- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Powołanie jednej salezjanki
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - SYSTEM ZAPOBIEGAWCZY. Czy można wychować kibica?
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Grupy rówieśnicze
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Bo nie pójdziesz na mecz…
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Zdrowy dystans
- ROZMOWA Z ... Przydałby się ksiądz Bosko
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. O wartości kibicowania
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. Dwa oblicza kibica
- POD ROZWAGĘ. Czyste kapele?
- POKÓJ PEDAGOGA. Trudna przyjaźń
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- BIOETYKA. O kryteriach bycia człowiekiem raz jeszcze
- DUCHOWOŚĆ. Czas mądrości
- MISJE. Rok w Zimbabwe
- MISJE. Pomóż im stanąć na nogi
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Jak czytać Biblię
- PRAWYM OKIEM. Brońmy normalności
LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Powołanie jednej salezjanki
ks. Pascual Chávez SDB - IX następca księdza Bosko
strona: 2
Historia powołania błogosławionej Euzebii Palomino (1899-1935), od początku
naznaczona jest spotkaniem ze Wspomożycielką Wiernych.
„Pewnej niedzieli po wyjściu z kościoła jezuitów w Salamance, zobaczyłam jak przechodziła procesja. Kiedy zapytałam o nią, powiedziano mi, że to ku czci Maryi Wspomożycielki Wiernych od salezjanów. Kiedy figurka dotarła do miejsca, gdzie stałam, poczułam się przez nią przyciągnięta. Uklęknęłam i z wielkim przejęciem powiedziałam: »Ty wiesz, Matko moja, że to czego pragnę, to podobać się Tobie, być zawsze Twoją i stać się świętą«. Powiedziałam to z takim zapałem, że łzy spłynęły mi po policzkach. »Ty wiesz, że gdybym miała pieniądze, zostałabym zakonnicą, by lepiej ci służyć, ale jestem biedna i nie mam nic.« Jednak w głębi duszy czułam się pocieszona, tak że aż się rozpłakałam. Nie minęły nawet dwa tygodnie, kiedy zapukałam do furty salezjanek, a siostra Concepcion Asencio zaprowadziła mnie do kaplicy. Zaledwie weszłam, znowu zobaczyłam Maryję Wspomożycielkę, doświadczyłam czegoś cudownego, upadłam na kolana u Jej stóp. Wewnątrz słyszałam głos, który mi mówił: »Chcę cię tutaj«.”
Córki Maryi Wspomożycielki postanowiły wziąć Euzebię do pomocy wspólnocie. Euzebia chętnie przyjęła propozycję i zabrała się do pracy: pomagała w kuchni, nosiła drzewo, sprzątała, wieszała pranie, odprowadzała uczennice do szkoły… Ukrytym pragnieniem Euzebii było jednak poświęcić się całkowicie Panu. Oddawała temu każdą myśl i każdą modlitwę. „Jeśli wypełnię pilnie moje obowiązki, to sprawię przyjemność Matce Bożej i przynajmniej przez jeden dzień będę jej córką.” Nie ośmielała się jednak prosić o przyjęcie do zgromadzenia ze względu na ubóstwo i brak wykształcenia. Nie czuła się godna takiej łaski. Kiedy jednak zwierzyła się przełożonej wizytującej dom salezjanek, ta przyjęła ją z matczyną dobrocią: „O nic się nie martw”. I z radością zadecydowała o przyjęciu jej do zgromadzenia.
Euzebia została skierowana do domu w Valverde del Camino, małym miasteczku na samym południu Hiszpanii, w zagłębiu górniczym w Andaluzji, przy granicy z Portugalią. Początkowo uczennice szkoły i oratorium były rozczarowane nową salezjanką: nie rzucającą się w oczy, niską i bladą, niezbyt piękną, o wielkich dłoniach i dziwnym imieniu. Ale ona cieszyła się „przebywaniem w domu Pana przez wszystkie dni życia”. Jej duch, zdający się mieszkać w najwyższych sferach miłości, czuł się jak na królewskim dworze. Najmłodsze dziewczęta zresztą szybko przekonały się do niej, słuchając anegdotek z życia księdza Bosko, opowiadań o życiu misjonarzy, świętych, o pobożności maryjnej. Euzebia miała dobrą pamięć i potrafiła mówić w sposób ciekawy i przekonujący, płynący z jej prostej, ale silnej wiary. Do najmłodszych dołączyły wkrótce starsze, także te najbardziej nieposłuszne i krytyczne, zafascynowane niepozorną siostrą o tajemniczym uroku, będącym odblaskiem jej życia z Bogiem. O jej świętości mówiło się coraz więcej także poza oratorium. Na podwórze salezjanek chętnie przychodzili poradzić się rodzice dziewcząt oraz seminarzyści. Wkrótce wiele dziewcząt zostało postulantkami Córek Maryi Wspomożycielki. Zdumiona inspektorka zapyta pewnego razu przełożoną domu: „Co jest takiego w tym Valverde?”. W odpowiedzi usłyszała o niepozornej siostrze astmatyczce z kuchni, która potrafi pięknie opowiadać. Wkrótce także księża zaczęli radzić się siostry bez teologicznego wykształcenia, ale z sercem pełnym Bożej mądrości. Księża i seminarzyści, dziewczęta i ich rodzice szli szukać Euzebii, która tymczasem wieszała pranie w ogrodzie lub myła naczynia w kuchni. A ona spokojnie wyjaśniała co jest dobre, a co złe, przepowiadała co się stanie, zachęcała do pójścia drogą prawdziwego powołania i zniechęcała do dróg fałszywych. Kiedy ktoś ją pytał skąd to wszystko wie, odpowiadała zdaniem, którego tak często używał św. Jan Bosko: „Śniło mi się”.
W Euzebii wszystko promieniowało miłością Boga i pragnieniem, by był kochany. Jej pracowite dni były tego nieustannym świadectwem. Potwierdzały to ulubione tematy jej rozmów: miłość Jezusa do wszystkich ludzi, których zbawił swoją męką. Święte rany Zbawiciela były otwartą księgą, którą czytała codziennie i ku czci których odmawiała i zalecała odmawiać koronkę. W listach, które pisała stawała się apostołką nabożeństwa do Jezusa Miłosiernego według objawień św. Faustyny Kowalskiej, a drugim biegunem jej pobożności była duchowość maryjna bł. Alojzego Grignon de Montfort. Było to duszą i bronią apostolatu s. Euzebii przez cały czas jej krótkiego życia.
Kiedy na początku lat trzydziestych ub.w. Hiszpania przeżywała konwulsje rewolucji przez nienawiść ludzi pozbawionych Boga w sercu, zdeterminowanych, by zniszczyć religię, s. Euzebia nie wahała się pójść drogą najwyższego oddania się Bogu. Ofiarowała Mu swoje życie za zbawienie Hiszpanii i wolność religii, a jej ofiara została przez Boga przyjęta.