- Marzę o Rodzinie Salezjańskiej, która żyje radością Ewangelii
- Od redakcji
- Boże miłosierdzie to szczególny rodzaj miłości
- Salezjański Ośrodek Misyjny
- Salezjański Wolontariat Misyjny Młodzi Światu
- Papież młodych i rodziny
- Czeka nas wielkie i radosne świętowanie
- Kraków jest światowym centrum kultu miłosierdzia
- Ksiądz Bosko i papieże
- Sześć słów o miłosierdziu: „Wybiegł naprzeciw niego”
- Powiedz to pierwszy
- Ojczyzna – naród – wychowanie
- Boża mozaika
- Podarować serce
- Kręgosłup antykultury
- Wenanty, czyli mój sługa Boży
Czeka nas wielkie i radosne świętowanie
Grażyna Starzak
strona: 14
Z ks. Dariuszem Bartochą, prowincjałem Inspektorii Krakowskiej Salezjanów, i ks. Wojciechem Krawczykiem, duszpasterzem młodzieży, rozmawia Grażyna Starzak.
Przed nami Światowe Dni Młodzieży Kraków 2016. Jak przygotowują się do tego święta młodych chrześcijan salezjanie?
Ks. Dariusz Bartocha: – Przygotowujemy się długo i gorliwie. Jako gospodarze robimy wszystko, żeby nasi goście mieli co jeść i gdzie się wyspać. Wypoczęci i uśmiechnięci zapewne chętnie i aktywnie wezmą udział w Światowych Dniach Młodzieży. Bardzo nam zależy na tym, żeby młodzież, która przyjedzie do Polski, zabrała ze sobą dobre wspomnienia. Wszak będą gościć w kraju św. Jana Pawła II, który jest pomysłodawcą ŚDM. A ponieważ tam, gdzie salezjanie spotykają się z młodzieżą, zazwyczaj jest wielkie i radosne świętowanie, myślę, że i tym razem tak będzie i spełni się to moje życzenie.
Ks. Wojciech Krawczyk: – Na samym początku, kiedy rozpoczęliśmy przygotowania do ŚDM, wyznaczyliśmy kilka celów, które miały być podstawą tych przygotowań. Jednym z głównych było to, żeby jak największa liczba młodzieży mogła przyjechać i doświadczyć tego szczególnego wydarzenia, jakim są ŚDM. Zdajemy sobie bowiem sprawę z tego, że dla ogromnej części młodzieży z Polski czy z krajów ościennych przyjazd do Krakowa to jedyna szansa, żeby tego typu wydarzenie przeżyć. Stwierdziliśmy więc, że trzeba robić wszystko, by obniżyć koszty uczestnictwa. Wykorzystując naszą infrastrukturę w Krakowie udało nam się tak wszystko zorganizować, że zdecydowana większość przeżyje te dni ponosząc o połowę niższe koszty. Druga istotna kwestia to zapewnienie młodzieży aktualnych informacji, gdzie i jak się zarejestrować, czym dojechać, gdzie się zgłosić itp. Utworzyliśmy specjalne biuro, które uruchomiło i prowadzi stronę internetową w czterech językach. Kolejny priorytet to zapewnienie naszym gościom bezpieczeństwa. Podjęliśmy starania, żeby młodzież salezjańska w miejscach, gdzie będzie mieszkać, czuła się jak w domu – bezpiecznie, w klimacie rodzinnym, z wyłączeniem osób postronnych.
Jak liczna będzie grupa młodzieży salezjańskiej wśród uczestników ŚDM w Krakowie?
Ks. Wojciech Krawczyk: – Obecnie, a rozmawiamy w połowie maja, w naszych salezjańskich makrogrupach zarejestrowało się ok. 5,5 tys. osób z ponad 60 krajów.
Podczas ŚDM organizowane jest Święto Salezjańskiego Ruchu Młodzieżowego. Odbędzie się 27 lipca. Jaka jest geneza tego ruchu?
Ks. Dariusz Bartocha: – Salezjański Ruch Młodzieżowy różni się od innych kościelnych ruchów przede wszystkim tym, że nie ma struktur, zarządu i że został utworzony spontanicznie przez samą młodzież. Jako dzień jego publicznych „narodzin” przyjmujemy spotkanie młodzieży z całego świata na Colle Don Bosco w 1988 r., kiedy to wraz z naszym generałem świętowaliśmy 100. rocznicę narodzin dla nieba ks. Bosko. Doświadczenie jedności było zaczynem Salezjańskiego Ruchu Młodzieżowego. Tworzą go dziś grupy i stowarzyszenia młodzieżowe, które, zachowując swoją autonomię organizacyjną, pracują w różnych miejscach i w różny sposób, ale identyfikują się z duchowością i pedagogią salezjańską, tworząc w sposób domyślny lub wyraźny Salezjański Ruch Młodzieżowy. Jedną z cech tego ruchu jest to, że wszyscy odczuwamy potrzebę spotykania się co jakiś czas. A jak spotkanie to i świętowanie, które jest wpisanie w naszą salezjańską duchowość. Ostatnie spotkanie Salezjańskiego Ruchu Młodzieżowego odbyło się w 2015 r. z okazji 200-lecia urodzin ks. Bosko, a wcześniej w Rio de Janeiro w czasie Światowych Dni Młodzieży.
Jaki będzie program tego święta?
Ks. Dariusz Bartocha: – Program jest podzielony na dwie części. Przed południem 27 lipca odbędzie się spotkanie ok. 300 osób – delegatów młodzie- ży z całego świata – z Księdzem Generałem i Matką Generalną. W czasie tego forum młodzi ludzie będą wymieniać się doświadczeniami, dawać świadectwa, a przede wszystkim doświadczać bycia ze sobą, co jest naturalną potrzebą młodzieży. Po południu odbędzie się festyn. Dzień zakończymy wieczorem chwały, modlitwą, wystawieniem Najświętszego Sakramentu i na zakończenie, tak jak w oratorium na Valdocco w Turynie, będzie „słówko wieczorne” skierowane do wszystkich młodych ludzi ze strony Generała i Matki Generalnej.
Zwykle, przy okazji takiego spotkania, odbywa się festiwal kultury młodych. Czy i tym razem salezjańska młodzież zaprezentuje swoje talenty?
Ks. Wojciech Krawczyk: – Cały ten dzień – 27 lipca – wpisuje się w pewną cechę duchowości salezjańskiej, mianowicie duchowości radości, święta. Ta tradycja sięga czasów ks. Bosko, który starał się, żeby wszelkie uroczystości były przeżywane radośnie, w rodzinnej atmosferze, bo to scala ludzi. My tę tradycję kontynuujemy. Chcemy w tym dniu odtworzyć atmosferę święta na Valdocco. Oczywiście, promotorami tego wydarzenia jest młodzież, a więc młodzież organizuje festiwal dla młodzieży. Zaprosiliśmy wszystkich uczestników, wszystkie grupy do czynnego włączenia się w realizację programu tego festynu. Będą się prezentować na scenie, która stanie na terenie targów w Krakowie. Będzie tam można zobaczyć różnego rodzaju występy: wokalne, muzyczne, taneczne. Będzie też degustacja narodowych specjałów, które poszczególne grupy zwykle przywożą na ŚDM.
Z tego, co wiem, Wy dwaj – Ksiądz Inspektor i Ksiądz Wojciech – uczestniczyliście już w Światowych Dniach Młodzieży. Jakie wspomnienia przywieźliście ze sobą?
Ks. Dariusz Bartocha: – Ja byłem trzy razy uczestnikiem ŚDM – w Częstochowie, w Rzymie i w Toronto. Za każdym razem w innej roli. Pierwszy raz w 1991 r. w Częstochowie jeszcze jako student teologii. To, co zapamiętałem wiąże się z wielkim utrudzeniem, bo byłem odpowiedzialny za przyjęcie 200-osobowej grupy młodzieży salezjańskiej ze Wschodu. Postawiliśmy sobie ambitny cel, żeby nasi goście czuli się u nas jak najlepiej, a wtedy w naszym kraju były jeszcze problemy praktycznie ze wszystkim. Po raz drugi uczestniczyłem w ŚDM w 2000 roku w Rzymie. Ale to „uczestnictwo” zaczęło się już w Polsce, bo bp Henryk Tomasik, wówczas krajowy duszpasterz młodzieży, poprosił nas, salezjanów, o zorganizowanie równolegle do ŚDM w Rzymie spotkania polskiej młodzieży na Jasnej Górze. To było duże wyzwanie, bo licząc na oko pod Jasną Górą zjawiło się może nawet sto tysięcy ludzi. Wprost z Częstochowy pojechaliśmy z kolegami, we trójkę, samochodem do Rzymu, żeby wziąć udział chociaż w samej końcówce ŚDM. Z Rzymu zapamiętałem przede wszystkim bardzo zimną noc na Tor Vergata. Nigdy w życiu tak bardzo nie zmarzłem, jak w czasie tego nocnego czuwania w Rzymie, w wigilię mszy św. rozesłania. Ta noc utkwiła mi jednak mocno w pamięci przede wszystkim z powodu papieskiej katechezy. Ojciec Święty Jan Paweł II był już wówczas słaby, ale mówił mocnym głosem. Wtedy, na przełomie wieków, wszyscy byliśmy w podniosłym nastroju, w nadziei, że oto otwiera się jakaś nowa epoka, nowy świat. Papież miał ogromny wpływ na młodzież. Już samo Jego pojawienie się wśród nas było niezwykłym przeżyciem. Pamiętam, jak ktoś krzyknął, że papież wjeżdża na plac i nagle tysiące młodych ludzi, którzy robili różne rzeczy – modlili się, spali, grali, rozmawiali – rzucają wszystko i biegną ile sił w nogach, żeby Go zobaczyć. Tak samo było w 2002 r. w Toronto.
Jakie wspomnienia ze ŚDM ma Ksiądz Wojciech?
Ja też trzykrotnie uczestniczyłem w ŚDM i podobnie jak ksiądz inspektor trzy razy w różnym charakterze. W Częstochowie, jako młody kapłan, pracowałem w biurze prasowym. Te ŚDM były dla nas wydarzeniem wręcz historycznym, bo to było pierwsze bezpośrednie spotkanie z całym światem, można powiedzieć. Moje drugie ŚDM to Paryż, 1997 rok. Eksplozja młodości, ogromna żywiołowość wszystkich grup. Nasi animatorzy potrafili porwać nawet Włochów, nie mówiąc o przechodniach na ulicy czy mieszkańcach Paryża, oczekujących na przyjazd metra. Zapamiętałem też tłumy młodych ludzi wręcz zalewające ulice stolicy Francji. Francuscy organizatorzy nie byli przygotowani na tak dużą liczbę pielgrzymów, stąd pewne kłopoty z organizacją końcowego wydarzenia. Uczestniczyłem też w ŚDM w Rzymie w 2000 r., ale myślę, że to paryskie doświadczenie pozwoliło mi w pełni zrozumieć istotę zainicjowanego przez Jana Pawła II spotkania młodych chrześcijan świata – doświadczenia wiary wcielonej w różne konteksty kulturowe.
Podejrzewam, że każde Światowe Dni Młodzieży, w których uczestniczyliście, to też zabawne sytuacje i przygody…
Ks. Dariusz Bartocha: – Przygód, które przeżyłem, było sporo. Bodaj najwięcej w czasie ŚDM w Częstochowie. Pielgrzymi z terenu dawnego ZSRR, którymi się opiekowałem, mieli problemy z przekraczaniem granicy. Przyjmowaliśmy ich dwie noce, czatując na rondzie w okolicy Częstochowy, żeby „przechwycić” autobusy, które ich wiozły, bo baliśmy się o nich. To przecież był dopiero początek nowej, demokratycznej Polski. Jeden autokar, pamiętam, miał nawet stłuczoną szybę. Wyjazd tej grupy pielgrzymów też nie odbył się bez przygód. Kiedy odetchnąłem, bo odjechały wszystkie pięć autobusów, okazało się, że 27 osób nie zdążyło do nich wsiąść. Cudem, za pomocą telefonu na korbkę, udało mi się porozumieć z przełożonymi, żeby ich o tym poinformować. W Krakowie pielgrzymi ze Wschodu przepakowali się i jeden autobus wrócił po tych, co zostali. Inna tym razem zabawna historia z 1991 r. zdarzyła się w czasie tygodnia, który pielgrzymi mieli spędzić w poszczególnych diecezjach. Zorganizowaliśmy dla nich mecz piłki siatkowej. Przyjechała Telewizja Kraków, żeby to filmować. Tymczasem, jak nasi „zawodnicy” wyszli na boisko, okazało się, że oni nigdy w życiu nie grali w siatkówkę. Trochę trwało, zanim wyjaśniliśmy im, na czym polega ta gra. Na szczęście byli pojętnymi uczniami.
Ks. Wojciech Krawczyk: – Ja przeżyłem zabawną przygodę w Paryżu. Jechaliśmy tam busami, w grupie ok. 30 osób. Planowaliśmy przedłużyć tę pielgrzymkę i po ŚDM zwiedzić Francję, a potem Włochy, wędrując śladami ks. Bosko. W tamtych czasach, a był to rok 1997 – frank w przeliczeniu do złotówki stał bardzo mocno, więc wzięliśmy ze sobą sporo artykułów spożywczych na drogę. W Paryżu zostaliśmy fantastycznie przyjęci w parafii, która miała nas gościć. Wieczorem na plebanii zaczęliśmy się rozpakowywać, wyjmując te wszystkie chleby, konserwy, sery, itd., które przygotowaliśmy na powrotną drogę. Towarzyszył nam proboszcz tej parafii. Nigdy nie zapomnę jego miny, gdy obserwował nas w trakcie tego wypakowywania. W pewnym momencie nie wytrzymał, podszedł od mnie i trochę skonsternowany zapytał, jak długo tu zamierzamy zostać. Te wiktuały oczywiście nie były nam w Paryżu potrzebne, bo Francuzi byli bardzo gościnni. Przydały się dopiero w powrotnej drodze.
Ks. Dariusz Bartocha: – Chciałbym w tym miejscu dodać, że wszędzie spotykaliśmy się z ogromną życzliwością i gościnnością przyjmujących nas ludzi. W Toronto mieliśmy być zakwaterowani w szkołach, ale gdy przyjechaliśmy, okazało się, że czekają na nas mieszkający tam Polacy. Było ich tylu, że na koniec o mało się nie pokłócili, bo została nas tylko trójka, a były jeszcze dwie rodziny, które chciały ugościć pielgrzymów. Ta gościna była momentami bardzo wzruszająca. Pamiętam, że podano nam typowo polski rosół z kury, a do deseru prawdziwe, włoskie espresso, bo gospodarz, przed przyjazdem do Kanady, pracował w kawiarni we Włoszech. ▪