- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Bł. Albert Marvelli (1918-1946)
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. W poszukiwaniu męskości
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Niezastąpiona rola ojca
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Miłość Taty
- ROZMOWA Z... Prowadzić młodych do Chrystusa
- GDZIEŚ BLISKO. Nasz Abuna
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Ojciec
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- POD ROZWAGĘ. Polowanie na czarownice?
- POKÓJ PEDAGOGA. Dziecko w żłobku
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- BIOETYKA. Jakość życia
- DUCHOWOŚĆ. Modlitwa Ducha
- MISJE. Spadkobiercy księdza Hoppe
- MISJE. List z Odessy
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Ewangelia według św. Łukasza
- PRAWYM OKIEM. Niech nas zobaczą!
BIOETYKA. Jakość życia
ks. Paweł Bortkiewicz TChr
strona: 16
Ostatnimi czasy w miejsce sformułowania „wartość życia”, które może wydawać się niepodważalne (czyż bowiem w świecie po-Auschwitz i po-Kołymie ktoś miałby czelność nie głosić „wartości życia”?) pojawia się sformułowanie „jakość życia”. U jego podstaw – jako swoistego fundamentu współczesnej bioetyki – leży tradycja nowożytnego Oświecenia, w której naczelną normą oglądania całej rzeczywistości stał się rozum, ale oderwany od istnienia Boga. To właśnie tutaj możemy szukać źródeł postawy współczesnego człowieka, który żyje, jakby Bóg nie istniał.
Kryterium wyboru w sprawach dotyczących życia ludzkiego staje się już nie samo „życie jako takie”, ale „jakość życia”. „Jakość życia” oznacza przy tym pewien dobrobyt (lub dobrostan) i możliwość realizacji zamierzeń indywidualnych i grupowych. Oczywiście, można tutaj od razu postawić pytanie – jaki jest obiektywny, absolutny dobrobyt ludzkiego życia? Oczywiście nie ma takiej miary raz na zawsze ustanowionej. Ona podlega możliwości modyfikacji i rewizji. W ten sposób tworzy się pewną zgodę społeczną na to, co uznajemy za życie godne przyjętym standardom jakości, a co nie. Dokonuje się to na drodze demokratycznego dialogu społecznego. Oznacza to faktycznie, że o uznaniu lub odrzuceniu danej postawy, działań czy zachowań decyduje dyktat większości, a nie prawda. Wystarczy, że na przykład w głosowaniu uzna się, że wolno eliminować (czyli po prostu zabijać) niepełnosprawne istoty ludzkie, natomiast trzeba czynić wszystko, by chronić istoty w pełni sprawne. Może się to wydać tak nieludzkie i absurdalne, że aż niemożliwe, ale… Zauważmy, że na przykład w sprawie sztucznego zapłodnienia in vitro głośno i wyraźnie mówi się w kategoriach „eliminacji embrionów nadliczbowych” (domyślnie słabszych, niedorozwiniętych, dotkniętych wadami genetycznymi) na rzecz reprodukcji embrionów wysokiej jakości.
Podobna argumentacja pada również w dyskusjach wokół aborcji. Przyzwolenie, tak prawne, jak i społeczne czy mentalne na to, by godzić się na aborcję dzieci zdefektowanych, niedorozwiniętych, obciążonych wadami (zwykło się wówczas mówić „lepiej żeby się nie narodziło, niż miałoby tak żyć i cierpieć”) oznacza wejście w ten nurt rozumowania – za pomocą zgody społecznej uznaje się czyjeś istnienie za życie godne przyjętym standardom jakości, innym zaś tej jakości się odmawia.
Oczywiście, taka publiczna debata nad „jakością życia” musi mieć pewne wyznaczniki czy też standardy. Nietrudno zauważyć, że w praktyce, w debacie publicznej na temat „jakości życia” zazwyczaj podawane są argumenty dotyczące zasady użyteczności i przychylności. Chodzi zatem o uzyskanie takich efektów, które mogłyby zadowolić jak największą liczbę osób, przy jednoczesnym zminimalizowaniu szkód.
Jest równie oczywistą sprawą, że w takiej perspektywie życie człowieka nie jest wartością niewymierną i absolutną. Przeciwnie, jest to sprawa bardzo wymierna, płynna i uzależniona od dominujących w tej sprawie opinii. Te opinie i oceny kształtuje się natomiast na podstawie charakterystycznych cech osobowych, które stanowią o „jakości życia” jednostki. Wśród takich cech wymienia się na przykład zdolność do relacji międzyludzkich, zdolność komunikowania, samoświadomość, panowanie nad sobą, poczucie czasoprzestrzeni, zainteresowanie życiem innych, „ciekawość świata”, zdolność do przemiany, równowagę racjonalno-uczuciową, kontrolę własnej egzystencji itp. Warto przypomnieć sobie, że przy okazji refleksji na temat tego, czym lub kim jest embrion ludzki, te właśnie i podobne im kryteria były wymieniane jako kryteria tego, czy coś/ktoś jest już człowiekiem, osobą ludzką, czy też nie.
Pojęcie „jakości życia” może wydawać się atrakcyjne. Popularnie i psychologicznie rzecz ujmując, zależy nam wszystkim na odpowiedniej jakości życia (czyż bowiem nie lepiej jest być pięknym, młodym i bogatym, niż tym… drugim?). Jakość tę można wręcz zmierzyć i policzyć, można ująć ją w proste i bardziej zawiłe opisy statystyki matematycznej. Można je zmieniać i dostosowywać do dynamicznie zmieniającego się świata, jego standardów. Można wreszcie w ten sposób być wciąż na czasie, zgodnie z wolnym rynkiem wymiany opinii.
Jednak są to tylko pozory atrakcyjności i neutralności, jeśli idzie o wcielanie w życie zasad tej koncepcji. Tak naprawdę, w swej istocie, jest to koncepcja radykalnie przeciwna człowieczeństwu, humanizmowi, etyce odczytywanej w kategoriach dobra, a nie tego, co użyteczne i przynoszące korzyść.
Główny problem tej koncepcji polega na tym, że pojęcie „jakości życia”, mimo swojego retorycznego uroku i pewnej komercyjnej „chwytliwości”, stając się kryterium oceny ludzkiego życia, jest ideą moralnie niebezpieczną. Zauważmy, że w świetle tego kryterium – zmiennego, zależnego od woli większości – jednym przyznaje się status człowieka, o spełniającej wymogi jakości życia; innym tego statusu się odmawia. To zaś oznacza w sposób jednoznaczny logikę dyskryminacji i wykluczenia.
W przestrzeni takiej myśli i takiej koncepcji bioetyki człowiek może zostać uznany za człowieka chcianego, który jest godny tego, by żył, któremu daje się taką szansę i za człowieka niepotrzebnego, który ze względu na swoją „niską jakość” powinien zostać wyeliminowany (w bioetyce języka angielskiego mówi się tutaj o not-worth-living-lives). Taka filozofia życia jest nie tylko mało przyjazna w odniesieniu do wielu osób, ale wręcz zagrażająca ich życiu.