- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Wspólnota wychowawczo-duszpasterska
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Wychowywanie dzieci chorych
- WYCHOWANIE. Konieczna obecność
- WYCHOWANIE - OKIEM RODZICA. Najważniejsze opanować strach
- ROZMOWA Z... Chciałem robić coś fajnego
- GDZIEŚ BLISKO. Na pewno inni?
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Wobec choroby wychowanka
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- DUCHOWOŚĆ. Trędowaty Mesjasz
- DUCHOWOŚĆ. Odejście z Kościoła
- POD ROZWAGĘ. Magia XXI wieku
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Campo Bosco
- MISJE. Na Syberii
- MISJE. Konkurs
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Sługa Boży ks. Wincenty Cimatti
- W ANEGDOCIE
- Z ŻYCIA BŁOGOSŁAWIONYCH ORATORIANÓW
- CHOWANIE. Nie niesie mnie – sam idę
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ...
SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Wobec choroby wychowanka
ks. Marek Chmielewski SDB
strona: 12
Choć ksiądz Bosko zasadniczo stawiał na pracę z dziećmi zdrowymi, choroba nie wykluczała jednak nikogo z kręgu jego zainteresowania. Nawet jeśli była przewlekła.
Kiedy zdamy sobie sprawę, że Oratorium księdza Bosko w znacznej mierze charakteryzowała radość i spontaniczność rozbieganych i pełnych entuzjazmu chłopców, z trudem jesteśmy w stanie uświadomić sobie, że bardzo często dotykały ich choroby. Ksiądz Bosko zasadniczo przyjmował do swego domu chłopców zdrowych. W jednej z wypowiedzi z 1870 r. podkreślił, że pragnie, aby w jego zakładach znajdowali się chłopcy „zdrowi, silni i weseli” a „szpitaliki były pozamykane, natomiast drzwi jadalni szeroko otwarte”.
Jak mógł zabiegał o zdrowie swych chłopców. Wciąż przypominał, aby nie okrywali się zbyt mocno, pozostając w pomieszczeniach, zasłaniali nos i usta przed zimnem, nie wybiegali zbyt szybko na zimne podwórze, przykrywali się dobrze podczas snu itd. Ponieważ jedzenie na Valdocco było bardziej niż skromne, ubrania chłopców pozostawiały wiele do życzenia, a higienę trudno było utrzymać, choroby niestety imały się ich często. Jeśli to tylko było możliwe, chory chłopiec pozostawał w Oratorium. Ksiądz Bosko zapewniał mu opiekę lekarza. Dbał też, aby nie zabrakło mu wsparcia i zainteresowania rówieśników. Sam troszczył się o niego, jak dobry ojciec: rewidował jego obowiązki, proponował pomoc, nakazywał odpoczynek, zmieniał na lepsze jego mieszkanie, łóżko, okrycie, polecał dawać mu dobre jedzenie.
Chłopcy modlili się za chorych kolegów, odwiedzali ich w szpitaliku, uczestniczyli w ceremoniach namaszczenia chorych czy też przy udzielaniu wiatyku. Dominik Savio w taki właśnie sposób towarzyszył swemu przyjacielowi, Kamilowi Gavio, w ostatnich chwilach jego życia. Czasem dla poprawy zdrowia, a w innych przypadkach dla przeżycia ostatnich dni przed śmiercią z najbliższymi ksiądz Bosko decydował się na odesłanie niektórych chłopców do rodziny. Zachowały się listy, jakie przy okazji takiego odosobnienia wymienili między sobą Dominik Savio, pozostający w Oratorium i Jan Massaglia, jego przyjaciel z racji choroby odesłany do domu rodzinnego, gdzie zmarł. Z ich krótkich wypowiedzi przebija moc wychowania otrzymanego w domu księdza Bosko.
Obaj stają na wysokości trudnego zadania. Choroba staje się dla nich częścią życia, które trzeba przeżyć dobrze, aby się zbawić. Jan żywi najpierw nadzieję na szybki powrót do Oratorium, boleje, że nie może się uczyć. Potem godzi się ze śmiercią, prosi o modlitwę, o komunię św., wyraża wiarę w życie wieczne, pozdrawia przyjaciół z Towarzystwa Niepokalanej. Dominik odpowiada mu, przywołując swą tęsknotę za przyjacielem, opowiada o wakacjach, o modlitwach i … zapowiada swą własną śmierć. Umawia się z przyjacielem, że ten, który pierwszy umrze, przygotuje w niebie miejsce dla kolegi. Zachęca Jana do wzajemnej troski o świętość i dobre wykorzystanie ostatnich dni życia. Kończy, przekazując pozdrowienia od siebie i od kolegów.
Choroba nie pozbawia chłopców ideałów i pragnień. W jej obliczu bardzo szybko dojrzewają do świętości, której tak bardzo pragnął dla nich ksiądz Bosko. Najpierw w zdrowiu, a potem w chorobie, są i pozostają wychowankami księdza Bosko. Do końca. Bo chory potrzebuje nie tylko opieki, ale tego, aby traktować go poważnie, poczucia godności, bycia potrzebnym, miłości, czynienia dobra, które komuś jest potrzebne. A te wartości i postawy niesie przecież ze sobą system wychowawczy księdza Bosko. Kto wie, czy to właśnie nie tego typu doświadczenie bycia „z” i „dla” wychowanka chorego pozwoliły księdzu Bosko lepiej zrozumieć wychowawcze znaczenie choroby. Stawała się ona okazją do wezwania chłopców do służenia sobie i wzajemnego wsparcia, była pretekstem do przywołania prawdy o śmierci i rzeczach ostatecznych, pomagała w kształtowaniu w oratorianach zmysłu bojaźni Bożej. Tu też trzeba chyba szukać korzeni wymiaru ofiarniczego charyzmatu salezjańskiego, który w pełni dojrzał w bł. Auguście Czartoryskim i słudze Bożym Andrzeju Beltramim, a także w dziełach bł. Alojzego Variary i ko. Artemidesa Zattiego.