facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2011 - wrzesień
SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Po raz drugi… matka

ks. Marek T. Chmielewski SDB

strona: 12



Mama księdza Bosko, zwana przez Rodzinę Salezjańską „Matusią Małgorzatą”, stała się matką rzeszy jego podopiecznych i pramistrzynią jego systemu wychowawczego.

W listopadzie 1846 r. ksiądz Bosko po przebytej w Becchi rekonwalescencji powracał do Turynu. W mieście czekali na niego jego wychowankowie. Miał zamieszkać w wynajętych pokojach domu Pinardiego, w dzielnicy Valdocco. Okolica, ze względu na wysoką przestępczość, nie cieszyła się dobrą sławą. Aby nie budzić dwuznacznych skojarzeń, ksiądz Bosko uznał, że najlepiej będzie, jeśli pojawi się w Turnie wraz ze swą mamą. Matka Małgorzata, kiedy usłyszała propozycję syna, miała odpowiedzieć: „Jeśli według Ciebie spodoba się to Bogu, jestem gotowa wyruszyć w tej chwili”.

To krótkie zdanie nie oddaje powagi chwili i heroizmu, jaki wtedy okazała. Ksiądz Bosko zwrócił się do niej z prośbą w chwili, gdy po raz pierwszy w swym ciężkim życiu mogłaby odpocząć. Wychowała samotnie trzech synów. Dwóch założyło rodziny, jeden został kapłanem. Podzielili majątek, gospodarzyli na swoim. Ucichły już nawet echa dawnych sporów pomiędzy najstarszym Antonim i młodszymi braćmi. Małgorzata żyła w spokoju, poważana przez wszystkich, cieszyła się wnukami i szacunkiem otoczenia. Przeprowadzka do Turynu oznaczała nową batalię. Już w progu nowego domu, w którym brakowało dosłownie wszystkiego, z właściwym jej humorem, powiedziała: „W Becchi miałam masę rzeczy do dopilnowania i furę spraw do pokierowania, tutaj jestem o wiele spokojniejsza. Tu nie ma ani czym zarządzać, ani komu wydawać poleceń!”

Jak mówi tradycja, z Becchi do Turynu zabrała ze sobą swoje ślubne wiano: suknię, welon i skromną biżuterię. To, czego strzegła zazdrośnie przez lata biedy, oddała w Turynie chłopcom. Co było można sprzedała. Z reszty przygotowała albę i bieliznę liturgiczną. Ksiądz Bosko we „Wspomnieniach Oratorium” pieczołowicie opisał fakty związane z przybyciem Małgorzaty do Turynu. Chciał, aby do czytelnika dotarły nie tylko jej słowa i gesty, ale aby zrozumiał on ich symboliczne znaczenie.

Przybycie do Turynu oznaczało początek nowego macierzyństwa Matki Małgorzaty. Stała się matką rzeszy jego chłopców i pramistrzynią jego systemu wychowawczego. W momencie przyjścia na Valdocco wniosła ze sobą doświadczenie bycia matką własnych dzieci. Zasadzało się ono na kilku prostych zasadach, które Małgorzata potrafiła wcielić w życie w sposób doskonały i pełen heroizmu. Przede wszystkim troszczyła się o to, aby kształtować wiarę swych synów. Najpierw więc był prosty matczyny katechizm. Od rana chłopcy słyszeli, że „dobre dziecko po przebudzeniu, czyni znak krzyża świętego, a potem ofiaruje swe serce Bogu. Potem wstaje, ubiera się skromnie, odmawiając Aniele Boży”. Uczyła ich odmawiać trzy razy w ciągu dnia Anioł Pański, codziennie różaniec i na zakończenie dnia modlitwy wieczorne. Wielkie prawdy wiary przekazywała im poprzez proste formuły: „Bóg cię widzi”’ „Z Boga nie żartuj!”, „Mamy mało czasu, aby czynić dobro!”. Mama Małgorzata przygotowała synów do pierwszej spowiedzi i Komunii św. Niemal każdego dnia wdrażała ich w praktykę miłosierdzia chrześcijańskiego, gdy karmiła głodnych żebraków, opatrywała rany uciekinierów, talerzem zupy i łagodną rozmową pokonywała gniew policjantów. Klimat przesycony obecnością Boga ułatwiał Małgorzacie kształtowanie charakterów jej synów i ich postaw moralnych. Wyrośli na dobrych ludzi, bogatych w cnoty ludu piemonckiego: poczucie obowiązku, pracowitość, odwagę w podejmowaniu trudu życia, prostotę, uczciwość i dobry humor, szacunek wobec starszych, pomoc potrzebującym.

Wychowanie synów Małgorzata realizowała w duchu, który dziś nazwalibyśmy salezjańskim. Sama niepiśmienna w swych działaniach zaskakiwała autentyczną mądrością, intuicją wychowawczą, pogodną przebojowością, równowagą, roztropnością. Potrafiła sprostać jednocześnie wymaganiom miłości matczynej i ojcowskiej. W lot rozumiała, co dzieje się w głowach i sercach dzieci, potrafiła wymagać, korygować, cierpliwie czekać i uśmiechać się. Praktykowała dialog. Jej synowie żyli pod jej czujnym okiem, byli kontrolowani i prowadzeni, ale nigdy nie byli uciskani i tłamszeni. Musieli być posłuszni i prosić o pozwolenie, ale chętnie przyzwalała, aby zatracali się wręcz w radości i zabawie. Nie ustępowała kaprysom i z wyczuciem potrafiła zwracać uwagę. Rózga u niej stała zawsze w kącie kuchni, ale nigdy jej nie użyła. Nigdy nie uderzyła i nie spoliczkowała dziecka. Pragnęła, aby jej dzieci czyniły co należy ze względu na miłość i chęć podobania się Bogu. Tak przygotowana przez życie weszła na Valdocco, aby po raz drugi stać się… matką.