- Kocham was salezjanie
- Od redakcji
- Wolność jest istotą polskości
- Szukać świadków historii
- Salezjanie w Polsce niepodległej
- Trudności w komunikacji wychowawczej
- Czy czas autorytetów minął?
- Eden - dramat początku
- Trudności szkolne zdolnych uczniów cz.2
- Trzynasty miesiąc roku
- Korzenie
- Ze skrzydłami orła u ramion
- Dokonali wyboru
- Kler i klerykalizm
Dokonali wyboru
Piotr Legutko
strona: 28
Polska była w ich sercach, bo tak ich wychowano, bo w jej cieniu dorastali. Nie mieli telewizji ani internetu, karmili wyobraźnię literaturą, opowieściami o losach rodziców i dziadków
Jak to się stało, że do błękitnej armii tworzonej w trakcie I wojny światowej przez generała Hallera przypłynęło ze Stanów Zjednoczonych kilkanaście tysięcy młodych ochotników? Dlaczego chcieli się bić o wolną Polskę, choć wielu z nich po polsku potrafiło powiedzieć zaledwie kilka słów? Dlaczego w obronie polskiego Przemyśla i Lwowa ginęli kilkunastoletni chłopcy? Skąd brał się tamten entuzjazm i gotowość ponoszenia wszelkich ofiar dla Ojczyzny? To nie są tematy rozprawek szkolnych, ale pytania fundamentalne. Nie tylko dla zrozumienia tego, co wydarzyło się sto lat temu, ale także wcześniej i później. Odpowiedź na te pytania jest ważna i teraz, wszak polski los jest nam wszystkim dany i zadany. Można oczywiście próbować przed nim uciekać, wzruszać ramionami, ale rozbicie termometru nie oznacza, że na pewno unikniemy gorączki. Można śpiewać (jak Maria Peszek) „sorry Polsko, nie oddałabym za ciebie ani jednej kropli krwi”, ale to tylko pewna poza i deklaracja, bo „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. Nie są nam obojętne wybory naszych rówieśników sprzed lat, tak jak nie jest nam obojętne, skąd pochodzimy. Każdego przecież ciekawi, kim byli jego pradziadkowie, to wręcz pewna moda. Z pasją budujemy swoje drzewa genealogiczne, szukamy korzeni, powstają użyteczne do tego narzędzia i aplikacje. Efekty są wciągające, często zaskakujące, dają do myślenia, otwierają kolejne drzwi. Tak jak świadomość „obciążeń genetycznych” może bardzo pomóc w unikaniu poważnych chorób, tak wiedza o decyzjach podejmowanych przez naszych przodków stanowi istotną część naszej tożsamości. Ktoś powie: co ja mogę mieć wspólnego z Lwowskimi Orlętami czy warszawskimi powstańcami? To były inne czasy, ekstremalne, niedające się w żaden sposób porównać z drugą dekadą XXI wieku. Czy rzeczywiście? W końcu wielu tamtych chłopców mogłoby podobnie myśleć o Polsce, która przecież nie istniała na mapach od 120 lat! Też mogli pytać: co nam do konfederatów barskich czy powstańców Kościuszki? Nie pytali, bo Polska była w ich sercach, bo tak ich wychowano, bo w jej cieniu dorastali. Nie mieli telewizji ani internetu, karmili wyobraźnię literaturą, opowieściami o losach rodziców i dziadków. To ich kształtowało. Zwiedzający Muzeum Powstania Warszawskiego patrzą w oczy swoich rówieśników uśmiechających się z wielkoformatowych zdjęć. A obok widzą swoje odbicie w lustrze. W naturalny sposób rodzi się pytanie: a co ja bym zrobił, będąc na ich miejscu? Zagłębiając się w pojedyncze historie powstańców, czytając pamiętniki legionistów odkrywamy zarówno emocje, wzruszenia, tęsknoty bardzo nam odległe, jak i zachowania jakże bliskie i podobne. To mogliby być nasi koledzy, więcej, bardzo chcielibyśmy mieć takich kolegów. Imponuje nam ich styl, odwaga, wyznawane zasady. Mówiąc krótko: jest do kogo równać. I głupio byłoby tak po prostu zignorować ich ofiarę. Coś im jesteśmy winni. Warto o historii rozmawiać w takich właśnie kategoriach. Przecież nam jest łatwiej, bo mamy wehikuł czasu, jakim są nowoczesne media. Stare fotografie ożywają na małym lub wielkim ekranie, powstają pierwsze filmy w technologii wirtualnej rzeczywistości, które dostarczają złudzenia obecności na polu bitwy czy w powstańczych kanałach. To się działo naprawdę i wcale nie tak dawno. I działo się „po coś”. Niepodległość odzyskaliśmy za ogromną cenę, by jakże szybko ją stracić. Kolejne pokolenie znów o nią walczyło, potem następne. Teraz skarb wolności jest w naszych rękach. To poważna sprawa. Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego pytany, czy nie czuje niesmaku patrząc, jak koszulki ze znakiem Polski Walczącej noszą jakieś podejrzanie wyglądające „typki” odpowiada: „Nie, bo mocno wierzę, że identyfikując się z tym symbolem prędzej czy później zrozumieją, jak poważnego dokonali wyboru, jakie wiążą się z nim konsekwencje”.