- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Formacja uczniów
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. „Patologiczni” szczęściarze
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. RODZEŃSTWO optymalne środowisko wychowawcze
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Dobrze, że nie zabrakło nam odwagi
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Jeden duch i jedno serce
- ROZMOWA Z ... Siedem największych świąt
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Duch rodziny… wielodzietnej
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. Znaki błogosławieństwa
- POD ROZWAGĘ. Afrykańskie maski
- POKÓJ PEDAGOGA. Nadmierna nieśmiałość
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- ZDROWA MEDYCYNA - BIOETYKA. Homoseksualizm a sens płciowości
- DUCHOWOŚĆ. Jak dzieci
- MISJE. Bóg rozumie wszystkie języki
- MISJE. Wolontariat znak miłości
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. W słowach Biblii przemawia Bóg żywy
- PRAWYM OKIEM. Do roboty!
WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Jeden duch i jedno serce
Ania
strona: 8
Jestem najstarsza z piątki rodzeństwa. Mam trzy siostry: Olę, Alicję i Agnieszkę oraz brata Andrzeja. Ola, Andrzej i ja urodziliśmy się, kiedy rodzice byli jeszcze na studiach. Rok po roku. Z pewnością nie było im łatwo, ale my z tego okresu niewiele pamiętamy. Kiedy miałam sześć lat, na świat przyszła Alicja, a trzy lata po niej Agusia.
W naszym domu był zwyczaj mówienia o wszystkim, co jest „nasze-wspólne”. Teraz, kiedy mam 24 lata, nie jest to już może aż tak wyraźne, bo przecież każde z nas powoli planuje swoje życie, mniej lub bardziej samodzielnie. Pamiętam też, że kiedy byliśmy mali, wszystko było wspólne, od czekolady, którą trzeba się było podzielić, po rower czy pokój. Wspólny był też samochód i nasza firma. Ta świadomość od samego początku uczyła nas odpowiedzialności, bo jeśli coś jest nasze, to jest też moje, więc muszę o to dbać i to szanować. Z drugiej strony, jeśli coś jest wspólne, to trzeba się tym dzielić, trzeba nauczyć się dostrzegać drugą osobę i jej potrzeby. Kiedy byliśmy na tyle duzi, że potrafiliśmy już „pokonać” bałagan czy brudne naczynia, wprowadziliśmy dyżury w sprzątaniu. Podział obowiązków był bardzo dobry, nauczył nas nie tylko odpowiedzialności, ale też szacunku do czyjejś pracy, bo sami doświadczaliśmy, ile trudu trzeba w nią włożyć.
Jako dzieci lubiliśmy ze sobą przebywać, poza tym rodzice uczyli nas tego, żebyśmy mogli na siebie liczyć, także wtedy, gdy ich przy nas nie będzie. Kiedy urodziły się młodsze dziewczynki, trzeba było pomóc w opiece nad nimi. Z jednej strony było to trudne, bo rola starszej siostry kazała mi wcześniej „wydorośleć”, ale z drugiej strony dała mi udział w czymś bardzo pięknym. Widziałam, jak dorastają. Miałam możliwość obserwowania, jak zmienia się i dojrzewa człowiek od chwili narodzin. To niesamowite. A poza tym, my się po prostu lubimy i jesteśmy ze sobą zaprzyjaźnieni.
W naszym domu jest zwyczaj wspólnej modlitwy. Różną ma formę. Kiedy byliśmy mali, był to wspólny pacierz przed pójściem spać. Teraz trudno zgromadzić wszystkich razem, bo troje z nas studiuje, ale i tak staramy się o tym pamiętać. To rodzice dołożyli wszelkich starań, żebyśmy poznali Pana Boga i zobaczyli, jak pięknie można z Nim żyć. Wydaje mi się, że On nas bardzo jako rodzinę scala, choć jesteśmy normalnymi ludźmi i gorszych dni nie brakuje. Wiemy też doskonale, co to znaczy kłócić się, lecz mimo wszystko bardzo się kochamy.
Nie napisałabym tego wszystkiego o mojej rodzinie, gdyby nie zeszłoroczna historia z moją chorobą… Rok temu dowiedziałam się, że mam guza mózgu. Dzisiaj, rzecz jasna, żyję i muszę przyznać, że miniony rok był... najpiękniejszym z moich dotychczasowych lat. Bardzo dużo się pozmieniało w moim sercu i dobrze mi z tymi zmianami. Nie napisałabym tego wszystkiego, gdyby nie doświadczenie wspólnoty mojej rodziny w tym wyjątkowym czasie. Przez cały ten bardzo trudny, ale i piękny czas to właśnie oni przy mnie byli, mimo że chwilę wcześniej nie chciałam ich wpuszczać do mojego życia. W chorobie doświadczyliśmy jednak, jak jesteśmy dla siebie ważni. Zobaczyłam, jak wielkim są dla mnie skarbem i jak bardzo jest w nas „jeden duch i jedno serce”.
Dziękuję Panu Bogu, że pozwolił mi wychować się w mojej Rodzinie, że jest nas tak dużo i że rodzice wychowali nas właśnie w ten sposób.