- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Bł. Albert Marvelli (1918-1946)
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. W poszukiwaniu męskości
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Niezastąpiona rola ojca
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Miłość Taty
- ROZMOWA Z... Prowadzić młodych do Chrystusa
- GDZIEŚ BLISKO. Nasz Abuna
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Ojciec
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- POD ROZWAGĘ. Polowanie na czarownice?
- POKÓJ PEDAGOGA. Dziecko w żłobku
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- BIOETYKA. Jakość życia
- DUCHOWOŚĆ. Modlitwa Ducha
- MISJE. Spadkobiercy księdza Hoppe
- MISJE. List z Odessy
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Ewangelia według św. Łukasza
- PRAWYM OKIEM. Niech nas zobaczą!
GDZIEŚ BLISKO. Nasz Abuna
Małgorzata Tadrzak-Mazurek
strona: 11
Fordon. Wielka, prawie stutysięczna sypialnia Bydgoszczy, sporo oddalona od centrum, więc zmuszona do organizowania czasu wolnego we własnym, osiedlowym, zakresie. O ile dorośli na nadmiar czasu wolnego narzekać zwykle nie mogą, o tyle dzieci i młodzież skazani są tu na nudę. A właściwie byliby, gdyby nie pojawił się Dominiczek.
Domiczek niedługo będzie świętować 15 jubileusz. Jest niemalże rówieśnikiem tych, którzy spędzają z nim czas. A raczej w nim, bo Dominiczek, to nie kolega z podwórka, ale Salezjańskie Oratorium, zajmujące piwnice bydgoskiego Collegium Salesianum. Oratorium założył z myślą o ministrantach ks. Ryszard Flakiewicz SDB, ale szybko okazało się, że jedno niewielkie pomieszczenie i spotkania tylko dla chłopców, to zdecydowanie za mało.
„Mam dwie córki – opowiada Bożena Peplińska wiceprezes Salezjańskiego Stowarzyszenia Wychowania Młodzieży, które jest odpowiedzialne za oratorium – więc kiedy przyszłam tu pierwszy raz i zobaczyłam, że na spotkaniu są tylko chłopcy, to pomyślałam, że coś z tym trzeba zrobić.” I zrobiła, bo teraz codziennie w oratorium bywają i dziewczęta, i chłopcy. Nawet i sześćdziesięcioro każdego dnia. Oczywiście, nie dokonała tego sama, ale z prezesem Stowarzyszenia ks. Arturem Dylewskim SDB, który zaczął pracę w Bydgoszczy w 2003 roku i z całą rzeszą „dinozaurów”, jak wdzięcznie o sobie mówią dorośli członkowie Stowarzyszenia oraz z osiemdziesięcioosobową grupą animatorów i wolontariuszy.
W progach oratorium
Ich pracę widać na każdym kroku. Po pierwsze z jednego pomieszczenia zrobiło się o wiele więcej sal. Niezwykle barwnych, ozdobionych malowidłami animatorów. Jest więc sala z zabawkami dla najmłodszych, gdzie odbywają się także projekcje filmów w ramach Dyskusyjnego Klubu Filmowego, jest sala komputerowa, powstała dzięki sponsorom, pieniądzom unijnym, a także tym pozyskanym z 1% podatków dla organizacji pożytku publicznego, jest miejsce na odrabianie lekcji i korepetycje, siłownia, salka dla animatorów i wolontariuszy, miejsce na bilard i piłkarzyki, biuro ks. Artura i kawiarenka, w której serwuje się dzieciom darmową herbatę, a kiedy są tylko takie możliwości także coś do zjedzenia.
Całkiem tego sporo, ale nie to w oratorium jest najważniejsze. Ważna jest atmosfera. A ta jest tutaj przednia. Po pierwsze nie ma zamkniętych drzwi. No chyba, że właśnie odbywa się spotkanie formacyjne dla kandydatów na animatorów, a obok jest ekscytująca partyjka piłkarzyków... wtedy nadmiar wyrażanych emocji skutecznie zagłuszyłby prowadzone zajęcia. Poza tym nie ma izolacji. Animatorzy, wolontariusze, dinozaury (nie tylko członkowie Stowarzyszenia, ale także bywający tu rodzice), ksiądz, klerycy asystencji, są do ciągłej dyspozycji młodych. To dla nich tu są. I młodzi to wiedzą! Co więcej, z roku na rok widać, jak coraz bardziej się garną, jak potrzebują kontaktu z dorosłymi, którzy mają dla nich czas, okazują zainteresowanie. „Jest coraz więcej dzieci z rodzin po rozwodach, w trakcie rozwodów, bez ojców – tłumaczy ks. Artur. – Dzieci, które nie czują się bezpieczne i kochane we własnych domach. W oratorium, jak na dłoni widać kryzys rodziny, brak ojców w domach. Widać jak bardzo dzieci potrzebują miłości i zainteresowania. Najgorsze jest to, że to proces postępujący.”
W oratorium to zainteresowanie i miłość otrzymują. Na swój sposób odnajdują poczucie bezpieczeństwa. Otwierają się, bardzo często zmieniają nastawienie do życia. Bożena Peplińska, której wtóruje Ewa Wesołowska ze Stowarzyszenia, ze łzami w oczach wspomina osoby, które przyjeżdżały spoza Bydgoszczy nawet, szukając ratunku dla swoich dzieci u ks. Artura. Na szczęście na ogół udaje się pomóc, mimo, że sytuacje bywają niekiedy naprawdę bardzo trudne, nawet z narkomanią w tle.
Modlitwa po pierwsze
Dlaczego się udaje? Czy tylko dlatego, że taka masa ludzi, bezinteresownie oddaje swój czas innym? Dlatego, że wolontariusze przyjeżdżają tu nawet z Turcji, Maroka i Ukrainy? Dlatego, że nauczyli się pozyskiwać pieniądze nie tylko od sponsorów, ale także z Unii Europejskiej? Dlatego, że cyklicznie robią wielkie, znane już w całej Bydgoszczy, spektakularne doroczne akcje dla wielu tysięcy osób: Kochamy Cię św. Mikołaju (na rzecz chorych dzieci) i Salezjańskie Dni Młodości? Czy dlatego, że nauczyli się współpracować z władzami miasta, organizować półkolonie dla 200 osób, wycieczki, spływy kajakowe, rajdy? Dlaczego się udaje pomóc tak wielkiej rzeszy młodych ludzi przejść przez niekiedy bardzo trudne życiowe zawirowania?
Może dlatego, że w tym oratorium młodzi naprawdę odnajdują, jak chciał ksiądz Bosko: „dom, który przygarnia; parafię, która ewangelizuje; szkołę, która przygotowuje do życia i podwórko, gdzie spotykają się przyjaciele i żyje się radośnie.” Młodzi nie bez powodu zwracają się do ks. Artura „nasz abuna”, (co znaczy po zambijsku – ojcze), a panie ze Stowarzyszenia niewątpliwie tu matkują. Ale chyba nie to jest jeszcze sednem powodzenia...
Sednem i centrum tego oratorium jest Pan Jezus. I modlitwa. W ramach oratorium powstała nawet grupa modlitewna, która spotyka się co tydzień, omadlając wszystkie sprawy oratorium i wszystkich, którzy tu bywają. Raz w miesiącu organizowana jest oratoryjna msza św. połączona z adoracją Najświętszego Sakramentu. Tradycją także stał się coroczny wyjazd w Niedzielę Miłosierdzia Bożego do Krakowa – Łagiewnik, do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia.
●●●
„Szukajcie wpierw Królestwa Bożego, a wszystko inne będzie Wam przydane”. W Oratorium „Dominiczek” w Bydgoszczy wzięli sobie to do serca. Nie ulegli pokusie samego działania, nadaktywności, kiedy wydaje się, że nie ma czasu na różaniec, bo tyle rzeczy można by w tym czasie zrobić, tyle spraw załatwić, z tyloma osobami się spotkać... A tymczasem, modlitwa to także działanie. Pewnie najważniejsze. Bo „jeżeli Domu Pan nie zbuduje, na próżno się trudzą, którzy go wznoszą”, „a Pan i we śnie darzy swoich umiłowanych”. W Dominiczku proporcje aktywności i modlitwy zdają się być zachowane. Choć prawdę mówiąc i tak o sen w tym radosnym rozgardiaszu i gwarze naprawdę byłoby trudno...