- Kocham was salezjanie
- Od redakcji
- Wolność jest istotą polskości
- Szukać świadków historii
- Salezjanie w Polsce niepodległej
- Trudności w komunikacji wychowawczej
- Czy czas autorytetów minął?
- Eden - dramat początku
- Trudności szkolne zdolnych uczniów cz.2
- Trzynasty miesiąc roku
- Korzenie
- Ze skrzydłami orła u ramion
- Dokonali wyboru
- Kler i klerykalizm
Czy czas autorytetów minął?
Karol Domagała sdb
strona: 20
Gdybyś miał wymienić choć jeden aspekt z punktu widzenia psychologii, który mógł być niezbędny Polsce do odzyskania niepodległości.
Można by było wymienić ich wiele, skupię się jednak na tym, iż by dany naród potrafił śnić o wolności, był gotowy za tę wolność umrzeć, musi mieć w swoim gronie autorytety, za którymi będzie gotowy pójść. W tamtych czasach z pewnością jednym z nich był Józef Piłsudski.
No właśnie, czy czas autorytetów bezpowrotnie przeminął?
Nie ma tak naprawdę czasu, o którym moglibyśmy powiedzieć, iż nie jest tym, w którym ktoś, kogo moglibyśmy nazwać autorytetem, byłby niepotrzebny. Autorytet jest czymś niezbędnym dla człowieka. Ale patrząc na to, co się dzisiaj dzieje, to czy w ogóle autorytet jest nam do czegoś w dzisiejszych czasach potrzebny? Poszukiwanie autorytetu jest wpisane w naturę ludzką – jest naszym doświadczeniem pierwotnym, któremu organizm ludzki nie jest w stanie zaprzeczyć.
Można to udowodnić?
Ależ oczywiście, że tak. Każdy z nas rodząc się jest tak naprawdę bezbronny. Nie jesteśmy w stanie samodzielnie przeżyć nawet jednego tygodnia. Potrzebujemy kogoś, na kim możemy się wesprzeć. Tak więc matka lub inna osoba najbliższa z czasów naszego niemowlęctwa staje się pierwowzorem autorytetu. Albo ściślej – pierwowzorem wchodzenia w zależność. Bo to, czy będziemy wchodzili w zależność od złych czy dobrych obiektów może mieć bardziej złożone przyczyny.
Co z osobami, które były pozbawione we wczesnym dzieciństwie rodzicielskiego autorytetu. Kiedy taka osoba nie kojarzyła im się z miłością, ale z odrzuceniem albo obojętnością?
Jeśli ktoś nie ma tego pozytywnego pierwotnego doświadczenia posiadania właściwego autorytetu, nie jest w stanie lub jest mu bardzo trudno zbudować właściwą relację z drugim człowiekiem. Takie osoby, niejako z przymusu, muszą tworzyć wokół siebie skorupę niedostępności. To się przekłada później na dorosłe życie. Te osoby w swoich głowach nie łączą się z kimś, kto je kocha, szanuje, opiekuje się nimi, ale z kimś, z kim trzeba walczyć, wyrywać od niego nawet to, co nie swoje. Nie jest to pole miłości, ale pole walki. Jeśli więc we wczesnym dzieciństwie identyfikujemy się z walką, a nie z miłością, stąd też później brak wdzięczności, a w to miejsce wchodzi pretensjonalność. A więc mi się należy. Stąd też zaskoczenie w społeczeństwie, iż są ludzie, a nawet całe rodziny, które wobec państwa i drugiego człowieka są pretensjonalne, oczekują, że wszystko będą miały za darmo, że im się należy. To wewnętrzny przymus powtarzania pierwotnego doświadczenia.
A gdybyś miał powiedzieć, kto tak naprawdę może być właściwym autorytetem dla młodego człowieka, kto naprawdę jest w stanie pociągnąć go za sobą w dobrym kierunku?
Ważne według mnie jest to, co rozróżnia autorytet od autorytaryzmu. Ktoś, kto chce być dla kogoś autorytetem nie tylko musi mieć w sobie potrzebę dzielenia się tym, co posiada, ale też zgodę na dialog, na wzięcie czegoś od tej drugiej osoby. Musi mieć zgodę na to, iż jego obserwator ma prawo do własnych przemyśleń i wyborów. Nie zamyka go w ścisłych ramach, daje mu oddychać własnym powietrzem. Miałem kiedyś rozmowę ze znanym operatorem filmowym Sławomirem Idziakiem, spytałem się go o powód, dla którego tak wielu z jego branży szanowało osobę reżysera Krzysztofa Kieślowskiego. Powiedział mi wówczas: – Karol, bo ten człowiek potrafił słuchać innych. On, jak kręcił film, pytał się nawet pani, która sprzątała plan, co sądzi o danej scenie. Dzięki temu rozumiał swojego odbiorcę, był z nim blisko i miał na niego tak ogromny wpływ.
A więc co lub kto dla dzisiejszego człowieka jest autorytetem. Z czym lub kim ten człowiek wchodzi w zależność?
Z pieniądzem, ze sławą, z samym sobą. A tak naprawdę z pustką wewnętrzną. Bo jeśli dzisiejszy świat proponuje – jesteś Bogiem swojego życia, sam możesz decydować, jesteś niezależny, to wchodzimy w zależność z własną pychą, chciwością. Nasze ja, nasze ego staje się dla nas autorytetem. Ważne nie jest już to, co jest wewnątrz człowieka, ale to, co na zewnątrz, wygląd, samochód, praca itp. Dzisiaj mamy do czynienia z wtórnym upadkiem autorytetu.
Czy ma to dla nas jakieś konsekwencje?
Największą konsekwencją takiego stanu rzeczy jest ogromne poczucie pustki. Wszystkie te rzeczy, tak bardzo dzisiaj podkreślane, to tylko pozory, teatr. One nas upiększają, dodają kolorytu, ale nie są tym, co nas rozwija, z czym naprawdę możemy się zidentyfikować. One powinny być tylko narzędziem, a stały się rzeczą nadrzędną. Stąd też próby samobójcze u gwiazd showbiznesu, niby mają wszystko, ale nic je nie cieszy. Bo jak długo można żyć w teatrze, na scenie?
Czy jest jakieś jedno słowo, które by określało ten stan rzeczy?
Narcyzm. Świat dzisiaj jest przepełniony narcystycznymi potrzebami. Nie powiem chyba nic odkrywczego, że nieważny jest człowiek, ale to, co wnosi on do społeczeństwa, a nawet więcej, ile produktu wnosi. To wewnętrzny przymus bycia na świeczniku, a bycie gwiazdą, to nie to samo co bycie człowiekiem wartościowym. Narcyzm to po prostu nienasycone poczucie własnej wartości.
Czy można jakoś zaradzić kulturze narcyzmu?
Świat, a może bardziej natura ludzka jest tak stworzona, że zazwyczaj popadamy ze skrajności w skrajność. A pustka wewnętrzna rodzi potrzebę wypełnienia. Dlatego dzisiaj coraz bardziej popularne stają się rekolekcje w ciszy, z wyłączonym telefonem, komputerem, by skupić się bardziej na tym, co wewnątrz człowieka niż na tym, co zewnętrzne. Tak więc z pomocą przychodzi nam ludzka natura – potrzeba złotego środka. Chcemy być piękni i sławni, ale też chcemy mieć poczucie, że to wszystko, co robimy ma jakiś sens.
A jacy powinniśmy być dla siebie, by budować właściwe autorytety?
Kiedyś autorytetem był ktoś, z kim na co dzień nie mieliśmy kontaktu, kto miał szczytne idee, kto porywał tłumy. Dzisiaj kryzys dotyka tego, co blisko nas – a więc rodziny, relacji z bliskimi. Brak stałości, rozwody, zagonienie. Myślę, że przyszedł czas na autorytet skromny, cichy, niedostępny szerszej publiczności. To to, o czym mówił ksiądz Bosko – asystencja, bycie z drugim człowiekiem, szczególnie młodym. Ludzie młodzi są spragnieni naszej obecności. Niby proste, a jakie trudne. Jak znaleźć radość z bycia z młodym człowiekiem, z towarzyszenia mu. Pewnie nie powiedziałem niczego odkrywczego, ale dzisiejsi bohaterowie to ci po prostu obecni. Plus jest taki, że nie musimy robić niczego wyjątkowego, nie musimy głosić wielkich haseł, po prostu musimy być. Proste, a jakie trudne.
Na koniec chciałbym ci zadać jeszcze jedno pytanie. Ciekawi mnie jedna rzecz, jak to jest, że często terapeuci stają się autorytetem dla swoich pacjentów? Czy są to jacyś wyjątkowi ludzie?
(śmiech…) Nie, to są ludzie chroniący, na ile się da, swoją prywatność… To jest jedna z ważniejszych rzeczy, o jakiej powinien pamiętać psychoterapeuta, by zbyt mocno się nie afiszować, by nie mówić zbyt wiele o sobie. Nie chodzi tu o jakieś ukrywanie siebie, ale niewiedza naszych pacjentów o nas pomaga w tym, iż mogą oni bardziej skupić się w terapii na pracy nad sobą. Poza tym jesteśmy obecni – raz w tygodniu, ale stale tydzień w tydzień… Jak już mówiłem wcześniej, pomaga sama obecność. Tym bardziej w czasach, kiedy jej po prostu brak…