Dostałem nowe życie
Dawid
strona: 18
W moim domu było za dużo bólu cierpienia, czułem się niepotrzebny. Rodzice rozwiedli się. Swoim rozwodem chcieli dokonać rzeczy niemożliwej - zaprzeczyć dowodowi ich miłości, czyli mnie, ich dziecku.
Kiedy życie było zbyt ciężkie uciekałem w świat iluzji, żeby zapomnieć o bólu. Zacząłem chodzić na imprezy, które zazwyczaj kończyły się dla mnie utratą przytomności z przepicia. Zacząłem też eksperymentować z marihuaną tak dziś rzekomo nieszkodliwą. Po tych „nieszkodliwych chwilach” do dziś nie pamiętam paru dni, które wtedy przepaliłem. A wszystko to, dlatego że czułem się niekochany i nie potrafiłem kochać.
Kościół? Jawił mi się jako średniowieczny twór, który nie wiadomo, dlaczego jeszcze przetrwał. A Bóg? Był, ale niezbyt ważny, bo w końcu wybrałem inną drogę życia. Sam dla siebie stałem się bogiem. Trudno było mi iść do kościoła, w którym czułem się obco, pomimo, że zostałem przecież ochrzszczony, wysłany do komunii
Zrezygnowałem z dwóch szkół – stwierdziłem, że już nie ma sensu się uczyć. Moja mama zmusiła mnie jednak, żebym kontynuował moją „karierę naukową” i wysłała mnie do najgorszej szkoły w województwie, gdzie generalnie chodziło o to, żeby przeżyć i nie dać się zabić. Moje życie ogarnęła pustka i poczucie totalnego bezsensu, więc postanowiłem je zakończyć. Próbowałem popełnić samobójstwo. W szpitalu, kiedy coraz bardziej słabłem, wiedziałem, że nikt z ludzi nie usłyszy już mojego wołania o pomoc. Wołałem więc w głębi siebie: „Boże, jeżeli jesteś, to mi pomóż!”
Właśnie wtedy pierwszy raz w życiu poczułem się kochany, autentycznie odczułem miłość Bożą! Coś w rodzaju: „Nie bój się! Ja ciebie kocham!” Dopiero później doszło do mnie, że to Jezus, który był przy mnie w najgorszych momentach mojego życia. Trudno mi było wyobrazić sobie, że można żyć inaczej. Ale dostałem nowe życie! Tak za nic, kompletnie za darmo, niczym sobie na nie zasłużyłem.
Teraz w moim życiu jest nadal wiele problemów i trudności, ale dzisiaj wiem, że wiem dlaczego i po co to cierpienie i że ponad tym wszystkim jest miłość i sens, którego nie było. Gdybym nie odczuł miłości, nie zostałbym przy Bogu. Niezależnie od tego, co będzie się działo ja już należę do Pana. Upadam, podnoszę się, ale ponad tym wszystkim zawsze jest Bóg. Z każdym dniem przekonuję się, że dla Pana Boga nie ma rzeczy niemożliwych, nie ma sytuacji, przez które nie mógłby mnie przeprowadzić. Dla Niego nie ma „marginesu” i podziału na lepszych i gorszych – wszyscy są kochani jednakowo, nawet ci „najgorsi”, a może przede wszystkim oni, bo przecież zdrowi nie potrzebują lekarza.
Dziś istotą dla mnie nie jest mój grzech, ale miłość, która jest żywa, która jakby tworzy zaplecze dla czynnego życia, miejsce gdzie zawsze mogę odpocząć. Z całą moją nędzą, żyję w miłości, która mówi do mnie: „Nie lękaj się, odwagi, Ja Jestem, nie opuszczę cię ani pozostawię”.