- Jesteśmy rodziną
- Od redakcji
- FILM to doskonałe narzędzie edukacyjne
- Zburzone kościoły Aleppo
- JAK I CZY WYCHOWYWAĆ DO ZARADNOŚCI
- Studniówka może być udana, choć bez luksusów i rewii mody
- Ks. Stanisław Styrna SDB duszpasterz pilskiej „Solidarności”
- Jak opisywać czystość?
- Niedojrzałość uniemożliwiająca budowę miłości małżeńskiej, dojrzałej więzi osobowej
- Biblia o rodzinie
- Telefon komórkowy – niezależność czy ograniczenie swobody?
- Wywiadówka
- Jak to się stało?
- Zobacz! Właśnie idę dać sobie radę
- Walka z uzależnieniem komputerowym
- Jak zostałem postępowym ojcem
Jak zostałem postępowym ojcem
Tomasz P. Terlikowski
strona: 29
Jestem przerażony. Po osiemnastu latach małżeństwa i trzynastu ojcostwa, po przyjściu na świat piątki dzieci, dowiedziałem się, że jestem postępowym ojcem. I to z próbnej matury z WOS.
Czy zdjęcie ojca pochylonego nad dzieckiem w wózku może obrazować tradycyjną rodzinę? Takie pytanie otrzymali na próbnej maturze uczniowie. I muszę przyznać, że ja bym tej matury z WOS nie zdał. Dlaczego? Bo dla mnie, oczywiście, że tak. Sam żyję w tradycyjnej, nie bójmy się tego słowa, patriarchalnej rodzinie, od osiemnastu lat, i pochylałem się nad wózkami mojej piątki dzieci, setki, jeśli nie tysiące razy. Karmiłem je też, myłem, przewijałem (brr, tego akurat nie lubię), chodziłem na spacery. Jednym słowem, robiłem to, co robi niemal każdy ojciec w każdej niemal – ze szczególnym uwzględnieniem wielodzietnej – rodzinie. I dopiero z testu dowiedziałem się, że oznacza to, że nie jestem tradycyjnym ojcem i nie żyję w tradycyjnej rodzinie. Dlaczego? Bo, gdybym w takiej żył, to nigdy w życiu nie pochyliłbym się nad wózkiem, o opiece nad dziećmi nie wspominając. Rodzina tradycyjna bowiem to taka, w której… ojciec zajmuje się zarabianiem pieniędzy i reprezentowaniem na zewnątrz. Tak, tak. Gdybyście nie wiedzieli mężczyzna reprezentuje rodzinę na zewnątrz. Co to oznacza, jeden Pan Bóg (też zresztą Ojciec) raczy wiedzieć, bo w większości rodzin nikt o tym nawet nie słyszał. Ważne za to, że w wydawnictwie OPERON słyszano, a nasze dzieci (i to jest miara dramatu) mogą się tego dowiedzieć z podręcznika do WOS-u (bo taka wiedza jest tam zawarta). Każdy inny model, na przykład taki, w którym ojciec dziećmi się zajmuje, jest już postępowy, ba – jak dowiedziałem się w Wirtualnej Polsce od pani Agnieszki Wołk-Łaniewskiej, nawet lewicowy. I tak, po wielu latach dowiedziałem się, że jestem – przynajmniej w domu – lewakiem i postępakiem. A może, co wydaje mi się bardziej prawdopodobne, to nie ja stałem się postępowcem, a autorzy testów i podręczników są lewicowymi wstecznikami, którzy na świat spoglądają przez pryzmat własnej, antyrodzinnej ideologii, a nie rzeczywistych rodzin? Gdyby bowiem raczyli oni, choćby spojrzeć na świat, to zobaczyliby wielką ojcowską rewoltę, wielki ruch mężczyzn, którzy mają dość wypychania przez teściowe, kulturę i nadmiar zawodowych obowiązków z życia dzieci. I nie chodzi tylko o ojców, którzy z różnych powodów nie mieszkają już ze swoimi dziećmi, a chcą zachować z nimi kontakt (wcześniej było ich o wiele mniej), ale o rzesze mężczyzn, którzy odkrywają, że właśnie ojcostwo jest najważniejszym zadaniem w ich życiu i że oni są najważniejszymi mężczyznami w życiu swoich córek i synów także. Od nich, od nas zależy ich przyszłość. Naocznym świadkiem tego ruchu byłem w sobotę, gdy startowały czarnoparasolkowe protesty w Warszawie. To wtedy w Ożarowie Mazowieckim w wielkiej hali spotkało się ponad tysiąc mężczyzn, by celebrować, radować się własnym ojcostwem, a także, by zgłębiać jego tajniki, uczyć się lepszych relacji z dziećmi. Wszystko pod szyldem tato.net, czyli organizacji, która od lat organizuje szkolenia dla ojców, a także wspólne wakacje dla ojców i synów, ojców i córek. Tym, co łączyło mężczyzn na sali był… – uwaga, uwaga postępowcy – dość konserwatywny, chrześcijański światopogląd. Oczywiście ojcowie, jak w wielu miejscach, różnili się między sobą politycznie czy społecznie, ale tym, co ich łączyło była wiara w Boga, uznanie roli modlitwy w życiu i postawienie rodziny i bycia ojcem na pierwszym miejscu. Ojcostwo zaś w wydaniu tych mężczyzn nie ma nic wspólnego z „reprezentowaniem rodziny na zewnątrz”, a jest raczej pełnym zaangażowaniem w ich rozwój.