- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Sługa Boży Wincenty Cimatti (1879-1965)
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - SYSTEM ZAPOBIEGAWCZY. Mama, która jest
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Sejf i wychowawczyni
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Nic szczególnego?
- ROZMOWA Z... Macierzyństwo to dawanie życia
- GDZIEŚ BLISKO. Pod płaszczem Wspomożycielki
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Po raz drugi… matka
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- POKÓJ PEDAGOGA. Kłopotliwe noclegi
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- POD ROZWAGĘ. PATYCZEK kontra stan alfa
- BIOETYKA. Wartość prawdziwego wypoczynku
- DUCHOWOŚĆ. Następne nawrócenie
- MISJE. Afrykańskie migawki
- MISJE. Zapiski Tunezyjskie
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Ewangelia według św. Mateusza
- PRAWYM OKIEM. Zagłuszony przekaz
PRAWYM OKIEM. Zagłuszony przekaz
Tomasz P. Terlikowski
strona: 22
Pontyfikat Jana Pawła II, katastrofa smoleńska czy nawet zaskakująca śmierć Andrzej Leppera – wszystkie te wydarzenia (przy pełnej świadomości całkowicie odmiennej ich wagi) mogą i powinny być odczytywane przez Kościół w perspektywie Ewangelii. Ale trudno nie zadać pytania, czy rzeczywiście tak je odczytujemy czy też zastępujemy perspektywę wiary, perspektywą polityki?
Wydarzenia historyczne, przyrodnicze, ekonomiczne – choć można i trzeba je rozpatrywać z perspektywy czysto świeckiej czy doczesnej, mają zawsze także swoje podłoże i znaczenie duchowe. Niezależnie od świeckich przyczyn rozpadu królestwa Izraela, istniały bowiem także powody duchowe, dla których nie mogło ono przetrwać. I podobnie jest z historią czy wydarzeniami, które dotyczą nas samych. Tak jest choćby z katastrofą smoleńską czy z głębokim kryzysem ekonomicznym, który wkrótce nas dopadnie. Każde z tych wydarzeń jest nie tylko efektem jakiegoś zbiegu okoliczności czy zamierzonych działań, ale także ma wymiar duchowy, który powinniśmy spokojnie odczytywać, starając się zrozumieć, co Bóg chciał nam powiedzieć dopuszczając to, co się wydarzyło.
Niestety ten duchowy wymiar zbyt często, także nam katolikom, ucieka z oczu. Pochłonięci walką polityczną, zaangażowani po różnych stronach politycznego sporu, mamy tendencję (ja także ją mam) do sprowadzania wszystkiego do konfliktu PO z PiS-em, do pojmowania rzeczywistości wyłącznie z perspektywy partyjnych uwarunkowań, a nie z perspektywy wiary. I to niestety sprawiło, że mocne, aż porażające znaki, jakie daje nam od jakiegoś czasu Bóg nie są niemal w ogóle podejmowane. Smoleńsk nie stał się wezwaniem do nawrócenia, do podjęcia zadań, jakie stawiał przed nami Bóg, ale wyłącznie okazją do politycznej bójki. I mówię nie tylko o bójce między politykami, ale również duchownymi czy świeckimi katolikami. Jedni z nas uznali, że trzeba szybko zakończyć żałobę i zająć się własnymi sprawami, inni ze Smoleńska uczynili niemal podstawę własnej tożsamości partyjnej, ale ani jedni ani drudzy nie próbowali odczytać znaczenia duchowego tego wydarzenia.
I w sumie trudno się dziwić. Spojrzenie duchowe, przez pryzmat Ewangelii ma bowiem jedną, ale za to poważną, wadę. Nie pozwala na polityczną instrumentalizację, nie pozwala sprowadzić się do roli bicza na innych, ale nieodmiennie wymusza własną przemianę i nawrócenie. Zastanawiając się nad odpowiedzią na pytanie, co Bóg chciał powiedzieć Polsce czy Kościołowi, muszę zacząć od siebie, a mierząc się z pytaniem, o to, co zrobiliśmy ze znakami, muszę nie tylko zastanowić się, co zrobili z nimi inni, ale też zastanowić się, co zrobiłem z nimi ja. Czy zmieniłem swoje życie? Czy zaangażowałem się bardziej dla Polski? Czy mocniej głosiłem Ewangelię? Czy nie ulegałem pokusie łatwego upartyjnienia sporów?
Nie zamierzam tu dokonywać publicznego rachunku sumienia, ale sam mam sobie wiele w tej sprawie do zarzucenia. Silne polityczne emocje często przesłaniały mi (ale mam wrażenie, że nie tylko mnie) dyskretny przekaz ewangeliczny, który przychodził przez wydarzenia społeczne. Świeckie zaangażowania często sprawiały, że nie starczało czasu na zatrzymanie się z Biblią czy różańcem w ręku nad tym, co się dzieje wokół mnie. I przyznam, że dopiero śmierć Andrzeja Leppera na moment mnie zatrzymała.
A powód był boleśnie prosty. Otóż niezależnie od tego, jakie były jej przyczyny, uświadomiła mi ona z bolesną oczywistością, że zły działa także w życiu społecznym. Nie wiem, i pewnie nigdy się nie dowiem, czy ktoś Andrzeja Leppera do samobójstwa zmuszał, czy ktoś go szantażował, czy ktoś mu nie pomógł, ale wiem z całą pewnością, że samobójstwo jest zawsze skutkiem wielkiej wojny duchowej, którą przeciwko nam prowadzi zły duch. Taką wojnę – zapoczątkowaną przez kontakty z wróżkami czy spirytystami – prowadził zły także przeciwko byłemu wicepremierowi. I wygrał ją (choć oczywiście nie wiemy, jakie są losy ostateczne Andrzeja Leppera), doprowadzając go do śmierci. W takim momencie trzeba mocno zacisnąć dłonie na różańcu i błagać Boga nie tylko o miłosierdzie dla samego Leppera, ale także o umiejętność duchowego czytania rzeczywistości dla nas... Tak, byśmy potrafili budzić się z partyjnej drzemki bez tak mocnych, dopuszczonych przez Boga, znaków.