- Kocham was salezjanie
- Od redakcji
- Wolność jest istotą polskości
- Szukać świadków historii
- Salezjanie w Polsce niepodległej
- Trudności w komunikacji wychowawczej
- Czy czas autorytetów minął?
- Eden - dramat początku
- Trudności szkolne zdolnych uczniów cz.2
- Trzynasty miesiąc roku
- Korzenie
- Ze skrzydłami orła u ramion
- Dokonali wyboru
- Kler i klerykalizm
Kler i klerykalizm
Tomasz P. Terlikowski
strona: 29
afera, jaką wywołał film „Kler” Wojciecha Smarzowskiego pokazuje, że w Polsce – i to zarówno wśród wierzących, jak i niewierzących, praktykujących, jak i niepraktykujących – mamy problem z klerykalizmem (którego rewersem pozostaje antyklerykalizm).
To właśnie on sprawia, że traktujemy księży inaczej niż świeckich, stawiamy przed nimi wymagania, których nigdy nie przyszłoby nam do głowy stawiać psychologom, nauczycielom czy rodzicom. Jakby tego było mało wciąż przekonujemy, że są oni jakoś zasadniczo odmienni od pozostałych wiernych, że w związku z tym powinni radykalnie odmiennie żyć i funkcjonować. Kapłaństwo jest skarbem przechowywanym w naczyniach glinianych, jest darem nigdy niezasłużonym, i wobec którego każdy jest niegodny, i że jest ono raczej wyzwaniem niż powodem do chwały. Poza tym zaś kapłan jest takim samym biednym grzesznikiem, jak my wszyscy, słabym, upadającym, potrzebującym wsparcia, modlitwy, towarzyszenia, spotkania. Jeśli sam o sobie myśli co innego, jeśli wierzy w klerykalne mity, to można mu tylko współczuć, ale nie należy tego przyjmować jako wyrazu nauczania Kościoła. Dlatego odpowiedzią na bejsbolowy antyklerykalizm nie powinien być ślepy klerykalizm. Księża nie są ani tacy, jak z filmu Wojciecha Smarzowskiego, ani tacy, jak z memów, jakie są na nie odpowiedzią (przedstawiających jako normę w Kościele św. Maksymiliana M. Kolbego, Jana Pawła II czy Jerzego Popiełuszkę). Ogromna większość kapłanów jest gdzieś między tymi dwoma biegunami: grzeszy, ale powstaje, stara się zmieniać swoje życie. Lekarstwem na antyklerykalizm nie mogą więc być klerykalne opowieści. Odpowiedzią jest – i tak było zawsze – prawda o katolickim rozumieniu kapłaństwa. A to jest takie, że grzeszni, czasem nawet bardzo grzeszni i jednocześnie bardzo zwyczajni ludzie zostali wybrani przez Boga, by przez nich – ale zawsze w osobie Jezusa Chrystusa – dokonywać przeistoczenia i odpuszczać grzechy. To zaś się dzieje poza ich moralnością (choć oczywiście dla ich zbawienia, a także dla skuteczności ich ewangelizacji lepiej, gdy do świętości zmierzają), to znaczy, że nawet najbardziej grzeszny ksiądz dokonuje mocą Ducha Świętego przeistoczenia i odpuszcza grzechy. To jest wielka prawda o katolickim kapłaństwie i to jest wielka nadzieja dla każdego z nas. My także, jeśli zmierzamy do Boga, to nie swoją siłą, nie swoją mocą, nie swoim zaangażowaniem, a mocą Bożą. Nie, nie oznacza to, że nie poznałem świętych kapłanów – poznałem; tak jak poznałem kapłanów zdecydowanie nieświętych, bucowatych czy wręcz paskudnych. To zresztą dokładnie tak samo jak z katolikami świeckimi, a także z ewangelikami, prawosławnymi, buddystami i ateistami. I dokładnie tak jak niektórzy księża, tak samo świeccy, a czasem niewierzący prowadzili mnie do wiary. Do wiary, której dawcą jest zawsze ostatecznie Jezus, nawet jeśli posługuje się ludźmi. Ale warto też zauważyć, że księża stali się – za sprawą filmu „Kler” – wygodnym kozłem ofiarnym. Jeśli ktoś chce mi wmówić, że tylko wśród duchownych są mali pazerni karierowicze, ludzie szukający w seksie ukojenia swoich problemów, zdradzający swoje powołanie, hipokryci itd. – to jest naiwny albo ma bardzo złą wolę. Grzech dotyka nas wszystkich, jedni mają mniej pod górkę, inni bardziej (ale nie jest to często nasza zasługa) i sakrament niczego w tej sprawie nie zmienia. Gdyby tak było, to małżonkowie (a przypomnę, że my również jesteśmy połączeni sakramentem, w niczym nie mniejszym ani nie gorszym niż kapłaństwo, i także takim, który jest drogą do nieba) też byliby dzięki samemu sakramentowi święci, a chrześcijanie – z mocy chrztu – doskonali moralnie. Tak jednak nie jest. Jeśli więc teraz atakuje się księży, zakonników, oskarża o zbrodnie niemal powszechne (tak, bo hipokryzja, przemoc w relacjach, wykorzystywanie seksualne, skąpstwo i zdzierstwo są powszechne) to robi się z nich kozły ofiarne. Można powiedzieć, że trochę taka jest rola kapłana i chrześcijanina. Można, ale przynajmniej nie udawajmy, że robimy oczyszczenie, a powiedzmy wprost, że chodzi o to, by oczyścić się samemu ze swoich grzechów poprzez ich przerzucenie na innych i uznanie, że jedynie on jest ich nosicielem.