- Pod płaszczem Maryi
- Od redakcji
- Szkoła nadzieje i obawy
- PAPIEŻ FRANCISZEK W FATIMIE
- Peru Lokalni bohaterowie
- Wenezuela Ogrodzenie i dokończenie boiska
- Boliwia Masz dom – masz wszystko
- Cybberprzemoc
- BRAT ALBERT WĘDRUJE PO POLSCE, ŻEBY POMÓC BEZDOMNYM
- Dla ludzi bardzo hojny, a dla siebie zbyt surowy
- KOCHAJĄCY MĄŻ I ODPOWIEDZIALNY OJCIEC
- Różnica w patrzeniu na seksualność obojga małżonków. To norma
- Władza ojcowska w świetle nauczania świętego Pawła
- Samookaleczenia – sygnał ostrzegawczy?
- Katecheta niedoskonały
- Dokąd ich prowadzimy?
- Pokarm nieśmiertelności
- Nowożytny Zachód, odrzucając chrześcijaństwo, kompletnie się pogubił
- Po stronie szatana
Katecheta niedoskonały
Ks. Piotr Lorek
strona: 25
Wierzę, że Pan Bóg działa przez katechetę. Przekonałem się o tym nie raz, nie dwa. W niektórych sytuacjach byłem wręcz zdumiony, w jaki sposób On potrafi sobie poradzić z ludzką niedoskonałością, ograniczeniami, brakami i słabościami.
A czasem to właśnie przez nie mówi najwyraźniej. Najważniejsze z naszej strony to podjąć wyzwanie, ruszyć w imię Najwyższego i nie bać się porażek. Musieliśmy wtedy nieźle narozrabiać. Religia odbywała się w salkach przy kościele. Nasz katecheta, starszy kapłan, szybko przyprowadził nas do porządku. Zdecydowanym głosem, surową miną i jasnym komunikatem: cisza! postawił nas do pionu. Staliśmy, słuchając kazania na temat złego zachowania. Nieopatrznie pozwoliłem sobie na jakiś wesoły komentarz, co skończyło się wyrzuceniem z sali. Było mi bardzo głupio i bałem się, co się stanie, gdy to dojdzie do rodziców. Mogłem mieć awersję do księży, religii i Kościoła. Stało się jednak inaczej. To, co wtedy mi pomogło, to chyba właściwe wychowanie sumienia oraz pewność księdza, który nie bał się zdecydowanej reakcji. Wiedziałem, że zrobiłem źle i że sprawiedliwie zostałem za to ukarany. Mogłem już nie wrócić na religię albo wrócić inny. Niedługo po tym wydarzeniu, zachęcony postawą innych księży, zapisałem się na ministranta. Wiedziałem też, że wiara w Boga to sprawa niezwykle ważna i tak chciałem ją traktować. A do katechety przekonało mnie to, że nie tylko bardzo dużo od nas wymagał, ale od siebie również. Był zawsze przygotowany i pierwszy zasiadał w konfesjonale. Rady, których udzielał, były krótkie, dobitne i niezwykle konkretne. Do dziś je pamiętam i przekazuję dalej. Nie szczędził uwag, ale przy konfesjonale w pierwszy piątek miał zawsze najdłuższą kolejkę dzieciaków, a to o Bożym działaniu mówi samo za siebie. Po latach mogłem rzeczywiście stanąć przy ołtarzu jako kapłan i zastąpić mojego katechetę, który nie przebierał w środkach, ale potrafił wychować do szacunku i służby. Drugą osobą, którą chciałbym przywołać, był młody papusiowaty ksiądz, który uczył mnie religii w klasie maturalnej. Nie radził sobie z nami, było mu bardzo ciężko prowadzić ciekawe lekcje z wymagającą i liczną klasą. Widziałem, jak się męczy i przeżywa każdą konfrontację z młodzieżą, jak nerwowo ociera chusteczką pot z przerażonej twarzy. Było mi go wtedy bardzo żal. Pamiętam, jak próbowałem mu pomóc, zabierając głos w dyskusji, gdy pytania kolegów były kłopotliwe, prowokujące i trudne. Widok księdza skazanego na pożarcie przez młodych gniewnych mógł we mnie zagasić myśli o kapłaństwie, które się wtedy coraz częściej pojawiały. Miałem przecież sporo dylematów, szukałem więc oparcia w ideale kapłana. Nie spotkałem w jego osobie kogoś, kogo mógłbym naśladować i od kogo chciał- bym się uczyć, no może z wyjątkiem… cierpliwości i pokory. A te dwie cechy okazały się w jego przypadku kluczowe. Nigdy na nas nie krzyczał, nie trzaskał drzwiami i nikogo nie wyrzucił. Miał w sobie dużo dobra, które kompensowało braki. Dostrzegłem w nim twarz cierpiącego i bezradnego kapłana, ale równocześnie kogoś, kto dzielnie idzie wykonać zadanie, które mu powierzono. Zacząłem zauważać ogromną potrzebę dobrych i oddanych katechetów, którzy podejmą trudne wyzwanie nauczania religii, która właśnie weszła do szkół. Jakby sam Chrystus zaczął wołać: Kościół potrzebuje młodych do głoszenia Dobrej Nowiny! W głowie i sercu pojawiła się myśl, żeby temu wyzwaniu wyjść naprzeciw. I właśnie wtedy wołanie Chrystusa było najmocniejsze. A przemówił zdawać by się mogło przez całkiem nieużytecznego sługę. Nawet nie pamiętam jego nazwiska, by mu po latach podziękować za odwagę stanięcia przed młodzieżą i walkę, jaką toczył dla Chrystusa. Dziś dziękuję wszystkim, którzy taką batalię o wiarę wśród młodych podejmują. I jeśli nie boją się stawiać wymagań, doświadczać własnej bezradności i ufać Jezusowi, to takich właśnie katechetów życzyłbym młodzieży najbardziej. Bo tacy są najprawdziwsi. ▪