- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Żyć i pracować razem
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. O wychowaniu bez obaw
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Lęk przed wychowaniem
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Dziecko – twór doskonały
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Moja trauma wychowawcza
- ROZMOWA Z... Sztuka wychowania
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Konieczność wychowywania
- GDZIEŚ BLISKO. To twoja wina, że taki jestem
- POD ROZWAGĘ. Podróże poza ciałem
- POKÓJ PEDAGOGA. Wybór szkoły
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- BIOETYKA. Kto decyduje o dzietności rodziny?
- DUCHOWOŚĆ. Logika nie z tej ziemi
- MISJE. Trzydzieści trzy lata w Japonii
- MISJE. Bank Ducha Świętego
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Ewangeliczne opowieści o MĘCE PAŃSKIEJ
- PRAWYM OKIEM. Przyjdź Panie!
WYCHOWANIE. O wychowaniu bez obaw
ks. Jacek Ryłko SDB
strona: 4
Pewien znany aktor filmowy zapytany o to, jak mu się układają stosunki z dziećmi, odpowiedział: „Byłem dla nich dobrym ojcem, bo byłem złym ojcem”. To brzmi paradoksalnie, podobnie jak stwierdzenie: „dobry pies – to zły pies”. Jeśli chodzi o psa, to nie ma wątpliwości, dlaczego dobry pies musi być zły – aby skutecznie strzegł domu swojego pana. Natomiast, jeśli chodzi o rodziców, to zawsze trzeba pytać o jakie „zło” chodzi? Złym rodzicem może być ten, kto źle wychowuje swoje dzieci, bo albo jest zbyt wymagający, albo nadto pobłażliwy. Ów filmowy aktor szczerze wyznaje: „Nigdy nie prawiłem moim dzieciom kazań, nie starałem się być dla nich nauczycielem, nigdy nie ukrywałem przed nimi swych błędów i słabości, i nigdy nie usiłowałem im niczego narzucać. Pozwoliłem im żyć, a one odwdzięczyły mi się, nie żądając ode mnie, bym był inny niż jestem”. „Dobry”, w tym przypadku, znaczy „zły”, bo taki ojciec w ogóle nie wychowuje swoich dzieci, nie ma na nich żadnego wpływu, jest tylko wobec nich „tolerancyjny”. Z takiej postawy nie wytworzy się żadna relacja osobowa, żadna wieź, żadna wspólnota rodzinna, która jest przecież podstawą wychowania.
Niepewny wychowawca – zły wychowawca
Dziś dużo mówi się o tolerancji, o wolności, o niewywieraniu nacisków, o wyrozumiałości, żeby nikogo nie zranić, nie uprzedzić do siebie, nie urazić. Święty spokój. Pod pojęciem tak rozumianej tolerancji, może się kryć jednak strach przed odpowiedzialnością, przed możliwością popełnienia błędów, przed niezrozumieniem albo ośmieszeniem się w oczach dzieci.
U wielu wychowawców wytworzyła się przez to niepewność i lęk, ponieważ młodzież żyje dziś w zupełnie innym świecie. W twarzach swoich wychowawców dostrzega niepokój przed faktem, że umiera ich własny świat, a rodzi się zupełnie inny, nowy, którego nie są w stanie ani zrozumieć, ani zaakceptować, a cóż dopiero mieć na niego jakiś wpływ. Młodzież, patrząc na dorosłych odkrywa się przed nimi, a jednocześnie ukazuje im ich własne oblicze. Dlatego wychowawcy boją się tego spojrzenia młodzieży, boją się podejmowania z nią rozmowy na poważne tematy dotyczące rzeczywistości w jakiej żyją, bo często brakuje im odpowiednich argumentów.
Znany amerykański pisarz Elia Wiesel, który przeżył koszmar Auschwitz, tak opisuje tę postawę: „Wykładam na uniwersytecie i mam wiele sympatii do tej młodzieży, która nieświadomie żyje w rozpaczy, bo czynimy ją odpowiedzialną za świat, jaki my sami stworzyliśmy”. Młodzież jest wrażliwa na zło, umie myśleć i wyciągać wnioski, buntuje się przeciw politykom i gospodarkom wojennym, mogącym w każdej chwili doprowadzić do katastrofy, których w ich oczach bronimy. W wielu przypadkach młodzi ludzie są ofiarami schyłku instytucji rodziny, która w pierwszym rzędzie odpowiedzialna jest za wychowanie.
Zamiast więc oskarżać młodzież, współczesną kulturę i nowe czasy, szukając w tym usprawiedliwienia dla swych porażek, wychowawcy powinni się starać zrozumieć młodych i ich świat, a równocześnie zrozumieć siebie samych. Młodzież jest odbiciem obecnego społeczeństwa i zwierciadłem współczesnej kultury. Jej aspiracje i niepokoje niczym nie różnią się od tęsknot i trosk starszych, którzy przeżywają ten sam kryzys.
Dlatego tak ważne jest z jakim nastawieniem wychowawcy patrzą na młodzież: czy z twórczą sympatią, czy też z pełną dezaprobatą. Czy tak jak Jezus, który z miłością spojrzał na bogatego młodzieńca, z góry godząc się na ryzyko rozczarowania. Czy tak jak św. Jan Bosko, który nie zrażał się trudnościami, bo wiedział, że w każdym, nawet najbardziej zaniedbanym chłopcu jest choćby niewielka cząstka dobra, od której trzeba rozpocząć proces wychowania.
Co wywołuje strach przed wychowaniem?
O wiele łatwiej jest uczyć, kształcić niż wychowywać; stąd wielu rodziców i wychowawców bardziej troszczy się o zabezpieczenie materialne i intelektualne swoich dzieci, stawiając na drugim planie troskę o właściwe ich wychowanie.
Panuje strach przed określaniem i konsekwentnym dążeniem do celów. Działalność wielu szkół skupiona jest na sprawnym działaniu organizacyjnym i metodycznym, przy jednoczesnym braku jasnego określenia celów wychowawczych (ucieczka od celów w stronę metod). Przypomina to czasem obraz młodego człowieka, który staje przed okienkiem kasy biletowej i prosi o bilet na pociąg ekspresowy i to w wagonie pierwszej klasy, ale nie bardzo zna cel swojej podróży.
Boimy się także przekazywania wartości. Istnieją dziś diametralne różnice choćby w poglądach na takie sprawy, jak wychowanie prorodzinne, wychowanie seksualne, wychowanie społeczne i obywatelskie To zamieszanie wynika z olbrzymiego pluralizmu poglądów przy jednoczesnym relatywizmie wartości. Skoro więc trudno jest dziś jednoznacznie ocenić co jest prawdą, stąd wielu młodych ludzi, a także i wychowawców, przestaje poszukiwać prawdy.
Zamieszanie w wychowaniu powoduje także powszechny brak autorytetów, wzorców i mistrzów wychowania, co poważnie osłabia jakiekolwiek oddziaływanie wychowawcze. Nie bez znaczenia jest także rozdźwięk między rodziną a szkołą, który powoduje, że rodzice zrzucają odpowiedzialność za wychowanie dzieci na szkołę, a szkoła na rodziców. Lęk przed współpracą i współodpowiedzialnością jest wszechobecny.
Jedną z najistotniejszych jednak przyczyn strachu przed wychowaniem jest przegrana rywalizacja z mediami i to zarówno przez szkołę, jak i rodzinę. Oczywiście, że ten wpływ nie jest zawsze zły. Mogą i często są to środki bardzo mocno wspierające szkołę w wychowaniu, ale tu również przed wychowawcami stoi ważne zadanie: wychowywać młode pokolenie do mądrego korzystania ze współczesnej techniki medialnej.
Jak przezwyciężyć ten lęk?
W pedagogice niemieckiej coraz częściej słyszy się postulat skierowany do rodziców i wychowawców: „Miejcie odwagę wychowywać!”. Obok odwagi potrzebna jest wiara w sens i potrzebę wychowywania dzieci. Ta odwaga dotyczy głównie świadczenia o obiektywnie istniejącym systemie wartości. Tylko nauczyciel kierujący się tymi wartościami stanie się dla uczniów autorytetem pokazującym jasny kierunek, w obliczu pluralizmu i relatywizmu.
Ponadto niesłychanie ważny jest etos zawodowy wychowawcy. Jeśli chce on skutecznie wychowywać, to musi szanować uczniów, dobrze i kompetentnie przygotowywać się do zajęć, nie będzie się spóźniał, będzie pracował nad kulturą swojego języka, promieniował miłością do ludzi i do ojczyzny, żył w prawdzie, uczciwości i wzajemnym szacunku.
Nabierzmy więc ducha i miejmy odwagę wychowywać, nie bojąc się błędów, które przecież każdemu się zdarzają. Dobrze wykorzystany i naprawiony błąd może przynieść o wiele lepsze skutki niż zaniechanie wychowania.