- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Pozorna przegrana
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Walka o kulturę
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Moda na obce obyczaje
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Nie możemy nie reagować
- Halloween w polskim zaścianku
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Ćwiczenie dobrej śmierci
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. O nowych inspektorach słów kilka
- POD ROZWAGĘ. Czarne pozostanie czarnym
- POKÓJ PEDAGOGA. Nie chce mi się uczyć
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- ZDROWA MEDYCYNA - BIOETYKA. Skazani na dom starców?
- DUCHOWOŚĆ. Na koniec
- MISJE. Z Malawi
- MISJE. Idź!
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Kanon ksiąg świętych
- PRAWYM OKIEM. Naród bez państwa
TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
mama Ania
strona: 15
– Synku, czy Pani zadała jakąś pracę do zrobienia w domu – pytam profilaktycznie już w drodze ze szkoły do domu. Bo najważniejszy jest dobry plan działań. Najpierw obiad, potem lekcje, zakupy, obiad na jutro… Bez planu z niczym nie zdążę.
– Zadała, ale mało.
Uff, oddycham z ulgą, pranie się jeszcze załapie w dzisiejszy grafik. Żeby znaleźć trochę czasu z odzysku, sadzam Seweryna do odrabiania lekcji przy kuchennym stole. Z jednej strony mogę mu zaglądać w zeszyt, z drugiej jednocześnie zmywać naczynia. Po miesiącu w szkole szlaczki zaczynają mieć kształt liter i jestem naprawdę pod wrażeniem. Kończymy prawie równocześnie, ja zmywanie, Seweryn zadania.
– Spakuj od razu plecak na jutro – rzucam, wycierając ręce. – Pamiętaj o bloku rysunkowym, bo jutro kółko plastyczne.
Kilka dni temu chłopaki urządzili mnie na szaro w okolicach Dobranocki. Oświadczyli w duecie, że potrzebują na jutro bloki rysunkowe. Gdzie ja po 19.00 znajdę w pobliżu otwarty sklep papierniczy? Na szczęście w sukurs pospieszyła zaprzyjaźniona sąsiadka z zapasem bloków rysunkowych. Ma syna w drugiej klasie, więc jest już przygotowana na każdą ewentualność. Następnego dnia, jako szybko się ucząca mama uczniów, ja też zakupiłam zapas nie tylko bloków, ale i plasteliny, gumek, ołówków… Mam wszystko! Niczym mnie już nie zaskoczą! Niczym! Niech sobie w szkole żądają nawet dziurkaczy, zszywaczy – wszystko mam. Nieziemsko z siebie zadowolona, wrzucam pranie do pralki. No, robota odfajkowana, dzieciaki w końcu w łóżkach. Nareszcie mogę odpocząć, padam więc na kanapę i wtedy z korytarza, jak duch wyłania się Olgierd z dzienniczkiem w ręce:
– Mama, a Pani tu wkleiła do Ciebie wiadomość, że ja muszę mieć na jutro cytrynę i wyciskacz do niej!