- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Wspólnota wychowawczo-duszpasterska
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Wychowywanie dzieci chorych
- WYCHOWANIE. Konieczna obecność
- WYCHOWANIE - OKIEM RODZICA. Najważniejsze opanować strach
- ROZMOWA Z... Chciałem robić coś fajnego
- GDZIEŚ BLISKO. Na pewno inni?
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Wobec choroby wychowanka
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- DUCHOWOŚĆ. Trędowaty Mesjasz
- DUCHOWOŚĆ. Odejście z Kościoła
- POD ROZWAGĘ. Magia XXI wieku
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Campo Bosco
- MISJE. Na Syberii
- MISJE. Konkurs
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Sługa Boży ks. Wincenty Cimatti
- W ANEGDOCIE
- Z ŻYCIA BŁOGOSŁAWIONYCH ORATORIANÓW
- CHOWANIE. Nie niesie mnie – sam idę
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ...
TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ...
mama Ania
strona: 21
Bywa, że moje dzieci mają „bogate życie wewnętrzne”. A zdarza się, że wzbogacają je jeszcze intensywniej... A przy tym, tak to już z łotrzykami jest, próbują je ukryć, żeby czasem starszyzna nie zareagowała za szybko... Tak czy inaczej od czasu do czasu pojawiają się w nich bakterie. A takie bakterie trzeba ukryć. W tym celu nie płaczą, nie narzekają, nie gorączkują, bawią się z nowymi kumplami w najlepsze. Ale, nie ma niczego takiego, co można ukryć przed mamą. Wytropię, zdiagnozuję i… spróbuję zaradzić.
– Streptococcus pneumoniae gryzą Olka w ucho - mówi pani doktor.
– Nie lusiaj, to moje ucho – broni się Olek.
Sprawa jest prosta, ale tylko z jednej strony lekarskiego biurka: podajemy lek w zawiesinie. Znacznie bardziej skomplikowana okazuje się z punktu widzenia właścicielki ręki, która ma ją podać. Trzeba umieć stanąć na rzęsach, żeby umieścić łyżeczkę z lekiem w buzi Olka, a i tak nie kończy to sprawy, bo miewa tendencje do natychmiastowych „powrotów”.
Pierwsza łyżeczka wchodzi zwykle bez problemów. Za drugim razem, dla zaskoczenia biorę strzykawkę, łyżeczka wylądowałaby na ścianie. Dawka trzecia to już podstęp: rękę ze strzykawką trzymam z boku, poza zasięgiem wzroku, żeby znienacka wyciągnąć zza pleców. Dwie porcje białego paskudztwa dziennie oznaczają 12 godzin przerwy na opracowanie kolejnego podstępu. Za każdym razem innego! W pracy kreatywna, więc dlaczego mam nie być w domu… Zmieniam kolory łyżeczek. Dla zmylenia przeciwnika. Zmieniam scenografię, żeby nie wywoływać odruchów Pawłowa. Udaję helikoptery, samoloty i inne cuda. Pokazuję słodycze w ramach szantażu. Teorię mam opanowaną: zawiesinę należy umieścić jak najdalej w buzi, może odbiorca nie poczuje smaku, a nawet jeśli poczuje, to będzie już za późno na wyplucie. Teoria swoje, praktyka swoje. Pluć się da, niezależnie od lokalizacji zawiesiny. Gimnastykuję się, a Olek pluje w najlepsze. Podobno chory miał być! Skąd ma tyle sił?
Poradniki dla rodziców mówią, że zapalenie ucha to straszny ból i temperatura! Tak, i owszem, temperatura jest, ale w normie, 36,6. A ból? Hmm, chyba tylko, kiedy Olek mnie szczypie. To wszystko bajki, co piszą w książkach. Moje dzieci chorują dla rozwoju pomysłowości... rodziców.