- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Niesłychany tryumf
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Z potrzeby czynienia dobra
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA.
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Ubogacające oświadczenie
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Narzędzie w ręku Boga
- ROZMOWA Z ... Masz mieć czas
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Człowiek użyteczny społecznie
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. Afryka obiecana
- POD ROZWAGĘ. Ekologia czy toksyczna duchowość?
- POKÓJ PEDAGOGA. Niedobry alkohol
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- ZDROWA MEDYCYNA - BIOETYKA. Nieetyczny klaps?
- DUCHOWOŚĆ. Misja Maryi
- MISJE. Żniwo wielkie
- MISJE. Z misją w Polskę
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. O kanonie ksiąg świętych raz jeszcze
- PRAWYM OKIEM. Walka o historię
SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Człowiek użyteczny społecznie
ks. Marek T. Chmielewski SDB
strona: 11
Postawy typowe dla tego, co współcześnie nazywamy wolontariatem, obecne były także pośród wychowanków w Oratorium księdza Bosko.
W czasach księdza Bosko nie mówiło się o wolontariacie. Nie znaczy to jednak, że w jego środowisku brakowało ludzi gotowych do dobrowolnej, bezpłatnej, świadomej pracy na rzecz innych lub całego społeczeństwa, wykraczającej poza związki rodzinne, koleżeńskie i przyjacielskie. To przecież właśnie na takich zasadach – typowych dla współczesnego wolontariatu – w dzieło raczkującego oratorium włączali się ludzie tacy, jak choćby Carlo Tomatis, młody malarz o rosnącej sławie, który w latach 1849-1861, podczas gdy ksiądz Bosko spowiadał chłopców, zajmował oczekujących i wyspowiadanych marionetkami, pantomimą i skeczami. Z czasem z tego doświadczenia wyrósł teatr oratoryjny. Podobnie rzecz miała się z Giuseppe Brosio, byłym wojskowym, który w 1848 r. kanalizował zapędy militarne chłopców wywołane Wiosną Ludów za pomocą zabawy w wojsko przy użyciu starych karabinów z demobilu. Takich ludzi było w oratorium znacznie więcej: grupa kobiet gotowała, prała i naprawiała ubrania chłopców, rzemieślnicy z miasta uczyli ich zawodu, księża z okolicy prowadzili katechezę i spowiadali, nawet niektórzy arystokraci chętnie angażowali się w świąteczne katechezy. Dla tych ludzi było zupełnie oczywiste, że trzeba pomóc. Robili to świadomie, dobrowolnie, bez jakiejkolwiek opłaty, ze względu na potrzeby innych. To, co czynili, wynikało nie z ustawy o wolontariacie, z mody, a z ich najgłębszych przekonań związanych z wyznawaną wiarą.
Postawy typowe dla tego, co współcześnie nazywamy wolontariatem, obecne były także pośród samych wychowanków oratorium. Sztandarowa w tym względzie jest pomoc ponad trzydziestu chłopców, którzy z narażeniem życia spieszyli na ratunek ofiarom cholery, jaka w 1854 r. opanowała Turyn. Takie zachowania można było też obserwować w codziennym życiu domu na Valdocco, gdzie starsi chłopcy opiekowali się młodszymi, pomagali im w odrabianiu lekcji, utrzymywaniu porządku, a dobrze zakorzenieni w oratorium wprowadzali w zasady jego życia nowo przybyłych. Także oni, podobnie jak dobrodzieje ich oratorium, nie czynili tego wszystkiego ze względu na modę czy ustawodawstwo. To ksiądz Bosko chciał, aby jego chłopcy podejmowali takie działania, bo w jego zamierzeniu sprzyjały one wychowywaniu ich na ludzi użytecznych społecznie, czyli – jak zwykł mawiać – na „dobrych chrześcijan i uczciwych obywateli”. Chodziło mu o kształtowanie osób zdolnych nie tylko do wykonywania pracy przynoszącej zarobek, ale świadomych tego, że to właśnie ich zajęcie służy utrzymaniu porządku publicznego oraz postępu społecznego i zapewnia byt ich rodzinom, a jednocześnie ludzi przykładnych w wyznawaniu wiary, a tym samym zdolnych do dobroczynności i pełnienia dzieł miłosierdzia.
Pedagogia społeczna księdza Bosko nie tylko w wymiarze celów do realizacji, ale także w tym, co odnosi się do metod i użytych środków, jest religijna albo jeszcze precyzyjniej mówiąc, moralna. Dlatego już wtedy motywowała chłopców do działań typowych dla współczesnego wolontariatu, kładąc nacisk na kształtowanie w nich cnót, czyli stałych zdolności do czynienia dobra – takich jak pobożność, pracowitość a przede wszystkim miłość (caritas). W rezultacie chłopcy pomagają innym świadomie, z własnego wyboru i bezinteresownie. A pomoc taka najczęściej kosztuje ich wiele wyrzeczeń. Wypełniają w ten sposób przykazanie miłości bliźniego i – jak podkreśla ksiądz Bosko w licznych biografiach swych wychowanków – stają się apostołami, heroldami zbawienia. Stąd już tylko krok, aby zaproszenie do czynnej pomocy drugiemu przerodziło się w dyspozycyjność poświęcenia całego swego życia, w gotowość przyjęcia powołania do służby Bożej. W ten sposób u boku księdza Bosko niektórzy chłopcy wyrośli na pierwszych salezjanów, także misjonarzy.