- Ksiądz Bosko uczył nas, że Bóg chce, byśmy ZAWSZE BYLI SZCZĘŚLIWI
- Od redakcji
- Dziadkowie: Nie tylko do kochania…
- Adopcja na odległość: Dobra Nowina na Ukrainie
- Ukraina ZAKUP SAMOCHODU DLA WSPÓLNOTY SIÓSTR SALEZJANEK WE LWOWIE
- Peru KOGO BOI SIĘ SZATAN?
- MŁODZI w sieci
- Bierzmowanie – matura czy inicjacja chrześcijańska
- Obrońca powołań
- Dziadkowie i wychowanie wnucząt
- UCZYĆ mądrze kochać
- Tęsknota za Jezusem w sercu
- Niebezpieczne fascynacje
- Śmiech to zdrowie
- Supermarket duszpasterski
- Ukryte piękno pożółkłych listów
- Molestowanie i normy moralne
Molestowanie i normy moralne
Tomasz P. Terlikowski
strona: 29
AKCJA #METOO UJAWNIA ISTOTNY PROBLEM, jaki związany jest ze współczesnym podejściem do seksu. A oskarżenie kilku pań wobec dwóch lewicowych publicystów jeszcze go uwypukla.
Mam pewne zastrzeżenia do wspomnianej akcji. Nie mam wątpliwości, że szerokość definicji molestowania sprawia, że trudno w ogóle mówić o jakichkolwiek dopuszczalnych wyrazach sympatii, a opowieści niektórych z pań sprawiają, że w ogóle trudno poważnie traktować ich żale. Nie inaczej, jeśli chodzi o mieszane uczucia, jest z listem ośmiu kobiet w sprawie dwóch lewicowych publicystów, bo i w tej sprawie mamy słowo przeciw słowu, a do tego zarzuty różnej wagi. Ale w niczym nie zmienia to faktu, że i jedną akcję, i drugie zarzuty warto potraktować poważnie. Skupię się w tym tekście na polskich zarzutach, bo są one konkretne. Co zarzucają panie obu panom (nie wchodzę w to, czy słusznie czy nie)? W największym skrócie końskie zaloty, propozycje seksu za awans, chamskie odzywki i wreszcie seks bez ich zgody. Jednym słowem, zarzucają im, jeśli piszą prawdę, zachowania niegodne normalnego, zdrowego, moralnie zachowującego się faceta. I nie ma znaczenia, czy jest to lewicowiec czy prawicowiec, publicysta liberalny czy konserwatywny. Normalny facet nie pisze w nocy takich rzeczy do kobiety. I nie przekonuje mnie argument, że to żarty. Takie żarty nie są normą. Ale, żeby to zrozumieć, trzeba zacząć widzieć w kobiecie Boże stworzenie, a nie tylko zwierzę. To zaś wymaga zmiany perspektywy z laickiej, materialistycznej, na Bożą. Dopiero z tej perspektywy seks nabiera głębi, staje się darem, którego nigdy i w żadnych okolicznościach nie wolno wymuszać (dotyczy to także małżeństwa), a płciowość staje się przestrzenią uzupełnienia, a nie walki czy rywalizacji. Tak długo, jak długo pozostaje w przestrzeni utylitarnego postrzegania seksualności, mamy do czynienia jedynie z uzgadnianiem egoizmów, mniej lub bardziej zakamuflowaną przemocą: jeśli nie fizyczną to słowną. Miłość, jeśli nie uznaje się rzeczywistości pozamaterialistycznej, nie istnieje. Są hormony, biologiczny popęd, pożądanie i zaspokajanie własnych potrzeb. W takim świecie silniejszy (coraz częściej, za sprawą feministycznych i genderowych sztuczek, niekoniecznie musi to być mężczyzna) wygrywa, a słabszy musi się podporządkować. Nie bardzo też wiadomo, co takiego – poza prawnymi zapisami i medialnymi atakami – ma powstrzymywać ludzi od przemocy w związkach. Skoro seks jest tylko biologią, skoro nie można się powstrzymać, skoro problemy moralne sprowadza się do tego, że mamy prawo do zadowolenia i przyjemności, a jeśli inny nam przeszkadza to można go zabić, to, o co opierać ma się przestrzeń zakazów i nakazów? Jeśli z przestrzeni seksualności wyrzucono moralność i tabu, a z łamania norm uczyniono cnotę, to dlaczego akurat jedna zasada ma nie być łamana? Jeśli chce się to zmienić, nie wystarczy zmienić opcji z lewicowej na prawicową (albo odwrotnie), ale trzeba powrócić do chrześcijańskiego rozumienia seksualności i miłości. Chrześcijańskiego, zaznaczam, to nie znaczy takiego, jakie bywa realne w chrześcijańskich relacjach, ale takiego, jakiego chciałby Chrystus. To jest norma, do której wypełniania jesteśmy wezwani. I dobrze, że pisząc swoje listy panie feministki to uświadamiają.