- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Pozorna przegrana
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Walka o kulturę
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Moda na obce obyczaje
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Nie możemy nie reagować
- Halloween w polskim zaścianku
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Ćwiczenie dobrej śmierci
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. O nowych inspektorach słów kilka
- POD ROZWAGĘ. Czarne pozostanie czarnym
- POKÓJ PEDAGOGA. Nie chce mi się uczyć
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- ZDROWA MEDYCYNA - BIOETYKA. Skazani na dom starców?
- DUCHOWOŚĆ. Na koniec
- MISJE. Z Malawi
- MISJE. Idź!
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Kanon ksiąg świętych
- PRAWYM OKIEM. Naród bez państwa
SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Ćwiczenie dobrej śmierci
ks. Marek T. Chmielewski SDB
strona: 10
Chłopcy księdza Bosko wiedzieli, że jest śmierć, a po niej – jak uczył prosty katechizm – sąd, a po nim niebo, piekło lub czyściec.
Polski listopad corocznie u swego początku zaprasza do wspominania zmarłych i zadumy nad ludzkim życiem i nad tym, co czeka człowieka po jego zakończeniu. Mniej więcej od początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku w ten tradycyjny rytm, jak klin, wcina się halloween. Dla jednych jest kolejną okazją do zabawy, u innych budzi zażenowanie i sprzeciw. Nic dziwnego. Bez prowadzenia głębokich analiz kulturoznawczych czy teologicznych widać, że zgoła niewinne zabawy z dynią, ogniem, cukierkami, maskami ostro kontrastują z tym, co przeżywamy, odwiedzając groby bliskich. Publiczna dyskusja, rozpoczynająca się przy tej okazji, pełna jest argumentów o globalizacji kultury, modzie, wolności, komercji, a czasem prowokuje nawet głosy na temat konieczności jak najszybszego rozdziału Kościoła od państwa. Nie brak też głosów o obcym kulturowo rodowodzie hallowen, o jego duchowej szkodliwości wynikającej z ośmieszania powagi śmierci, z ubierania złego ducha i magii w szaty kabaretowo-jasełkowe, z naiwnej wiary, że diabła można odegnać z życia za pomocą wydrążonej dyni, z zatarcia granic pomiędzy zaświatami a światem żyjących. To wszystko może sprawić, że dzieci i młodzież – z jednej strony powodowani emocjami i naturalnym poszukiwaniem przyjemności, a z drugiej uczeni katechezy w szkole, w parafii oraz wprowadzani w domu w rodzinne tradycje – mogą się w tym wszystkim zagubić.
Znajduję u księdza Bosko pewną receptę na te listopadowe kontrowersje. Ksiądz Bosko nie tracił czasu na rozstrzyganie, czy godzić się na przyjemne dla młodych zabawy po to, aby mieli dobre samopoczucie, czy raczej proponować im pogadanki na temat tego, co wartościowe, czyli według niego prowadzące do szczęścia. Uważał bowiem, że młody człowiek „bardziej niż niejednemu z nas się wydaje, lubi słuchać o rzeczach ostatecznych, które odnoszą się do niego. Dzięki temu szybko się orientuje, czy ktoś naprawdę chce jego dobra, czy tylko udaje”. Dlatego zachęcał: „Pokażcie więc młodym, że zależy wam na ich zbawieniu wiecznym”. Sam, aby młodych o tym przekonać, nie tylko mówił im o ich duszy i o ich odpowiedzialności za jej zbawienie, ale starał się poprzez swą pogodę ducha, radość, uśmiech, zaufanie, życzliwość, postawę ojcowskiej dobroci wytworzyć w młodych pewną otwartość na niego samego, a w konsekwencji na proponowaną przez niego troskę o zbawienie.
Ksiądz Bosko nie ukrywał przed wychowankami, że życie ludzkie nieuchronnie kończy się śmiercią. Być może wtedy łatwiej przychodziło to czynić, bo śmierć była obecna w życiu człowieka. Nie umierało się w szpitalu lub hospicjum, a w domu. Śmierć była częścią życia, a nie elementem gry komputerowej. Trumna przed pogrzebem stała w domu, a nie w firmie pogrzebowej. Chłopcy księdza Bosko wiedzieli, że jest śmierć, a po niej – jak uczył prosty katechizm – sąd, a po nim niebo, piekło lub czyściec. Ze śmiercią nie wolno było igrać, bawić się, ubierać w śmieszne szatki, liczyć na drugie lub trzecie życie. Ponieważ śmierć stanowi kres zdobywania zasług, zarabiania na niebo, trzeba się do niej dobrze przygotować. Trzeba teraz wykazać maksimum zaangażowania, by osiągnąć życie wieczne, które zacznie się jutro. To dlatego ksiądz Bosko co miesiąc proponował chłopcom odprawienie tzw. „ćwiczenia dobrej śmierci”. Raz w miesiącu chłopcy słuchali odpowiedniej konferencji, przygotowywali się do spowiedzi i odbywali ją tak, jakby następnego dnia mieli umrzeć. W taki sam sposób porządkowali swoje pokoje, rzeczy w szafie, oddawali rzeczy pożyczone, odpisywali na zaległe listy, podchodzili do kolegów i przełożonych, przepraszając za niedociągnięcia i prosili o przebaczenie. Raz w roku powtarzali ten specjalny ryt przy okazji tygodniowych rekolekcji. Czynili wtedy konkretne postanowienia poprawy na czas do kolejnych rekolekcji. Ksiądz Bosko wzmacniał te przeżycia, podejmując temat rzeczy ostatecznych w swych publikacjach, listach, w słówkach na dobranoc, podczas których zapowiadał np. śmierć jakiegoś wychowanka. Na ścianach domu umieszczał napisy typu: „Bóg cię widzi” lub „Pamiętaj o śmierci”. Ukradkiem wkładał chłopcom do ręki lub pod poduszkę bileciki z takimi samymi myślami.
W XIX w. w Piemoncie nikt nie proponował halloween. Gdyby jednak komuś, jakimś cudem, udałoby się z taką propozycją dotrzeć do oratorium, to śmiem twierdzić, że nie miałaby ona żadnego wzięcia.