował się w tradycyjnej patriarchalnej rodzinie piemonckich wieśniaków. Jej życie opierało się na wierze w Boga i poszanowaniu głowy rodziny. Po śmierci ojca w domu Bosko taką rolę odgrywała Matka Małgorzata. To ona wdrożyła synów w życie sakramentalne, w modlitwę, a przede wszystkim zaszczepiła w nich poczucie bojaźni Bożej. Prawdy życiowe wpajała w umysły i serca synów przez miłość, prostą katechezę, przykład życia, dobroć i poszukiwanie zaufania. Umiejętnie dzieliła z nimi trudy codzienności i wyrzeczenia związane z ubóstwem. Z dobrocią, ale i stanowczością przypominała o rzeczach istotnych. Cierpliwie im towarzyszyła w ich przyswajaniu. Wdrażała ich w obowiązki, uczyła współpracy i współodpowiedzialności. Przekonanie o tym, że Bóg ma wszystkich w opiece, pozwoliło rodzinie zachować pogodę ducha i przetrwać razem najcięższe próby. Kiedy ks. Bosko przygarnął na Valdocco pierwszych chłopców, oprócz mieszkania, ubrania, nauki i strawy dał im „rodzinę”. Tylko tak mógł przygotować ich do życia. W centrum jego „oratoryjnej rodziny” stanął Pan Bóg. Ks. Bosko zaś stał się ojcem chłopców. Podstawową troską ks. Bosko było ukształtowanie w chłopcach poczucia bojaźni Bożej. Kiedy z całego serca chłopcu zależeć będzie na tym, aby nie zagubić Boga, wtedy da sobie radę w życiu. Będzie uczciwy, pracowity, otwarty na innych, usłuży im. Aby do tego doprowadzić, ks. Bosko nie używał „siły władcy”, ale robił wszystko, aby chłopcy odnaleźli w nim ojca. Szukał ich zaufania, starał się ich rozumieć, nie używał siły. Jego dobroć pomagała chłopcom odkrywać dobroć samego Boga. Tworzył dla nich środowisko radosne, pogodne, braterskie, pełne spontaniczności, rodzinne. Tak zdobywał ich serca. W przyjaznym świecie oratorium chłopcom łatwiej przychodziło uczestnictwo w katechezie, we mszy św. czy pójście do spowiedzi. Wartości proponowane przez ks. Bosko stawały się ich wartościami. Dzięki takiej postawie ks. Bosko udało zawiązać wokół siebie prawdziwą wspólnotę. U niego wszyscy czuli się dobrze, w domu, akceptowani, potrzebni, zjednoczeni wokół tych samych wartości. Chcieli być ze sobą. Ks. Bosko bardzo dbał, aby nieustannie wzmacniać owo poczucie wspólnoty. Wszyscy byli mu potrzebni. Dzielił się odpowiedzialnością z salezjanami i wieloma osobami świeckimi. Wiele konkretnych zadań powierzał wychowankom. Zachęcał ich, aby wzajemnie sobie pomagali w nauce i wpierali duchowo. Wdrażał ich w służbę innym, jak choćby w czasie epidemii cholery. Promował wśród młodych „towarzystwa religijne”, w których, zjednoczeni wokół osoby świętego patrona, pracowali nad sobą i wspierali się w rozwoju duchowym, w nauce i pracy. Tworzeniu wspólnoty służyły wspólne ceremonie liturgiczne, rekreacje, wycieczki, chóry, orkiestry, teatr, nauka zawodu w oratoryjnych warsztatach. Na Valdocco nikt nie był sam.
Nie będzie łatwo
Rodzinom nie jest i nie będzie łatwo. Tylko, czy kiedyś było łatwo? W czasach ks. Bosko z różnych powodów powolnemu rozkładowi ulegała tradycyjna rodzina patriarchalna. Mimo tego postawił na Boga, na kształtowanie zmysłu bojaźni Bożej i na budowanie więzi pomiędzy ludźmi. To jest też droga na dzisiaj. Na czasy, w których żyje się „jakby Boga nie było” i „jakby >ja< stało w centrum świata”. Bo z faktu stworzenia człowiek jest Bożym partnerem i pobratymcem innych ludzi. Bardzo trudne, niezrozumiane, niemedialne, po ludzku głupie. Tylko, czy Boże, znaczy łatwe?