- Święty Jan Bosko Dojrzewanie powołania
- Jesteśmy jak Maryja współpracownikami Ducha Świętego
- Od redakcji
- Grupy rówieśnicze - po co i jak je wspierać?
- Nepal : Wdzięczni Bogu
- Małgorzaty Kożuchowskiej recepta na szczęśliwe życie
- Pojadą żółtym busem spełniać dobre uczynki
- Maryjo jestem, pamiętam, czuwam…Ks. Stanisław Ormiński (1911-1987)
- Ten twój przyjaciel w ogóle mi się nie podoba
- Dwaj przyjaciele
- A jeśli chłopak ma inne powołanie?...
- Jezus Nauczyciel nauczycieli wiary
- Wypoczynek z rodziną
- Temat: Wyjazd na wakacje
- Koledzy, przyjaciele, sprzymierzeńcy
- Mosty zaufania
- Zanim twoje dziecko spotka sektę
- Tylko żywa wiara
Tylko żywa wiara
Tomasz P. Terlikowski
strona: 33
Instytucje, nawet najlepsi politycy czy media nie pomogą Kościołowi, jeśli Polacy stracą żywą wiarę. I to najważniejsza lekcja, którą wyciągnąć trzeba z tego, co wydarzyło się w Irlandii.
Przełom maja i czerwca spędziłem z rodziną w Irlandii. I tak się, zupełnie przypadkowo, zdarzyło, że przybyłem tam kilka dni po tym, jak w referendum mieszkańcy Zielonej Wyspy postanowili uznać, że związek dwóch facetów czy dwóch kobiet też jest małżeństwem. 62 procent z nich wsparło takie rozwiązania, a okręgi, które pomysł ten odrzuciły albo wsparły niewystarczająco mocno, natychmiast – w imię oczywiście wolności i demokracji – okrzyknięto homofobicznymi, zacofanymi i zaczęto się zastanawiać, co z nimi trzeba by zrobić. Wszystko to wydarzyło się w kraju, i to jest w całej tej sprawie najciekawsze, w którym Kościół – przynajmniej w wymiarze instytucjonalnym – jest nadal potęgą. Ogromna większość szkół (darmowych) formalnie jest katolicka, religii uczą się niemal wszystkie dzieci, a proboszcz nadal ma ogromnie dużo do powiedzenia w społeczności lokalnej. Politycy, choć wszystkie partie wsparły głosowanie za zmianą definicji małżeństwa, także nieustannie deklarują swój katolicyzm i swoją chadeckość. Na terenach wiejskich świątynie są pełne, a Irlandczycy masowo chrzczą swoje dzieci. Tyle że to wszystko w niczym nie zmienia faktu, że za tymi zewnętrznymi formami nie kryje się już treść. Arcybiskup Dublina wprost przyznaje, że osiemdziesiąt procent (to nie przejęzyczenie) jego katechetów jest niewierząca, a i wśród pozostałych 20 procent nie brak niepraktykujących. Powołania do zgromadzeń żeńskich przestały płynąć jeszcze w latach 70., w związku z czym wiele konwentów wygląda jak domy opieki, a nie klasztory. Kapłanów też już zaczyna brakować, a wielu z nich obawia się jakiejkolwiek pracy z dziećmi (to pozostałość skandali seksualnych). Ogromna większość katolików (w tym także duchownych) nie akceptuje nauczania Kościoła i uznaje, że należy je zmienić albo zwyczajnie zlekceważyć. Zetknięcie z taką rzeczywistością uświadamia niezwykle mocno, że to nie instytucje i nie wsparcie państwa jest siłą Kościoła. Ten ostatni jest w stanie przetrwać, gdy brakuje mu instytucji, gdy atakuje się go z każdej strony, ale nie jest w stanie żyć, gdy ludziom zaczyna brakować żywej wiary, realnego spotkania z Chrystusem. To właśnie stało się w Irlandii. Kapłani nie mieli dość odwagi, by głosić pełną doktrynę, siostry zaczęły zrzucać habity (rzekomo po to, by być bliżej ludzi), a ludzie traktowali wiarę jak tradycję, a nie związek z żywym Bogiem. I w efekcie, choć fasada trwała, to w środku wszystko zaczęło gnić, rozpadać się. Jeśli o tym wszystkim mówię, to nie po to, by cieszyć się, że Polsce to nie grozi, ale przeciwnie, bo mam wrażenie, że – przy wszystkich różnicach między naszym krajem a Zieloną Wyspą – i u nas może powtórzyć się podobny scenariusz. My katolicy z Polski zbyt często cieszymy się siłą społeczną, jaką niewątpliwie dysponuje Kościół w Polsce, a zapominamy, że jedyną naszą nadzieją jest wiara w Boga. Jeśli jej zabraknie, to w ciągu kilku lat – i to nawet bez wielkich skandali – może dojść do podobnego wypłukania moralności chrześcijańskiej i katolickiego życia, z jakim mamy do czynienia w Irlandii. Aby temu zapobiec trzeba naprawdę zakasać ewangelizacyjnie rękawy. I siać, siać, siać. ■
Kościół jest w stanie przetrwać, gdy brakuje mu instytucji, gdy atakuje się go z każdej strony, ale nie jest w stanie żyć, gdy ludziom zaczyna brakować żywej wiary, realnego spotkania z Chrystusem.