- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Formacja uczniów
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. „Patologiczni” szczęściarze
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. RODZEŃSTWO optymalne środowisko wychowawcze
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Dobrze, że nie zabrakło nam odwagi
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Jeden duch i jedno serce
- ROZMOWA Z ... Siedem największych świąt
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Duch rodziny… wielodzietnej
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. Znaki błogosławieństwa
- POD ROZWAGĘ. Afrykańskie maski
- POKÓJ PEDAGOGA. Nadmierna nieśmiałość
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- ZDROWA MEDYCYNA - BIOETYKA. Homoseksualizm a sens płciowości
- DUCHOWOŚĆ. Jak dzieci
- MISJE. Bóg rozumie wszystkie języki
- MISJE. Wolontariat znak miłości
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. W słowach Biblii przemawia Bóg żywy
- PRAWYM OKIEM. Do roboty!
LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Formacja uczniów
ks. Pascual Chávez SDB - IX następca księdza Bosko
strona: 2
Aby kogoś zmienić, wystarczy go kochać. Nasz wpływ sięga tylko tak daleko, jak nasza miłość.
Dokonaliśmy poprzednio refleksji nad powołaniem apostołów, które było decydującym momentem ich życia, oddzielającym „przed” i „po”, rozciągniętym w wierności aż po śmierć. Teraz kontemplujemy wspólne życie Jezusa z uczniami. Jego zaproszenie nie dotyczy nauki doktryny czy dyskusji na tematy religijne, ale dzielenia z Nim misji na rzecz królestwa Boga i Ojca, będącej całym sensem Jego życia. Nie chodzi jednak o pracę do wykonania, ale o bycie w najgłębszym znaczeniu wyznawcami, uczniami i apostołami. „Wszedł na górę i przywołał tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego. I ustanowił Dwunastu, aby mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki i by mieli władzę wypędzać złe duchy” (Mk 3,13-15). Zaproszenie do bycia przyjacielem Jezusa nie przemienia w sposób automatyczny. Przyszłe kolumny Kościoła mają swoje ograniczenia, wady i grzechy. Chrystus rozpoczyna z nimi długi okres formacji, który zakończy zesłanie Ducha Świętego: „Kiedy przyjdzie Duch Prawdy, doprowadzi was do całej Prawdy”.
Jedną z trudności, wobec której musiał stanąć Jezus, jest ambicja i żądza władzy apostołów. Kiedy mówi o swej śmierci, oni dyskutują o tym, który z nich jest największy. Za synami Zebedeusza wstawia się matka: „Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie” (Mt 20,21). Kiedy pozostali się oburzają, Jezus nie potępia tego tak ludzkiego pragnienia, ukazuje za to właściwą drogę: „Kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym” (Mt 20,26-27). Niełatwo im to zrozumieć. Przy innych okazjach Jezus musiał łagodzić ich nieprzejednanie, charakterystyczne dla tych, którzy czują się lepsi od innych: upomina ich, kiedy nie pozwalają czynić dobra w Jego imię komuś, kto nie należy do ich grupy (Mk 9,38-40), zabrania im rzucenia ognia na Samarytan, którzy ich nie chcą na swojej ziemi (Łk 9,51-69). Wobec tych ludzkich ułomności Jezus jest wyrozumiały, cierpliwy i współczujący. Bez pobłażania natomiast domaga się tego, co istotne – wiary. Tu nie pozwala na kompromisy. Nie interesuje Go tłum naśladowców, gotowych jednak opuścić Go, kiedy Jego nauka staje się trudna (J 6). Brak wiary widać też w niemożności zrozumienia przypowieści, które musiał tłumaczyć, a także w niechęci słuchania o męce: „Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać” (Mk 9,32). To postawa ludzi, którzy spostrzegają, że wygodniej jest nie rozumieć.
W Cezarei Filipowej Jezus pyta ich o opinie ludzi na swój temat, po czym zadaje im decydujące pytanie: „A wy za kogo Mnie uważacie?”(Mk 8,29). Nie wystarczy wiedzieć, co mówią inni. Nic nie zastąpi osobistego wyboru wiary i przylgnięcia do Jezusa. Ten brak wiary uwidacznia się w braku gotowości na przyjęcie planu Bożego, wyrażonym przez Piotra. Jezus upomniał go w najsurowszy sposób, słowami, których nigdzie indziej nie użył: „Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie” (Mk 8,33). Są sytuacje, wobec których nie można się wahać, bo w grę wchodzi sama istota bycia uczniem. Ewangelie nie ukrywają nawet najpodlejszych zachowań: tchórzliwego opuszczenia Mistrza przez apostołów w noc aresztowania i zaparcia się Piotra. Ale nawet w ciemnej nocy ucieczki i zaparcia nie gaśnie płomyk, który tli się w ich sercach: miłość do Jezusa, która każe Piotrowi „gorzko zapłakać”, a po Jego śmierci pozwoli im spotkać Zmartwychwstałego i przyjąć moc Ducha Świętego. Niewiele mamy wiadomości o ich życiu, ale wiemy, że pozostali wierni Panu i potwierdzili to krwią. Tylko dla Judasza bliskość Jezusa nie zamieniła się w pójście za Nim, Kościół jednak nawet o nim nie wydaje definitywnego wyroku. Pomińmy milczeniem to, o czym nawet Bóg zamilczał.
Św. Jan Bosko wobec swoich pierwszych salezjanów naśladował tę Jezusową pedagogię. Nie był dobrotliwym dziadziuniem, który wszystko toleruje. Był ojcem czułym i wyrozumiałym, ale i wymagającym. „Przymykał oko, czasem nawet oba, na wady i niedoskonałości swoich młodych współpracowników”, ale był nieubłagany wobec niemoralności, bo w grę wchodziło dobro jego wychowanków. Nie zadowalał się powierzchownością, ale ukazywał drogę świętości. To dzięki temu, spod jego wychowawczego dłuta, wychodziły takie arcydzieła, jak św. Dominik Savio i wielu innych młodych ludzi, którzy odeszli w opinii świętości.